Orawianie od dawien żyją na granicy. Przywykli do niej. Granica niejako w nich wrosła. Można powiedzieć, że jest znakiem, symbolem orawskiej ziemi. Pogranicze, powiedział kiedyś na legendarnym już dzisiaj kazaniu w Lipnicy Wielkiej ksiądz profesor Józef Tischner, osobliwe rzeczy wyczynia z człowieka: Na granicy można albo zgłupieć, albo zmądrzeć. Można powiedzieć tak: kto głupi, a postawi się go blisko granicy, to zostanie jeszcze głupszy, a kto mądry i stanie blisko granicy-ten zobaczy wielkie horyzonty i wielkie światy.
I tak górale orawscy żyją od wieków między Tatrami a Beskidami, między Polską a Węgrami i Słowacją, miedzy kulturami, tradycjami. Ich tożsamość kształtowała się w integracji z innymi, poprzez spotkanie z tym innym, z tym z drugiej strony. Granica więc wzbogacała, wręcz absurdalnie otwierała na świat. Kto mądry zyskiwał, uczył się ufności, wyzbywał naiwności, uczył się pokory, wyzbywał pychy. Jednak granica była widoczna, żyła, było widome co moje, co nasze, co orawskie.
Dzisiaj Orawa staje w obliczu zupełnie innej granicy, niewidzialnej, zaborczej. Trudno ją uchwycić, jeszcze trudniej zrozumieć. Wymyka się co chwile. Jest doraźna, chaotyczna, płynna. Współczesny mieszkaniec Orawy staje na granicy dwóch światów, dwóch kultur, dwóch cywilizacji. Staje między tym co lokalne, a tym co globalne. I jest niemal pewne, że z tej konfrontacji na porażkę skazane jest to co dawne, swojskie, po prostu orawskie. Globalizacja ma bowiem wiele do zaoferowania: błyskawiczna komunikacja, anonimowość, rozwój ekonomiczny, komercjalizacja, demokracja liberalna, szeroko pojęta wolność.
Świat XXI wieku to zupełny rozpad dawnego modelu życia. Guy Sorman, amerykański pisarz, stwierdza, że dzisiaj każdy może wybrać własny model życia, używając dowolnych elementów zaczerpniętych ze wszystkich cywilizacji. Współczesnego człowieka nazywa kulturowym Metysem, posiadaczem wielu tożsamości. Dla niego jednak globalizacja jest szansą dla małych, już znikających kultur. To, co prawdziwe, oryginalne, żywotne może przetrwać w wielkim, zunifikowanym świecie. Taka lokalna kultura może wręcz się umocnić, na nowo odżyć. Jednak trzeba wielkiej mądrości, aby ją zachować, ożywić, pozostawiona sama sobie zaginie. Stojąc na tej globalnej, nieuchwytnej granicy trzeba wielkiej roztropności, bo łatwo po prostu zgłupieć, łatwo zabłądzić. A jak pisze Ryszard Kapuściński- za wyrwanie za swojej kultury płaci się wysoką cenę
(Robert Kowalczyk tekst z 2007 r.)