Orawka świadkiem wielkiej tragedii

Pamięci zestrzelonych lotników

Andrzej Chytkowski – wspomnienia z archiwum rodzinnego

Obchody Uroczystości przyłączenia części Orawy do Niepodległej Polski są okazją do przypomnienia wielkiej tragedii. Mija 81 lat od 3 września 1939 roku. Wtedy to niebo nad Orawką stało się świadkiem tragedii polskiej załogi z 24 Eskadry Rozpoznawczej. Ziemia orawska wchłonęła do siebie dwóch polskich lotników: podporucznika obserwatora Tadeusza Prędeckiego oraz strzelca samolotowego kaprala Rudolfa Winducha. Z katastrofy cało wyszedł kapral pilot Aleksander Rudy, który po wojnie zmienił nazwisko na Rudkowski (tym nazwiskiem będę się posługiwał). Tamten wrześniowy dzień to dziś wielka i niezapomniana historia tego regionu.

24 Eskadra Rozpoznawcza, wchodziła w skład 2 Pułku Lotniczego w Krakowie. Stacjonowała na lotnisku Rakowice. Wyposażenie stanowił samolot PZL P-23B “Karaś”. Był to samolot rozpoznawczo-bombowy. Konstrukcja metalowa. Załoga trzyosobowa (pilot, obserwator, strzelec). Uzbrojenie stanowił jeden stały i dwa ruchome karabiny maszynowe.
Ładunek bomb do 700 kilogramów. Czynności mobilizacyjne przeprowadzono w dniach 24 i 25 sierpnia 1939 r. i rzut kołowy został skierowany na lotnisko polowe w Klimontowie za Proszowicami. Rzut powietrzny odleciał tam 31 sierpnia o świcie.

1 września, w godzinach rannych wysłano dwie załogi na rozpoznanie południowego i północnego skrzydła Armii Kraków. Ujawniono ruchy nieprzyjaciela na linii obrony 1 Brygady Górskiej i marsz kolumny pancerno-motorowej na Nowy Targ i Spytkowice oraz jednostkę zmotoryzowaną, w rejonie Lubliniec – Częstochowa. Rozpoznania powtórzono po południu. W jednym z lotów wzięła udział załoga ppor. obs. Prędeckiego.

2 września w godzinach rannych wysłano samolot na rozpoznanie rejonu Częstochowy. Po powrocie maszyny wydano rozkaz zbombardowania wykrytej kolumny wroga. Wyznaczono sześć samolotów. Po wykonanym zadaniu wszystkie załogi, osłaniane przez myśliwce powróciły na lotnisko polowe. W trakcie zadania ranny w dłoń zostaje ppor. Prędecki, który po opatrzeniu lekarza pozostał w jednostce. Po południu rozpoznano rejon Jordanowa i Chabówki.

3 września o świcie ponownie rozpoznano rejon Chabówki potwierdzając obecność nieprzyjaciela. Na zwołanej odprawie wyznaczono sześć załóg na zbombardowanie wojsk niemieckich w tym załogę ppor. obs. Tadeusza Prędeckiego, kpr. pil. Aleksandra Rudkowskiego, kpr. strz. Rudolf Winducha.

Załadowano maksymalną ilość bomb na samoloty. Około 8, na znak chorągiewki startowego, kapral Rudkowski zwiększył obroty silnika i kiwając się niezdarnie na boki na nierównym terenie, zmierzał na przeciwległy kraniec lotniska, do miejsca startu. Tam odwrócił “Karasia” o
180 stopni pod wiatr. W tym manewrze pomógł mu mechanik podtrzymując skrzydło. Odbyła się ostatnia próba silnika na pełnych obrotach przy zahamowanych kołach, pożegnanie skinieniem ręki z mechanikiem i start. Mimo pełnego gazu, koła obciążonego bombami samolotu ugrzęzły w miękkim terenie. Doświadczony pilot z trudem poderwał maszynę w powietrze. Śmigło i podwozie otarły się o szczyty drzew rosnących w parku, obok szkoły, w której kwaterowali.

W umówionym miejscu nad Wieliczką do krążącego na wysokości 1000 m samolotu dołączyły dwie kolejne maszyny. Po uformowaniu szyku trójkowego przyjęły one kurs Podwilk – Jabłonka. Pogoda była piękna, niebo bezchmurne. Zostawili za sobą po prawej stronie Kraków. Unosił się nad nim kłąb czarnego dymu w rejonie dworca towarowego i mniejszy w okolicy lotniska rakowickiego.

Niebawem znaleźli się nad Jabłonką. Boczne maszyny odeszły lekko w bok, by wypatrywać wroga. W pewnej chwili pilot Aleksander Rudkowski zobaczył coś dziwnego pod drzewami: ruch samochodu, żołnierz z biegu. Przekazał informatorowi, że coś tam jest. Leciał wówczas z prawej strony szosy, by widzieć jej lewą część. “Karaś” to samolot “ślepy” do obserwacji z powietrza. Trzeba troszeczkę odejść, albo go przechylić. Przechylił więc maszynę i zobaczył więcej pojazdów ukrytych wśród drzew i krzewów. Poleciał daleko poza ostatni widoczny pojazd w kierunku Słowacji. Tam na wysokości 1300 metrów pod cumulusami, wykonał zwrot o 180 stopni. Ponieważ cel był wąski, maszyny ustawiły się w ciąg jedna za drugą. Pierwszy nadlatywał samolot pilota Rudkowskiego. Zbliżając się do nieprzyjaciela, senna, skąpana w słońcu ziemia zionęła ogniem.

Maszyna zeszła poniżej 1000 m. Obserwator Tadeusz Prędecki położył się w gondoli bombardierskiej przy celowniku i naprowadził pilota na cel sygnalizacją świetlną. Samolot posłuszny sterom poszedł jak po sznurku. Obrona przeciwlotnicza strzelała ze wszystkich stron, skupiając się głównie na pierwszym samolocie. Będąc na kursie bojowym, pilot nie miał czasu patrzeć na ziemię. Jego wzrok utkwiony był na przyrządach pokładowych, a dłoń na sterze wykonywała polecenia obserwatora. Żaden unik czy zmiana obrotów nie może mieć miejsca. Każda bliska eksplozja wytrącała samolot, a pilot wyrównywał sterami.

Głośny okrzyk ppor. Prędeckiego “bomby poszły” i pilot z ulgą wykonał głęboki zakręt w lewo, by jak najszybciej uciec od tego piekła. Jeszcze zobaczył jak dwie bomby parabolą uciekają do tyłu. Pozostały do wyrzucenia jeszcze cztery bomby. Do drugiego ataku pilot podszedł tak jak za pierwszym razem – z tym że skrył się w chmurach, by jak najdłużej unikać ostrzału. Wychodząc z nich, zauważył na przedłużeniu celownika grupę niemieckich żołnierzy. Oddał w ich kierunku dwie serie z karabinu maszynowego i trzecią z małą poprawką. Poderwał maszynę na 1300 m. i znalazł się na kursie bojowym Jabłonka – Orawka. Pięć kilometrów przed głównym celem otworzyła ogień obrona przeciwlotnicza. Początkowo niecelnie i chaotycznie. Spocony z emocji pilot wcisnął się głębiej w swój fotel bacznie obserwując sygnały świetlne, którymi Tadeusz Prędecki naprowadzał.

Cała ziemia stała się nagle strzelającym ogniem. Pociski smugowe krzyżowały się wokół samolotu. Leciały nawet całkiem płasko, gdzieś z południowego zbocza góry. Aleksandrowi Rudkowskiemu trudno było utrzymać maszynę w linii lotu wytrąconą ciągłymi eksplozjami. Coraz bardziej zdenerwowany, łokcie przyłożył do tułowia, jedną dłonią mocno przyciskając manetkę gazu, a drugą ster i patrząc na przyrządy. Przez myśl przemknęło wspomnienie ze szkoły pilotażu, gdzie instruktor przestrzegał nie ulegać panice, bo to będzie koniec. Przed samolotem Niemcy położyli ogień zaporowy. Bombowiec nie ma możliwości zrobienia uniku jak myśliwiec lub wycofania się. Pod nim jest cel dla bomb.

Aby częściowo uciszyć ziemię, karabin maszynowy kaprala Rudolfa Winducha, grzechotał bez przerwy, napełniając kabinę ostrym zapachem prochu. Załoga była nad celem. Zabłysły czerwone światełka, a ppor. Prędecki krzyknął “bomby poszły“. Znowu pilot wykonał lewy zakręt, lecz w tym momencie za jego plecami nastąpił silny wybuch. Maszyna się zachwiała, gwałtownie zerwała i stanęła dęba. Wytraciła prędkość i zwaliła w korkociąg. Pilot dodał pełny gaz dla uzyskania mocy. Odepchnął ster, by doprowadzić do lotu poziomego. Stery były miękkie i nie zareagowały. Samolot spadł bezwładnie w dół.

Odpadło prawe skrzydło. Pilot odwrócił głowę i zobaczył, że obserwator ppor. Tadeusz Prędecki leży na brzuchu w gondoli, a obok niego w kadłubie widoczna jest dziura po pocisku. Kapral Rudolf Winduch natomiast wisi w pasach na stanowisku strzeleckim i nie odpowiada na pytania pilota. Ten odpiął swoje pasy mocujące go do fotela, odryglował kabinę i silnym uderzeniem ręki wypchnął ją na zewnątrz.

Do kabiny wdarł się ogień – pełno było go wszędzie. Pilot zamknął oczy i po omacku odnalazł uchwyt do wychodzenia. Uniósł się tak, by spadochronem nie zaczepić o wzmocnienie i wyszedł na zewnątrz. Po przełożeniu nogi na lewe skrzydło, został wyrwany przez pęd powietrza. Stracił na chwilę świadomość, gdy uderzył głową w usternienie ogonowe. Koziołkując w dół, odzyskał ponownie przytomność. Wyszarpał na całą długość uchwyt otwierający spadochron.

Niemieccy żołnierze prowadzą wziętego do niewoli kpr. pil. Aleksandra Rudego, jedynego członka załogi, który zdołał się uratować. Żołnierz z lewej niesie Jego spadochron (ze zbiorów Tomasza J. Kopańskiego)

Wykonał jeszcze półtora obrotu i zawisł. Spadochronik “pilocik”, położył się na głównej czaszy. Zapadła cisza. Z prawej strony dym wskazywał miejsce upadku samolotu. Rudkowski poprawił się na pasach i w tym momencie zobaczył i usłyszał pociski przelatujące obok jego głowy. Za chwilę z drugiej strony. Z kołatającym sercem popatrzył na ziemię. Pozostało jakieś czterdzieści metrów. Gwałtowny trzask i ręce z pasami poleciały w dół. Zrobił salto i upadł na ziemię. Nie mógł się ruszyć, zrobiło się mu gorąco. Było cicho, z on leżał przykryty spadochronem. Odczuwał bezwład prawej ręki i nogi. Lewą ręką zsunął spadochron z głowy. Zobaczył iż leży na polu kapusty, w pobliżu rzeczki. Po jej drugiej stronie, wyskoczyli z samochodu niemieccy żołnierze. Nagle tuż przed nim uderza pocisk. Ziemia prysnęła. Leżąc bezwładnie, zobaczył jak go okrążają. Podszedł do niego żołnierz z rewolwerem i przyłożył broń do jego głowy, coś krzyknął. Leżał na ziemi i nie miał siły wstać. Podbiegli też inni żołnierze i zdejmując spadochron szarpią lotnika. Zabrali wiszącego na pasie „Visa”. Pokazali, aby wstał, ale Rudkowski nie może. Podnieśli go i postawili na nogi, lecz on ponownie upadł na ziemię. Obserwujący to oficer, rozkazał, aby wzięli go pod ręce. Tak został przeciągnięty przez rzeczkę i doprowadzony do góralskiego domu w Orawce.

Po jakimś czasie nadjechał czarny „Mercedes” z czerwonymi obiciami, do którego został wniesiony i odwieziony pod eskortą do Jabłonki. Wprowadzili go do nowo zbudowanego domu, gdzie przesłuchał go oficer, mówiący łamaną polszczyzną. Po tym został zaciągnięty do budynku naprzeciwko, gdzie jak się okazuje, znajdował się Urząd Gminy wraz z aresztem, w którym go umieszczono. Byli tam żołnierze w mundurach straży granicznej i kobieta. W nocy wszyscy zostali przewiezieni na Słowację, do Rużomberku i umieszczeni na stadionie. Polskiego pilota położono bezpośrednio na trawie.

Pełniący służbę wartowniczą żołnierze słowaccy, poinformowali mieszkańców, że wśród jeńców jest lotnik. Dwie młode dziewczyny przyniosły pilotowi konserwę mięsną i koce. Po trzech dniach kpr. Rudkowski stracił przytomność i został odwieziony do szpitala. Po operacji i 21 dniach pobytu, został odesłany na dalsze leczenie do Wiednia.

Mogiła w Orawce kryje szczątki dwóch członków załogi pechowego „Karasia”, wydobyte z rozbitego i spalonego wraku. Pozostali tam, gdzie zginęli: w miejscu, w którym przyszło im zapłacić najwyższą cenę za wolność Ojczyzny.

Podporucznik obserwator Tadeusz Michał Prędecki, urodził się 5 października 1916 r. W chwili śmierci miał 23 lata. Ukończył Szkołę Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie, 15 października 1938 r. (1 promocja, 3 lokata). Otrzymał przydział do 2 Pułku Lotniczego w Krakowie, do 24 Eskadry Rozpoznawczej. Jednostka po wybuchu wojny, była w dyspozycji dowódcy Armii Kraków. Przed startem do lotu bojowego, dowódca eskadry kpt. Julian Wojda, odradzał ppor. Prędeckienu wzięcie w nim udziału, ze względu na kontuzję ręki, odniesioną dzień wcześniej, ale ten postanowił lecieć.

Kapral strzelec Rudolf Widuch, urodził się w roku 1914. W dniu śmierci miał 25 lat. Służył w 2 Pułku Lotniczym w Krakowie, w 24 Eskadrze Liniowej. Pośmiertnie odznaczony przez Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, Krzyżem Walecznych (rozkaz nr 5/41). Pochodził ze Śląska. Matka i brat, dopiero wiele lat po wojnie dowiedzieli się o jego losie i przyjechali na grób w Orawce.

Skacząc ze spadochronem, uratował się pilot Aleksander Rudkowski. Urodzony 14 kwietnia 1914 r. w Sławicach. W roku 1932 kończy teoretyczny i praktyczny kurs pilotażu w PW Lotniczym, w Lublinku. Od 1933 roku w wojsku, 2 Pułku Lotniczym w Krakowie. Służy w 123 Eskadrze Myśliwskiej. Na własną prośbę w roku 1935 zostaje przeniesiony do 22 Eskadry Liniowej, a następnie 24 Eskadry Rozpoznawczej, z którą wyrusza na wojnę. Ciężko ranny 3 września 1939 r. leczony jest w szpitalu w Rużomberku na Słowacji i Wiedniu w Austrii. Po wyleczeniu w lutym 1940 r. zostaje umieszczony w obozie jenieckim Stalag XVII. Do 1945 r. przemieszczany jest po różnych obozach. Powraca do Polski w czerwcu 1945 r. Od roku 1946 aktywnie działa na rzecz odtworzenia Aeroklubu Krakowskiego, w którym zostaje instruktorem pilotażu. W związku z „czystkami stalinowskimi”, w 1948 roku zostaje odsunięty od latania. W roku 1956, odzyskuje licencję pilota. Od roku 1970, członek prężnie działającego Krakowskiego Klubu Seniorów Lotnictwa. Awansuje do stopnia podporucznika pilota. Zmarł 21 marca 2001 roku. Był odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari, Krzyżem Walecznych, oraz wieloma innymi odznaczeniami.

Wrak zestrzelonego polskiego samolotu, którym zginęli ppor. Tadeusz Prędecki i strzelec kpr. Rudolf Winduch (zbiory Kazimierza Popiela)

Do oficjalnego życiorysu, dodam kilka własnych spostrzeżeń. Gromadząc materiały do przygotowywanej książki, sekretarz KKSL, Pani Maria Pląder, poznała mnie z Panem Aleksandrem Rudkowskim. Było to w grudniu 1993 r. Poświęciliśmy wiele godzin na wspólne rozmowy. Wiem, że był znakomitym pilotem myśliwskim i bombowym. Jako instruktor, rozpalał w młodzieży zamiłowanie do skrzydeł i przekazywał swoje ogromne doświadczenie. Latał na dwudziestu typach samolotów. Ostatni raz uniósł się w powietrze w 1999 roku, podczas święta lotnictwa organizowanego przez KKSL. Na tego typu imprezach gromadził wokół siebie uczestników zabawiając ich śpiewaniem przedwojennych piosenek.

Goszczony w domu Pana Aleksandra, częstowany śniadaniami i czasem domową nalewką przez Panią Zofię (żonę), poznałem jego drugą pasję. Było to malarstwo. Większość jego rysunków powstała w okresie, gdy przebywał w obozach jenieckich. Jak sam mawiał: zabijał czas, aby odpędzić natrętne myśli tęskniące za domem, najbliższymi i lataniem. W pracach tych czuć ogromną wrażliwość, bo i takim był Pan Aleksander.

Po wojnie odnalazł dziewczyny z Rużomberka, które pomogły mu, gdy był ciężko ranny i leżał na murawie stadionu. Doszło do spotkania obfitującego w radość, łzy i wspomnienia.

W roku 1985, w czterdziestą rocznicę zakończenia drugiej wojny światowej, z inicjatywy Aleksandra Rudkowskiego, Krakowski Klub Seniora Lotnictwa (KKSL), podjął decyzję uporządkowania grobów lotników w Orawce. Głównie chodziło o zmianę tablicy z mylnie podanymi nazwiskami poległych i umieszczenie śmigła, jako symbolu śmierci lotnika. Jak zawsze aktywny KKSL, szybko uporał się z wszystkimi problemami i przystąpił do działania. Major pilot w stanie spoczynku Ryszard Drozd, załatwił w jednostce wojskowej śmigło. Podporucznik Józef Zubrzycki, zorganizował wykonanie tablic z metalu kolorowego. Sam inicjator opracował projekt treści tablic, tablicy informacyjnej na łopatę śmigła i orła – godła państwowego. Dzięki przychylności i dobrej woli dyrektora Zakładu Produkcji Chemicznej „Inko”, inż. Eugeniusza Brzezińskiego, przywieziono do Orawki śmigło samolotowe. Przystąpiono do prac związanych z montażem. Brali w nim udział: z KKSL ppor. inż. Stefan Kamiński i ppor. Józef Zubrzycki, ze ZBOWiD Nowa Huta ppor. 5 pułku piechoty Strzelców Podhalańskich Stanisław Kosnalewicz, kierownik domu wypoczynkowego „Inko”, Pan Wincenty Cieślewicz i pracownicy tegoż domu Antoni Grabarczyk i Antoni Rapacz. Z własnej inicjatywy i z własnymi narzędziami, włączył się do pracy mieszkaniec wsi, Pan Jerzy Czyszczoń. 19 lipca zakończono prace montażowe. W dniu następnym młodzież miejscowej Szkoły Podstawowej, pod kierunkiem dyrektora Jerzego Żelazowskiego, uporządkowała teren cmentarza. W intencji poległych lotników i bohaterów powstania warszawskiego, uroczystą mszę świętą odprawił ksiądz proboszcz parafii w Orawce ks. Tadeusz Kwarciak.

Warto pamiętać o wojennym losie. Wiem, że z tamtego wrześniowego dnia, znalazły się w Orawce i Jabłonce osoby, które pomagały rannemu, polskiemu lotnikowi. Stąd też zwracam się do wszystkich, którzy mają informację na ten temat, posiadają części z rozbitego samolotu, bądź chcą poznać szczegóły zdarzenia o kontakt. Warto pamiętać o bohaterach i naszej historii. Upamiętnienie przyłączenia części Orawy do niepodległej Polski jest okazją do wspomnień, natomiast pamięć o tego typu wydarzeniach musi w nas tkwić nie tylko od święta, ale każdego dnia. To musi być nieodłączny element orawskiego żywobycia.

Zobacz też: Odsłonięcie nowego grobowca lotników w 2014 – artykuł na stronie kościoła w Orawce.