Ponieważ mam już prawie 77 lat, postanowiłam napisać parę słów o aptece w Jabłonce i o mojej znajomości z Andrzejem Dziubkiem.
Moja mama, Maria Krzemińska-Grzybała prawie przez 20 lat, a było to w latach 1960-1979, była kierowniczką apteki w Jabłonce Orawskiej i pracowała z Panią Magdaleną Dziubek, mamą Andrzeja Dziubka.
Napiszę wyrywkowo ciekawe zdarzenia, które utkwiły mi w pamięci.
8 grudnia, sobota, były imieniny mamy. Przyjechaliśmy z bratem do Jabłonki do apteki, a tu wieść nie z tej ziemi. Andrzej Dziubek poprzedniego dnia wyszedł popołudniu i nie wrócił na noc do domu spać. Dzisiaj to zniknięcie opisywane jest w internecie, że udał się na długą wycieczkę. Ja też będę trzymał się tego zwrotu w moich wspomnieniach.
Rzeczywiście wycieczka była bardzo długa, a dokąd? Podejrzenie było proste. Andrzej wybrał się do Austrii przez Zieloną Granicę. Został tam przerzucony przez zorganizowaną grupę. Trzeba pamiętać, że to okres głębokiego komunizmu, a skutki tej wycieczki były nieciekawe dla rodziny, zwłaszcza jego ojca. Już w poniedziałek lub we wtorek był u mamy w aptece dr Jan Harbut, kierownik Ośrodka Zdrowia w Jabłonce z pomyślną wiadomością. Pani Magister, Andrzej już jest w Austrii, podało Radio Wolna Europa. Szczęśliwie pokonali granicę Czechosłowacko-Austriacką, która była odpowiednio strzeżona. Granicą, a były to druty kolczaste, musieli przeczołgać się po ziemi, a raczej po śniegi, zawinięci w białe prześcieradła, aby nie byli widoczni. O tym fakcie opowiadał mi Andrzej, w Jabłonce, na Zjeździe Orawian, gdy byłem na jego koncercie, a potem na spotkaniu z mamą w domu.
Nastąpiły ciężkie chwile dla emigranta – uciekiniera w Austrii. Został umieszczony w obozie dla emigrantów z krajów komunistycznych w Traiskirchen, koło Wiednia. Losy, dalej potoczyły się tragicznie. Pracując przy maszynie stracił część dwóch palców z jednej z rąk, co teraz bardzo utrudnia mu granie na gitarze. W Jabłonce dr Augustyn Dziubek, tata Andrzeja, podjął decyzje, aby jechać do Austrii i przywieźć syna do domu.
Na początku były wielkie problemy z uzyskaniem paszportu i zgodą na wyjazd. W końcu sprawa wyjazdu przybrała skuteczny obrót. Moja mama, jak się dowiedziała o tym planie, tłumaczyła doktorowi, że zrobi Andrzejowi wielką krzywdę, jak go tu przywiezie: zmarnujesz mu życie – mówiła parę razy. – W Polsce spotka go tu wielka kara za ten nielegalny wyjazd. Będzie szykanowany. Będzie miał problem z dostaniem się na studia. Tam, gdy zostanie to się mu życie ułoży i będą z niego ludzie. Na pewno dostanie pomoc jako emigrant i człowiek w tak młodym wieku. Andrzej nie miał jeszcze 18 lat. Był bardzo zdolny muzycznie i artystycznie, o czym bardzo dobrze wiedziała moja mama.
Do Austrii, do Traiskirchen, tata Andrzeja dotarł. Z uwagi na bezpieczeństwo nie został wpuszczony na teren obozu. Z tego, co mi wiadomo, Andrzej z daleka mógł się zobaczyć z ojcem. Doktor wrócił do domu bez syna. Moja mama powiedziała wtedy: Chwała Bogu, że został. Zobaczysz, że będzie w przyszłości wszystko dobrze. Napisała też później list do Andrzeja. Życzyła mu wszystkiego najlepszego i sukcesów, a nawet nie krytykowała jego wyjazdu. O tym mi mówił Andrzej na spotkaniu w domu u mamy. Niestety ten list mu zaginął i już nie znalazł potem.
Jeszcze jedno ciekawe zdarzenie, którego byłem świadkiem. Były to wakacje. W niedziele przyjechali do apteki z Oslo w Norwegii Państwo Hartman. Andrzej u nich mieszkał, jak studiował. Przywieźli list do rodziców, który mama oddała Pani Magdzie Dziubkowej. Norwegowie znali niemiecki, moja mama też perfekt mówiła po niemiecku. Bardzo chwalili Andrzeja za jego zdolność i pracowitość. Pamiętam, co mówił im Andrzej o swoim tacie, że był bardzo wymagający i ostry. Pani Magda bardzo żałowała, że nie była wtedy, w domu w Jabłonce. Dzisiaj Andrzej jest znany w Polsce i Norwegii oraz oczywiście na całej Polskiej Orawie. Znany jest ten słynny jego przebój Bo jo Cie kochom. Reasumując, moja mama miała rację, że wyrosną niego znani ludzie.
Jacek Grzybała, syn mgr Marii Krzemińskiej – Grzybałowej, Kieowniczki Apteki w Jabłonce Orawskiej w latach 1960-1979.
fot. z archiwum autora Jacka Grzybały, ok. roku 1962, 1963.