Jan Piekarczyk (starszy) – rozmowa z Romaną Górnisiewicz

Niewiele zebrano świadectw z lat, w których decydowała się przynależność państwowa Polaków na Orawie. Tym cenniejsza jest pamięć przechowana przez członków rodzin tych, którzy podjęli odważne działania, żeby po „Wielkiej Wojnie” przyłączyć etnicznie polską część Orawy do Polski.

Zapraszamy do przeczytania unikatowej rozmowy z panią Romaną Górnisiewicz – wnuczką Jana Piekarczyka starszego, prezesa Polskiej Rady Narodowej w Jabłonce, już od 5 listopada 1918 r. stanowiącej na Górnej Orawie tymczasową administrację państwa polskiego.

W tym roku przypada 150 rocznica urodzin tej niezwykłej postaci.

Kim był Jan Piekarczyk ? Kim był dla Orawy, kim dla Pani?

Jan Piekarczyk „starszy” urodził się 1 stycznia 1870 r. Był jednym z wielu rodowitych mieszkańców Jabłonki na Orawie, głęboko w tej krainie zakorzenionym. Syn chłopski z roli Krzysiowej (dawniej Krzyżowej). Jednym z jego prapradziadków był Kasper Jabłoński urodzony ok. roku 1770 (potomek założycieli Jabłonki – Jabłonowskich?), prapradziadek księży Antoniego i Eugeniusza Sikorów i ich brata, długoletniego wójta Jabłonki – Jana Sikory. Wśród krewnych Jana Piekarczyka można znaleźć jeszcze wiele znanych na Orawie postaci (w tym potomków wspomnianego Kaspra). Są to m.in.:

– ks. Jan Jabłoński, wyświęcony w Kalwarii Zebrzydowskiej, ten, o którym wspomina panu Teisseyre, napotkany w czasie wędrówki po Orawie, gospodarz Jurciak Kosina (ks. F. Machay, Moja droga do Polski, wyd.2., 1938, str.15),

– Ignacy Suwada, sekretarz Polskiej Rady Narodowej z listopada 1918 r.,

– Ida Pasiówna, która jako dziecko witała Prezydenta RP przed Domem Ludowym w Jabłonce,

– Erwin Paś – Passowsky, działacz ruchu oporu ( oddział AK “Limba”) w okresie okupacji.

Jan Piekarczyk jako kilkunastoletni chłopak terminował u majstra w Budapeszcie, ucząc się zawodu szewca. Mało co w nim jednak później pracował. Będąc natomiast człowiekiem licznych uzdolnień, sam poszerzał swoje horyzonty zawodowe, zdobywając coraz to nowe umiejętności. Obowiązkową służbę wojskową odsłużył w austriackiej Gwardii Cesarskiej (najprawdopodobniej w Wiedniu). Powołany tam został ze względu na reprezentacyjny wygląd zewnętrzny (wysoki wzrost- mocno ponad 180 cm – smukła, proporcjonalna postawa ciała). Z tego względu (najprawdopodobniej), zmobilizowany w 1916 r. jako 46- letni rezerwista, został skierowany na front, austriacko – rumuński (tam właśnie walczyły wojska austriackie; wojska węgierskie zaś gdzie indziej). Przyszło mu tam, w mokrych i lodowatych okopach, przetrwać jesień i zimę, co odbiło się niekorzystnie na jego zdrowiu. Miał od tego czasu postępujące problemy z poruszaniem się. Po powrocie z wojny oddał się (m.in.) pracy na rzecz polskości Orawy, a od 1918 r., na rzecz jej przyłączenia do Polski, będąc przy tym zaangażowanym, oddanym sprawie i energicznym społecznikiem z charakteru i powołania. Dobro wspólne było dla niego zawsze czymś niezwykle ważnym.

Jan Piekarczyk, mój dziadek, we wspomnieniach całej rodziny, a więc i moich, to człowiek niezwykły i nieprzeciętny, wprost nadzwyczajny. Wielkiego rozumu, roztropności, szlachetności i uczciwości. Cieszący się wielką czcią, szacunkiem i miłością wśród bliskich. Autorytet dla dziewięciorga dzieci, także dla licznych wnucząt, aż po dzisiaj. Przykładny mąż i ojciec – nigdy się z babcią Marią nie kłócili. Na dobranoc zwykł dzieciom opowiadać różne, często wymyślone przez siebie historie – na przykład o niedobrych zbójcach babiogórskich (zakończenie było szczęśliwe, dobro zwyciężyło). Zapewniał je o swojej miłości, mówiąc: “tak wos kochom, ze ani za Babiom Góre, ani za Tatry byk wos nikomu nie oddoł…”

Rodzina była dla Jana Piekarczyka najważniejsza. Dzieciom dał wykształcenie najlepsze, jakie mógł. Najstarszy syn Jan uczył się „na masarza” w Budapeszcie. W 1916r. został powołany do wojska węgierskiego i w jednej z bitew dostał się do niewoli rosyjskiej. Jako jeniec wojenny został odesłany w głąb Rosji do pracy na roli w charakterze „parobka”. Po przewrotach politycznych w tym kraju został uwolniony. Po długotrwałej i pełnej niebezpieczeństw tułaczce powrócił do domu rodzinnego w Jabłonce na Orawie. Osiadł tutaj  na gospodarce jako następca dziadka Jana. Wydatnie wspierał ojca w pracy na rzecz polskości Orawy.

Eugeniusz po ukończeniu gimnazjum w języku węgierskim, studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, najpierw medycynę, później nauki przyrodnicze (z medycyny zrezygnował po wzięciu udziału w studenckiej akcji szczepień ludności przeciw cholerze, która nie przyniosła spodziewanych rezultatów – ludzie szczepieni i tak umierali – a on sam utracił poczucie sensu wykonywania takiej pracy). Uzyskał uprawnienia nauczyciela szkół średnich. Przed II wojną światową pracował w gimnazjum w Grybowie. Podobnie jak brat Jan, współpracował z ojcem (Janem Piekarczykiem starszym) w dziele przyłączenia Górnej Orawy do Polski.

Józef po ukończeniu węgierskiego gimnazjum w Trzcianie (maturę zdawał już w języku słowackim) był słuchaczem kursów Rowida, uzyskując licencję nauczyciela dyplomowanego. Pracował m.in. w szkole powszechnej w Jabłonce (przed II wojną światową).

Karol – najpierw studiował chemię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Potem wstąpił do Szkoły Podchorążych Sanitarnych (Zamek Ujazdowski), jednocześnie studiując farmację na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie uzyskał tytuł magistra farmacji. Wojna zastała go w stopniu kapitana. Służył w Twierdzy Brzeskiej. Powołany został później do Grupy Operacyjnej “Polesie” pod dowództwem gen. Kleeberga. Brał udział w ostatniej bitwie pod Kockiem.

Maria i Helena (moja mama) ukończyły seminarium nauczycielskie w Nowym Targu. W okresie międzywojennym pracowały w szkołach powszechnych na Śląsku.

Małgorzata skończyła szkołę krawiecką w Czarnym Dunajcu.

Anna przebywała u ks. Antoniego Paniaka w Kapitule Spiskiej w Lewoczy, pobierając tam naukę.

Alojzy ukończył techniczną szkołę średnią (prawdopodobnie w Bielsku- Białej), dającą uprawnienia inżynierskie.

Osobiście pamiętam dziadka Jana bardzo słabo, zmarł bowiem kiedy miałam niecałe 3 lata (luty 1956). Jednak dwa epizody z tamtych lat pozostały  w mojej dziecięcej pamięci i tkwią w niej aż do dzisiaj. W jednym z nich siedzę dziadkowi Janowi na kolanach – najmłodsza wnuczka… Drugim był obraz dziadka złożonego chorobą. Tak… mój dziadek – Jan Piekarczyk – był naprawdę niezwykle dobrym i ciepłym człowiekiem… 

Czy zechciałaby Pani opowiedzieć o tym, czym zajmował się Pani dziadek, zwłaszcza o działalności banku w Jabłonce?

Jan Piekarczyk był synem rolnika, zatem prowadzenie gospodarki było jego pierwszym i podstawowym zajęciem. Jednakże z samej uprawy roli na terenie Orawy trudno było się utrzymać. Z tego powodu mieszkańcy tych ubogich ziem, w tym i dziadek, imali się różnych zajęć, by móc wraz z rodziną przeżyć. Ojciec Jana, wysłał go na nauki do szewca, do Budapesztu. Ciężkie to były chwile dla kilkunastoletniego chłopca. Przyszło mu się uczyć zawodu często w głodzie, chłodzie i poniewierce… Po ukończeniu nauki u majstra i odsłużeniu kilkuletniej, obowiązkowej służby wojskowej w Austrii, w roku 1896 Jan Piekarczyk zawarł związek małżeński z Marią z rodu Paniaków, z sąsiedniej roli Panowej. Ani skromna gospodarka, ani szewstwo nie wystarczały, by utrzymać powiększającą się rodzinę. Dziadkowie postanowili zająć się handlem. Zaczynali od sprzedaży… igieł. W późniejszym okresie powstał sklep. Po towar do niego dziadek jeździł do Trzciany, Czarnego Dunajca (kupował tam węgiel), a nawet do Wiednia. Po wybudowaniu domu dziadkowie prowadzili także gospodę (wtedy nazywana karczmą, dziś nazywałaby się restauracją). Ze znanego mi przekazu rodzinnego i z innych źródeł wynika, że dziadek Jan Piekarczyk st. „prowadził bank”. (Wiem też, że pracował nad skonstruowaniem maszyny do liczenia, która usprawniłaby pracę. Niestety nie udało mu się tego ambitnego dzieła dokończyć…). Był to „Słowacki Bank Ludowy”, założony z pomocą posła do sejmu węgierskiego Franciszka Skiciaka (pochodzącego z nieodległego orawskiego Klinu). Mieścił on się w domu wybudowanym przez dziadka Jana, przy głównej drodze tzw. cysarce, na piętrze, wejście było od tyłu budynku. W tym samym, w którym 5 listopada 1918r. podjęto rezolucję w sprawie przyłączenia Orawy, Spisza i Czadeckiego do Polski, a także, w którym miał siedzibę Orawski Komitet Plebiscytowy, w którym przechowywano broń dla TOW, chroniącej działaczy i działania plebiscytowe. Dość obszernie pisze o banku p. Andrzej Grelak w swoich wspomnieniach opublikowanych w ” Orawie” (nr 39, z 2001 r.) Jego ojciec, jak podaje autor, był dyrektorem tegoż banku, a Jan Piekarczyk st.- skarbnikiem. Pan Grelak powołuje się też w swojej relacji na moją mamę, jakoby twierdziła, iż księgi bankowe spaliły się w Dolnym Kubinie w 1945. Mama (Helena Jabłońska z d. Piekarczyk) opowiadała nieraz, że wtedy spaliły się tam (być może celowo podpalone) księgi wieczyste z naszego, polskiego obszaru Orawy. O księgach bankowych nie wspominała. Mogło więc dojść do nieporozumienia w ich rozmowie.

Czy zechciałaby Pani opowiedzieć o działalności politycznej Jana Piekarczyka? Kto rozbroił węgierskich żandarmów i jak doszło do zawiązania Polskiej Rady Narodowej?

Pod wpływem działalności budzicielskiej pierwszych orędowników i propagatorów polskości Górnej Orawy (Teisseyre, Bednarskiego, Matonoga, Sterculi, księży Ferdynanda i Karola Machayów, księży E. i A. Sikorów, ks. M. Jabłońskiego i wielu innych) zaczęło się rodzić w jej mieszkańcach, dawno zapomniane i stłamszone przez zaborców i ich pomocników, poczucie przynależności do narodu polskiego. Wskazano i przypomniano mieszkańcom Górnej Orawy, skąd przyszli na te ziemie ich przodkowie, wykazano polskość ich gwary. Był wśród budzonych i obudzonych także mój dziadek, Jan Piekarczyk.

W swoim pamiętniku „Moja droga do Polski” ks. Ferdynand Machay opisuje pewne spotkanie z nim. Miało ono miejsce na drodze, w Jabłonce, pod koniec października 1918. (Jan Piekarczyk był pierwszą napotkaną osobą po przyjeździe ks. Machaya do Jabłonki). Krótka wymiana zdań na temat aktualnej sytuacji politycznej, zakończyła się wzniesieniem wspólnych, radosnych okrzyków – „Niech żyje Polska!”. Wieczorem tego samego dnia ogłaszali już wolność po całej wsi, wołając wszędzie – “Już my Polocy, już my Polocy!” Ks. F. Machaya bardzo zaskoczyła spontaniczna reakcja dziadka Jana, którego nie udawało mu się dotąd pozyskać do współpracy. Warto więc naświetlić szerzej tę sprawę. Udało mi się pozyskać taką oto opinię: „Ksiądz Machay i jego rodzina, tak jak wszyscy Orawianie, nie mieli wykształconego poczucia narodowości. Co najwyżej czuli się mieszkańcami monarchii austrowęgierskiej,  później Słowakami dzięki budzicielskiej pracy działaczy słowackich. Mieszkańców terenu Orawy łączyła wrogość do Madziarów (żandarmów, urzędników itp).  Ks. Ferdynanda Machaya oświecili Polacy. Stało się tak dzięki wykształceniu i związanych z tym szerokich kontaktów. Jak sam pisze, dziadek nie chciał z nim współpracować ponieważ uważał go za madziarofila. Co jest oczywiste, jeśli przyjąć, że współpracował z panami Styrculą i Matonogiem. Skąd dziadek mógł wiedzieć, jakie są jego prawdziwe poglądy? Ks. Machay pisze Inaczej się mu ta praca podobała.’ Co po polsku znaczy  – oprócz tego (czytaj – madziarofilstwa), podobała mu się ta działalność”.

Można powiedzieć, że chwile wyżej opisane były dla dziadka Jana rozpoczęciem oficjalnej pracy politycznej na rzecz polskości Orawy. Oddał jej się całym sercem, działając z pełnym zaangażowaniem. Z opiniami Jana Piekarczyka st. liczył się ks. Ferdynand Machay, czego dowody można znaleźć w kilku miejscach jego pamiętnika – „Moja droga do Polski”. To synowie Jana Piekarczyka starszego – Jan i Eugeniusz Piekarczykowie,  rozbroili węgierskich żandarmów na początku listopada 1918 r.

Dziadek Jan pytany wiele lat później przez córkę Helenę, moją mamę, o to, co tak do końca przekonało go do Polski, odpowiedział – „Czesi”. Miał na myśli prześladowanie przez nich katolików, wyśmiewanie i poniżanie osób wyznających religię katolicką, poniewieranie symboli katolickich, strzelanie do figur Matki Bożej i świętych. Przynależność do Polski dawała możliwość  spokojnego  wyznawania wiary przodków i wolność praktyk religijnych.

W dniu 5 listopada 1918 roku w domu dziadka w Jabłonce (obecnie ul. Sobieskiego 17) w sali na parterze, doszło do podjęcia przez gospodarzy orawskich, rezolucji o następującej treści : „My Polacy na Górnej Orawie, korzystając ze zasady samostanowienia narodów o sobie, po rozpadnięciu się państwa węgierskiego, nie chcemy pozostać w nowoutworzonym państwie czesko-słowackim, lecz żądamy przyłączenia wszystkich polskich ziem w żupaństwach: trenczyńskim, orawskim i spiskim do wielkiej, katolickiej Polski” (cyt. Ks. F. Machay). Wybrano wtedy również spośród zebranych Polską Radę Narodową w składzie następującym: ks. Ferdynand Machay, ks. Eugeniusz Sikora – zastępca prezesa, Andrzej Grela (Grelak), Ignacy Suwada – sekretarz, Jan Piekarczyk starszy – prezes. Żandarmami powołanymi do pilnowania porządku publicznego, zostali: Jan Sikora i Jan Piekarczyk młodszy. Skład Rady potwierdza regułę prowadzenia niepodległościowej działalności propolskiej rodami – Ks. E. Sikora, I. Suwada i J. Piekarczyk st., Jan Sikora i Jan Piekarczyk mł. –  byli ze sobą (bliżej lub dalej) spokrewnieni.

Jako prezes orawskiej Rady Narodowej Polaków, dziadek Jan uczestniczył w delegacji, udającej się do Nowego Targu, głównie w celu zaproszenia  na Orawę oddziałów wojska polskiego. Wraz z ks. Ferdynandem Machayem, Andrzejem Grelą, Ignacym Suwadą, ks. Eugeniuszem Sikorą, obalał słup graniczny Królestwa Węgierskiego, przy drodze do Czarnego Dunajca, przed lasem Baligówką. Często wspominano o tym fakcie w rodzinie.

7 listopada 1918 spotkał się Jan Piekarczyk z  Janem Bednarskim w Nowym Targu, podporządkowując się w imieniu Rady Narodowej polskiej władzy państwowej, reprezentowanej przez tego drugiego.

Rada Narodowa Polaków w Jabłonce prowadziła działalność administracyjną i porządkową do czasu wkroczenia na teren Górnej Orawy wojska czeskiego, tj. do 13 stycznia 1919r. Zakończył się wtedy, ponad dwumiesięczny, okres wolności  c a ł e j  polskiej Orawy. 

Jak wyglądała późniejsza działalność Jana Piekarczyka? Co wydarzyło się po wycofaniu wojsk polskich? Czy rodzinę Piekarczyków dotknęły represje?

Wraz z opuszczeniem Górnej Orawy przez polskie wojsko (13 stycznia 1919) i zajęciem jej przez oddziały czeskie zaczął się niezwykle trudny okres dla propolskich. Tępiono przejawy polskości wszelkimi sposobami. Posiadanie polskiej prasy, literatury było zakazane. Zdarzały się przypadki rabunków i pobić (nawet śmiertelnych) ludności polskiej. Jan Piekarczyk st. był jednym z okradzionych. Był też za swoją działalność kilkukrotnie aresztowany. Jego synowie: Jan  i Eugeniusz również znaleźli się w czeskich więzieniach. Władzom czeskim trudno było znaleźć dowody na propolskie, „przestępcze”, prace działaczy orawskich, jako że cały ruch niepodległościowy był doskonale zakonspirowany. Posuwano się więc do prokurowania fałszywych oskarżeń, wykorzystując podstawione osoby. Dziadka Jana oskarżono kiedyś, że prowadzi handel niezgodnie z prawem, tzn. sprzedaje niektóre towary bez wymaganych pozwoleń. Pod tym pretekstem został aresztowany. Po „wnikliwym” dochodzeniu, w wyniku którego dowodów na  „zbrodnię”, oczywiście nie znaleziono, został zwolniony. Babcia Maria była nachodzona i zastraszana przez Czechów. Wszystkie te i inne działania, nosiły znamiona nękania Polaków przez władze czeskie.

Po ogłoszeniu plebiscytu na Górnej Orawie, Jan Piekarczyk st. wraz z najstarszymi, dorosłymi synami – Janem i Eugeniuszem oraz żoną Marią, przyłączył się do prac zmierzających do jego zorganizowania i przeprowadzenia. Jesienią 1919 powołano Spisko-Orawski Komitet Plebiscytowy. Wśród jego znamienitych członków znaleźli się dwaj skromni chłopcy z Jabłonki na Orawie – Jan i Eugeniusz Piekarczykowie, synowie Jana Piekarczyka starszego (ci, którzy rozbroili węgierskich żandarmów, moi wujkowie). Nie wiadomo czy dziadek Jan był oficjalnym członkiem tego szacownego gremium. Wiadomo natomiast, że bardzo się zaangażował w jego działania. Częste i długotrwałe obrady komitetu odbywały się w jego domu, w sali na parterze, tam gdzie ponad rok wcześniej podjęto rezolucję dotyczącą przyłączenia Spisza, Orawy i Czadeckiego do Polski. Dom ten gościł w swoich progach wiele ogólnie znanych i szanowanych w Polsce osobistości, z prof. Walerym Goetlem, jego przewodniczącym, na czele. Niestety do plebiscytu nie doszło… Na skutek nacisków politycznych, związanych z wojną polsko- bolszewicką z 1920r., Polska została zmuszona do oddania Czechosłowacji znacznej części polskiej Orawy i Spisza oraz całości Czadeckiego (w zamian za (niedotrzymaną później) obietnicę pomocy państw zachodnich w walce z sowietami). Decyzją paryskiej Rady Ambasadorów z dn. 28 lipca 1920r. Polsce przyznano północne skrawki bezsprzecznie etnicznie polskich ziem na Górnej Orawie i Spiszu. 

Jak wyglądała działalność społeczna Pani Dziadka po przyłączeniu części Orawy do niepodległej Polski?

Po 28 lipca 1920 r. Jan Piekarczyk w swojej działalności społecznej podejmował działania skierowane ku ugruntowaniu dopiero co obudzonej u części polskiej tożsamości narodowej mieszkańców Jabłonki na Orawie. Miało się to dziać poprzez szerzenie kultury polskiej oraz pracę oświatową. Jako człowiek czynu zajął się głównie tworzeniem bazy do tego typu działalności. Był pomysłodawcą, inspiratorem i budowniczym Domu Ludowego TSL w Jabłonce. Jak wynika z przekazu rodzinnego podarował pod jego budowę własną działkę. Dziełu temu poświęcał niemal każdą chwilę. Spędzał na placu budowy całe dnie. Organizował pracę, budował, nosił cegły i inne materiały. Pewnego razu betonowe schody przygniotły mu nogi, powodując znaczne pogorszenie nabytych w austriackich okopach dolegliwości. „Palica” (laska) stała się odtąd jego nieodłączną towarzyszką podczas chodzenia. Dzieła jednak dokończył. 3 maja 1926 r. Dom Ludowy został oddany do użytku. Działały tam: biblioteka, teatr amatorski, orkiestra, Koło Gospodyń Wiejskich, odbywały się uroczystości lokalne i państwowe oraz wszelka inna polska działalność kulturalna: zabawy, bale, potańcówki. 17 lipca 1929 r. Jan Piekarczyk pośród innych mieszkańców Jabłonki, wraz z nowym pokoleniem, urodzonym już w wolnej Polsce, witał w jego podwojach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Ignacego Mościckiego. W krótkich słowach, wygłoszonych w imieniu działaczy plebiscytowych, apelował o pomoc w utworzeniu i budowie nowej, siedmioklasowej szkoły powszechnej (powstała ona z pomocą Wojska Polskiego tuż przed wybuchem II wojny światowej). W latach 30. XX w. odwiedził Jabłonkę na Orawie Melchior Wańkowicz. Wizytę swoją opisał w reportażu, zamieszczonym, już po jego śmierci, w zbiorze nazwanym – „Katoda- Anoda”. Opowiedział w nim o spotkaniu z rodziną miejscowego aptekarza Jana Neupauera oraz Jana Piekarczyka, który zaprowadził go do Domu Ludowego  (klucze do budynku były w jego posiadaniu).

W domu dziadka Jana, w okresie międzywojennym, koncentrowało się życie uczącej się młodzieży jabłonczańskiej. Jego animatorem był Eugeniusz Piekarczyk (syn Jana Piekarczyka starszego – mój wujek), który organizował dla młodzieży  wycieczki do Krakowa, w góry, do lasu.Wszystko to w celach edukacyjnych, po to by pokazać, wchodzącej w życie orawskiej młodzieży piękno polskiej historii, kultury, przyrody, aby zaszczepić jej umiłowanie Ojczyzny…

Pan Leon Rydel w notce biograficznej dotyczącej Jana Piekarczyka („Orawa” TPO, nr 6-8, z 1990 r.), pisze, że po 28 lipca 1920 r., był on (Jan Piekarczyk starszy) członkiem rady przybocznej Tymczasowego Zarządu Powiatu Spisko – Orawskiego oraz że działał w miejscowym Związku Obrony Kresów Zachodnich. Z przekazu rodzinnego wiadomo, że przed II wojną światową, Jan Piekarczyk st. był członkiem Polskiego Stronnictwa Ludowego.

W Dzienniku Polskim z 17 listopada 2010 r., ukazała się notatka, w której można przeczytać, iż Jan Piekarczyk (nie wynika z notatki jednoznacznie, czy chodzi o Jana Piekarczyka starszego) był członkiem zarządu Towarzystwa Szkoły Ludowej w Jabłonce:

„Dom Ludowy został oddany do użytku 3 maja 1926 roku. Na trwałe wpisał się w historię tej ziemi. To tu odbywały się najważniejsze wydarzenia gminy: uroczystości państwowe i patriotyczne. – Dzień oddania do użytku był wielkim świętem na Orawie – zapewniał wójt Antoni Karlak. Obiekt został bowiem zbudowany staraniem mieszkańców Jabłonki oraz zarządu Towarzystwa Szkół Ludowych z prezesem księdzem Józefem Buroniem na czele. Byli w nim też: Jan Piekarczyk, Petronela Wierczak, Wendelin Dziubek, Czesław Krauzer i A. Szperlak”

Jan Piekarczyk był wielokrotnie odznaczany, zarówno on, jak i jego żona – jakimi odznaczeniami zostali docenieni?

Jan Piekarczyk st. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski “Polonia Restituta”, Krzyżem Niepodległości, Srebrnym Krzyżem Zasługi i Medalem 3. Maja. Jego żona, Maria Piekarczyk została odznaczona Medalem Niepodległości. Synowie Jana otrzymali natomiast Medal Niepodległości oraz Srebrny Pierścień TSL – Jan Piekarczyk młodszy, a Medalem Niepodległości doceniono Eugeniusza Piekarczyka. Jak widać, w działalności społecznej i patriotycznej dziadek nie był osamotniony…

Poza pamięcią o tamtych czasach, co współczesnym zostało po Piekarczykach?

Przede wszystkim dom, w którym działa się historia polskości Orawy, gdzie biło orawskie serce odradzającej się po 123 latach niewoli niepodległej Polski. Eugeniusz Piekarczyk pozostawił swoje opracowanie: „Z dziejów polskiej i słowackiej Orawy w państwie węgierskim”, z 1970 r. To jego kronika spisana własnoręcznie. Pozostał niewielki zbiór starych fotografii rodzinnych, odznaczenia państwowe, legitymacje (zdeponowane u nieżyjącego już jednego z wnuków, to część rodziny mieszkająca  w USA). Są także fotokopie dyplomu oznajmującego przyznanie Krzyża Niepodległości Janowi Piekarczykowi st., trzech legitymacji uprawniających do zniżki kolejowej w związku z przyznaniem Krzyża i Medali Niepodległości i Błogosławieństwo papieskie dla rodziny Jana Piekarczyka z 1931 r., przywiezione z Rzymu.

Jak Pani odbiera współczesną Orawę, czy widzi Pani znaczenie pamięci, przekazywania historii rodów Piekarczyków, Machayów, Sikorów, Jabłońskich?

Współczesną Orawę kocham taką, jaka jest, bo jest właśnie Orawą… Oczywiście uważam, że należy chronić i przekazywać historię Orawy i wszystkich orawskich rodów, nie tylko tych przeze mnie wymienionych. Myślę, że dobrze by było, gdyby powstało w Jabłonce muzeum poświęcone historii Polskiej Orawy i jej mieszkańców, dotyczące najnowszego okresu dziejów np. od chwili rozpoczęcia „akcji budzicielskiej”. Myślę, że sporo pamiątek znajduje się w zbiorach prywatnych. Może poprzez działania tego typu udałoby się je zebrać w całość i zaprezentować ogółowi społeczności orawskiej. Współczesna technika daje takie duże możliwości… Byłoby to zatem pole do popisu dla młodego pokolenia, a przy tym osiągnąć by można cel edukacyjny. Myślę, że ciekawe i pożyteczne mogłoby być także przeprowadzenie zakrojonej na szeroką skalę akcji poszukiwawczej śladów górnoorawskich rodów w polskich miejscowościach, z których przybywali na te ziemie nasi przodkowie.

oprac. Małgorzata Liśkiewicz