Ludność polska na kresach południowych. Roman Zawiliński

Ludność polska na kresach południowych

Znajomością kraju ojczystego ogół polski, nawet t. zw. oświecony, nie grzeszy. To też, pragnąc stałą pieczą publicystyczną otoczyć kresy tatrzańskie, zaczynamy od przypomnienia wiadomości elementarnych o ludności polskiej na południowej stronie naszych gór — według doskonałej w tym względzie pracy profesora R. Zawilińskiego, ogłoszonej w listopadzie r. z.

Trzeba wziąć koniecznie przed siebie mapę, choćby nawet w małej podziałce i przypatrzyć się granicom południowym byłej Galicyi zachodniej. Idąc od Żywca na południowy zachód napotka się górę Baranią (z pod niej od zachodu AAypływa Wisła dwoma źródłami), a od niej ku południu granicą dojdzie się do Zwardonia, stacyi granicznej kolei Sucha-Zwardoń. Otóż na zachód od Zwardonia na południe od śląskiej przełęczy jabłonkowskiej leży miasteczko Czaca (właśc. Czadca — przym. czadecki), której okolica nas zajmuje.

Łatwiej nam będzie znaleźć Babią Górę: od niej na południe na prawo i na lewo leży szereg osad polskich nad obu rzekami Orawami (białą i czarną), i to żupaństwo zowie się też Orawą. Na południe od Trzech Koron w Pieninach i Czerwonego klasztoru, Szczawnicy i Piwnicznej, a na wschód od Poronina i Bukowiny leży znowu Spisz, nad Eolską rzeką Popradem, dopływem Dunajca a z nim Wisły.

Temi trzema wgłębieniami granic zajmujemy się chwilowo, bo w nich mieszka ludność polska.

Na ludność tę zwrócili uwagę pierwsi uczeni polscy jak F. Kucharski, Triplin, Zejszner i nieznany nam I. Z., później, ale dokładniej, uczeni czescy Szembera, Pastrnek, Polivka, Niederle i słowaccy ks. Misik i S« Czambel. Stwierdzono taki charakter mowy ludu, że stanowczo nie można jej uważać za gwarę słowacką; natomiast ma ona wszystkie znamiona mowy polskiej, jak nosówki, pochylone a spółgłoski miękkie i t. p. Co do ogólnego charaktera tej mowy zgadzają się uczeni wszyscy; różnią się tylko w szczegółach, co pochodzi z różniej znajomości języka polskiego, a przedewszytkiem jego gwar ludowych.

Wskutek ciągłego obcowania i bliszej styczności z ludem słowackim, wskutek kościoła a częściowo i szkoły, weszło do języka tego ludu polskiego bardzo wiele wyrazów słowackich (pan farar — ks. proboszcz, rychtar — wójt, notar — pisarz gminny i t. p.), które nie obeznanemu ze stanem rzeczy mogą ten język czynić nie polskim; ale i górale podhalscy, a zwłaszcza zakopiańscy, mają takich naleciałości wiele, a przecież nikt ich języka nie uważa za słowacki, lecz polski.

Toż samo można powiedzieć i o ich etnicznych właściwościach. Ich kultura materyalna (chaty, sprzęty, ubranie, pożywienie) ma te same znąmiona, co sąsiednich górali polskich, kultura zaś duchowa (zwyczaje, obyczaje, podania, powieści, pieśni, zagadki) pod wpływem innych czynników — przeważnie inna, zwłaszcza pieśni są pochodzenia słowackiego. Tylko między pieśniami nabożnemi spotyka się wiele polskich, napotyka się i modlitewniki polskie, bo lud ten katolicki i nabożny chętnie pielgrzymuje nawet do dalekich miejsc odpustowych w Polsce (n. p. do Kalwaryi Zebrzydowskiej) i tam kupuje artykuły religijne.

Opierając się częściowo na datach urzędowych, więcej jednak na zapiskach ludzi znających stosunki lokalne, narówno Szembera, jak i Pastrnek uważają w żu państwie trenczyńskiem następujące wsie za polskie: Maków, Wysoka, Turzówka, Oleśna, Podwysokie, Staszków, Rakowa, Zakopcze, Swierczynowiec, Czerne, Skalite, Oszczadnica i Horzelica, razem blizko 34.000 ludności, co z częścią polską miasteczka Czacy uczyni niezawodnie 36.000. (Szembera podaje 24.579, Gumplowicz 25.000). Granica łatwa do pociągnięcia szczytami gór od granicy morawskiej; spadałaby do rzeki Kisucy na południe od Czacy, poczem znowu przeciąwszy tę rzekę szłaby górami i łączyła się z Raczą, na granicy Żywiecczyzny.

W podobny sposób zarówno Szembera jak i Polivka uznali zgodnie za polskie następujące wsie na g ó rnej Orawie: Herducka (po madziarsku Erdódka), Nowoć, Klin-Zakamienne, Mutne, Wesoła, Sihelne, Polhora, Rabcza, Rabczyca, Lipnica górna i dolna, Zubczyca górna i dolna, Orawka, Podwilk, Sarnie, Herkabuz, Bukowina z Poklem, Piekielnik, Jabłonka, Chyżne, Głodówka i Sucha górna, gdzie mamy ludności przeszło 34 tysiące, a z Benedykowem, który jest sporny, 34.500 — ludności niewątpliwie polskiej. 

Obszarem pozornie największą część polską na Węgrzech tworzy Spisz, ale liczbą ludności zaledwo dorównywa Trenczyńskiemu. Rzecz ta tern się tłumaczy, że wsie spiskie są małe i słabo zaludnione (rzadko liczba ludności przenosi 1000), a następnie tern, że w ostatnich latach trzydziestu niesłychana emigracya ludu do Ameryki wyludniła wioski. Nigdzie nie napotyka się tyle domów zamkniętych z zabitemi oknami, jak właśnie na Zamagórzu spiskiem. Stąd to pochodzi, że między obliczeniami Szembery(27.000)a Niederlego 28.702) tak mała zachodzi różnica, pomimo różnicy lat blisko 30!

Zestawiając wykaz wsi polskich na Spiszu u Szembery, ks. Misika i Czambela, znajdujemy następujące wsie, jako niezawodnie polskie: Jaworzyna, Żdżar, Jurgów, Repiska, Czarnagóra, Łapsianka, Trypś, Nowa Biała, Krempach, Frydman, Dursztyn, Łapcie wyżne i niżne, Niedzica, Klembark, Kacwin, Szwaby wyżnie, Stara wieś, Maciaszowce, Hanuszowce, Frankowa, Frankówka, Jezierska Hagi, Gibel, Relów, Hafka, Lechnica, Szwaby niżne, Leśnica, Haligowce, Rychwałd, Słowiańska wieś, Lendak, Jurskie, Krzyżowa wieś, Mały Sławków, Kołaczków, Drużbaki wyżne i niżne, Lackowa, Forbasy, Lubowla stara i nowa, Sadak, Granastów, Pilków i Mniszek, Do tych wsi 48 m^żnaby jeszcze dodać kilka wsi spornych, niby niemieckich, jak Holumnica, Rakusy, L.ubica, Kryg i Wyborna i kilka niegdyś ruskich, które ks. Misik uważa za polskie przynajmniej w połowie: Osturnia, Lipnik, Folwark, Kamionka, Jarembina, nadto przynajmniej połowę mieszkańców miasteczek; Podolipca, Kieżmarku, Gniazd i Białej spiskiej, a wtedy liczba Polaków na Spiszu przekroczyłaby 37 000.

Charakter etniczny tej ludności jest bardzo rozmaity: Zamagórzanie, t. j. mieszkańcy powiatu starowiejskiego, mają najwięcej cech górali pienińskich, z którymi bezpośrednio przez Dunajec sąsiadują, w zachodniej zaś części — górali podhalańskich; ludność powiatu kieżmarskiego i lubowelskiego ma charakter niejednolity: w budowie chat i ugrupowaniu osiedla znać wpływy niemieckie, w ubiorze znać więcej kosmopolityzmu. Mimo to lud to polski, o którym mówi Czambel (Slov. ręcz. str. 57): „Od stu i stu lat zapisują Polaków spiskich jako Słowaków a dotąd są Polakami”.

         Zebrawszy liczbę ludności w tych trzech odcinkach górnych W ę g i e r, dochodzimy do rezultatu ogólnego, że ludności polskiej (36.000 +34.500 +36.000) podług obliczeń statystyki urzędowej i sprostowań Niederlego byłoby 106.500. A że te obliczenia pochodzą z roku 1900, a na mocy statystycznych zasad można przyjąć przyrost do roku obecnego na 20%, wynosiłaby ludność obecnie około 27000 t. j. mniej więcej tyle, ile jej podawali nasi badacze, na podstawie przypuszczalnej i przesadzonej przed laty.

Jakie są prócz etnograficznych historyczne prawa do tych obszarów? Obwód czadceński w trenczyńskiiem należał jeszcze w XVIII w. do Śląska cieszyńskiego, notowany na mapach jako śląski, albo przynajmniej jako sporny; rzeczą badań historycznych będzie stwierdzenie, dlaczego jeszcze w r. 1805 mapy rysują tu Śląsk i jakim sposobem przeszło to do Węgier. Orawa do Polski nie należała, chyba za czasów Chrobrego, kiedy jego państwo opierało się o Dunaj. Są tylko tradycye, że n. p. w wieku XIV tylko dobra zamków orawskich należały do Węgier, to znowu, że jeszcze w wieku XVIII komory celne spotykały się aż w Twardoszynie — ale te fakta nic nie mówią.

Tylko co do Spiszu wiemy, że do roku 1769 należał do Polski, lecz tylko dzisiejszy powiat lubowelski, część kieżmarskiego i trzy enklawy w Spiszu południowym, obejmujące Nową wieś (Iglow) z okręgiem, Spiskie Włochy i Spiskie Podegrodzie. Nie należało tedy do Polski najbardziej dziś polskie, zwarte Zamagórze, pow. starowiejskiego, sięgające po Dunajec i przylegające do Pienin bezpośrednio.’

Ciekawa rzecz, jak lud polski, mieszkający na Węgrzech, sam patrzy na swój język i narodowość. Otóż w ogólności lud ten samowiedzy nie posiada, nie ma świadomości ani językowego, a tern mniej narodowego powinowactwa. Ponieważ Słowacy nazywają swój język „slovensky“ (nie ,,slovacky“), wymawia to lud po swojemu i powiada, że mówi po „słowiańska”, a kiedy mu się zwróci uwagę na różnicę jego mowy słowackiej, twierdzi, że mówi po „nasemu“, bo tu w górach na okrainach gwarzy się inaczej. Polskości w sobie nie czuje tern więcej, że ma modlitewniki czeskie lub słowackie, które grafiką i pisownią są tak różne od języka polskiego; książka polska, wzięta do ręki przez umiejącego czytać Polaka z Węgier, jest dla niego obca, a często nawet nie miła, bo mu przez śz, cz przypomina grafikę madziarską.

Poczucie narodowe tak ściśle związane z braterstwem, a raczej tożsamością języka, budzi się tedy u ludności polskiej na Węgrzech powoli, i dopiero w ostatnich czasach.

Echo Tatrzańskie Rok 1919, nr 1