Orawska Ziemia

Ej, ziymio, ziymio, Orawo kochano,
Przycupłaś jako siyrota, u stóp Babiej Góry.
I naseł cie tu lud spragniony chleba i twojego piykna…

(Jan Czerwień)

Babia Góra stanowi charakterystyczną dominantę dla ziemi orawskiej, która rozpołożyła się u stóp tej najpotężniejszej góry w Polsce- ciągnie się ona bowiem na długości niemal 20 kilometrów z kulminacją 1725 m npm, niejako ochraniając ją swym potężnym masywem od północno-zachodnich nawałnic. A trzeba tej utrudzonej ziemi ochrony i obrony od Boga, natury i ludzi. Góra ta odgrywa w świadomości Orawiaków od pokoleń specyficzną rolę. Otoczona jest nimbem świętości, czci i hyru. Zaś przytoczone powyżej motto z wiersza orawskiego poety ludowego z Chyżego niezwykle trafnie oddaje klimat oraz ducha Górnej Orawy i jej zapracowanego ludu. Zaiste trzeba było wykazać niemało odwagi, samozaparcia i determinacji, by zdecydować się na życie w tych niebywale trudnych warunkach. Gleby są bowiem tutaj płytkie, gliniaste i skaliste, a więc nieurodzajne. Zaś przy surowym klimacie wysokogórskim, gdzie okres wegetacji jest niezwykle krótki- trudno uzyskać zadowalające plony, które starczyłyby na wyżywienie całej rodziny- zazwyczaj wielodzietnej. Miejscowi górale śpiewają więc przekornie:

Ej, ta naso Orawa, slynie ino  za to,
Ze trzisto dni zimy, reśte samo lato.

            A ludność na Słowackiej Orawie powiada: U nás je len  týždien leta, len newieme kedy? A oto sugestywne słowa innej przyśpiewki:

To orawskie pole same rygociska,
Nie uzyjes zycio jacy robociska

Zaś tato księdza Fedynada Machaya optymistycznie i honorowo mawiał: Owsiany palcek to nie głód, a lniano kosula, to nie nagota…Właśnie ów optymizm i jakieś góralskie samozaparcie pozwalały znosić te wyjątkowo trudne warunki życia. Sądzę, że dość trafnie oddaje to następujące spostrzeżenie: Bystry, zacięty, uparty on sobie góral z tych dawnych czasów(…) pochodzi z Jabłonki- czyta gazety, książki, Sybillę i listy beciarskie, a wszystko na głos. Półkoszki i koszyki plecie, pali tabak w krótkiej fajeczce.1/

 Jeżeli do tego dodamy spore oddalenie od większych ośrodków przemysłowych, handlowych i miejskich, to mamy pełną sytuację uwarunkowań osadniczych. Nie ma się zatem co dziwić, iż stałe osadnictwo przypada tutaj dopiero na drugą połowę 16 stulecia. Aczkolwiek wielu historyków ten okres przesuwa kilkadziesiąt lat wcześniej. Potwierdza to chociażby lokalizacja komory celnej ustanowionionej przez króla Kazimierza Wielkiego w 1368 roku w  Jabłonce. Owa komora miała strzec legalności przewożonej soli z Polski na Węgry. Doprawdy trudno przypuszczać, iż takowy skład solny usytuowanoby w głuchej puszczy. Kolejny dowód na tę interpretację przynosi najstarsza mapa Orawy wydana w 1550 roku, na której zaznaczone są już wcześniej istniejące niektóre miejscowości górnoorawskie.

Oczywiście ludzie zawitali w te podbabiogórskie ostępy, gdzie nachodziła się prastara puszcza karpacka, znacznie wcześniej, ale przebywali tu tylko przez krótki czas. Byli to przede wszystkim poszukiwacze ziół i skarbów oraz myśliwi i zbójnicy. Właśnie Babia Góra stała się ich ulubionym miejscem schronienia. To stamtąd udawali się na zbój w bogatsze krainy. To oni nękali kupców – co prawda dość rzadko uczęszczanym szlakiem handlowym –wiodącym przez Orawę, a mającym swoje początki jeszcze w czasach zamierzchłych, kiedy to tą drogą udawali się nad Bałtyk rzymscy kupcy po cenny bursztyn. 

Apogeum osadnictwa, które tutaj przypadło na wspomnianą połowę XVI wieku, spowodowane było raczej chęcią otrzymania wolnizny dla wsi zasadzanych na wołoskim prawie. Właśnie długoletnie, wynoszące nawet ćwierć wieku, zwolnienia dla nowozasadzanych wiosek stawały się silnym magnesem przyciągającym osadników na Górną Orawę. W miarę przyzwoite warunki do osiedlania się na podbabiogórskch ziemiach stworzyła magnacka rodzina Thurzonów- właścicieli Orawy od roku 1556. Przyciągnęli oni tym nowych siedlaków– głównie z Żywiecczyzny, Jordanowszczyzny, a także z Podhala, dla których najistotniejszą sprawą była wolność. Chociaż trzeba zaznaczyć, iż pierwszymi osadnikami byli nomadowie – wołoscy paterze, którzy właśnie dzięki także aktom prawnym z 1474 roku nadanym przez króla Macieja Korwina zaczęli przechodzić na stałe osadnictwo. Wprawdzie już wcześniej byli zwolnieni od uiszczania podatków i dziesięcin za wykonywanie pewnych posług wojskowych, ale płacili tzw. dań baranią (5 baranów od 100 oraz daniny z sera) za korzystanie z lasów i hal, gdzie wypasali stada owiec. Stanowili świetnych obrońców granic i strażników handlowych szlaków, a właśnie na Orawie obydwa te warunki były do spełnienia.

Proces osadniczy przebiegał tutaj nadspodziewanie sprawnie i intensywnie. W zasadzie w ciągu półwiecza ziemia ta była już zasiedlona – co stanowi swoisty ewenement. Owo zasiedlanie przybrało takie rozmiary, że zaczęto uprawiać ziemię nawet na wysokości ponad 1000 m npm, wykorzystując do tego wykarczowane polany leśne. W wyniku tak przeprowadzonego osiedlania- tutaj pod Babią Górą- spotkały się dwa żywioły osadnicze pasterski i rolniczy. Rzecz oczywista, że w pierwszej fazie przeważał ten pierwszy. Wówczas w tzw. pasterskim szczycie rozwojowym, który paradoksalnie przypada niemal na sam początek osadnictwa, a więc był to wiek XVI, hodowano tutaj ponad 24 tysiące owiec (w Jabłonce 4000, w Podwilku 4000, w Orawce, 2000, w Podsarniu 1600, w Harkabuzie 1200, w Podszklu i Bukowinie 3000, w Piekielniku 2200, w Lipnicy Wielkiej 1800, w Lipnicy Małej 800, w Chyżnem 1400, w Zubrzycy Górnej 1000, w Zubrzycy Dolnej 1000). 2/

Z chwilą przejścia na rolniczy tryb gazdowania i dążności do samowystarczalności uprawnej – zaczęto hodować krowy, a jako główną siłę pociągową woły. Właśnie hale i polany śródleśne Babiej Góry stanowiły znakomite tereny do wypasania tych zwierząt. W roku 1615 Lipnica Wielka, w katastrze której znalazła się spora część Babiej Góry mogła tam wypasać 400 owiec. Jednak już od XVIII wieku obserwuje się powolny spadek wypasu. A w latach 1874-1898 na podszczytowej hali wypasano150 wołów roboczych i 50 młodych, zaś w roku 1914 już tylko 100 par drobiazgu i 10 bycosków. 3/ Ów wypas zakończył  się w latach 40- tych XX wieku. Wówczas pasło się na halach babiogórskich jeszcze kilkadziesiąt wołów. Natomiast szałaśnictwo owczarskie zachowało się w formie reliktowej u podnóża tej góry do dzisiaj, ale bacami najczęściej są górale podhalańscy.

W tym czasie ludność orawska miała stosunkowo dużą swobodę i dobre warunki do życia, które zostały zakłócone zaciekłymi walkami pomiędzy protestantami a katolikami. Węgierski magnat- pan na Zamkach Orawskich- Jerzy Thurzo, kierując się znaną zasadą Cuius regio- eius religio, usiłował zmusić Orawian do przejścia na protestantyzm. Przywiązany do katolicyzmu tutejszy lud zwyciężył w tych zmaganiach, a trzy orawskie rodziny sołtysie za udział w kontrreformacji otrzymały w roku 1673 od cesarza Leopolda I nobilitację szlachecką. Owo umiłowanie ślebody przejawi się także w późniejszych czasach – m.in. udziałem Orawiaków w wolnościowym zrywie Lajosa Kossutha, Franciszka Rakoczego czy też udziałem w Poruseństwie Chochołowskim, aktywnej działalności w paramilitarnych Drużynach Podhalańskich, a także podczas II wojny światowej w ruchu oporu w Polsce i na Słowacji. Rzecz jasna wielu synów tej ziemi oddało w obronie ideałów wolności i demokracji najwyższą cenę –życie.

Dużym także utrudnieniem w dalszym rozwoju tego nadgranicznego rejonu były docierające na Orawę różnorodne wojska- zwykle w okresie powstań i buntów na Węgrzech czy też przemarszów różnorakich oddziałów militarnych (np. spóźnionych litewskich udających się na odsiecz Wiednia, a także potem rosyjskich i austriackich). Podówczas gazdowie orawscy nie tylko musieli dostarczać prowiantu takim drużynom, ale także żywić ich konie. Ponadto żołdacy jeszcze plądrowali i rabowali domostwa. Z reguły owe obciążenia przekraczały możliwości i siły z trudem wegetujących tutaj chłopów. Po takich okresach ilość mieszkańców wyraźnie się zmniejszała ze względu na ucieczki i emigracje, a wiele gospodarstw pustoszało, zaś ziemia leżała odłogiem. Po kilku latach, dzięki niesamowitej wprost pracowitości tego ludu, odbudowywano zniszczone gazdostwa, które starły się wydrzeć jak najwięcej plonów w tych niesprzyjających warunkach bioklimatycznych.

Mimo wyjątkowej gospodarności górali orawskich, którzy od wczesnego ranka do późnych godzin nocnych harowali na tej nieurodzajnej ziemi, nie uzyskiwali oni wystarczających zbiorów. Jeżeli do tego doszły okresy zimna i deszczu (jak np. w roku 1615, 1687,1715/16, 1812/13 czy też w latach 1928/29)- panował tutaj nieprawdopodobny głód, a ludzie żywili się gałązkami jedliny i korą z drzew. Niektórzy z nich najzwyczajniej zamieniali się w żebraków. Niestety wielu ludzi takich lat po prostu nie przeżyło. Poza tym niemal cykliczne w minionych wiekach przychodziły okresy moru i różnych epidemii bezlitośnie dziesiątkujących ten spracowany lud, a relikty tego pozostały do dzisiaj w postaci morowych cmentarzy.

Zaradni Orawianie chwytali się każdej roboty. Wielu z nich znajdowało ją w lasach, gdzie na zlecenie Panów Orawskich czy później Komposesoratu pracowali przy zrębach, zwózce, rzecznym transporcie drewna (słynni pełtnicy) aż do Bytczy, a nawet Budapesztu. Imali się przeróżnych zajęć rzemieślniczych- najczęściej na swoje potrzeby, żeby nie wydawać grosza na sprzęty domowe i gospodarskie. Niewielkie nadwyżki służyły do wymiany z sąsiadami, bądź też sprzedaży na jarmarkach. Lasy, które pokrywały Orawę w ponad 60%, stanowiły dla nich swoistą rekompensatę za nieurodzajne rolnictwo. Służyły one bowiem jako materiał budowlany, opałowy i zbieracki. Zaś runo leśne stanowiło ważną pozycję w wyżywieniu rodziny, a nawet pewnego zarobku. Tam też uprawiano łowiectwo. Do dzisiaj na tych terach mówi się: Las  niejednego wyprowadziół z biydy…

Spore dochody przynosiła uprawa lnu, a właściwie jego obróbka- a to za sprawą cara Józefa II syna Marii Teresy, który kontynuował reformy wielkiej monarchini, mające na celu polepszenie doli ludu. To dzięki niemu sprowadzono tutaj krosna śląskie, na których można było tkać szersze płótno. Niemal w każdym domu na Orawie znajdował się warsztat tkacki, gdzie tkano płótno. Len na większą skalę uprawiano w naszych wsiach już od 1619 roku. Okres maksymalnego rozwoju przypadł na przełom XVIII/XIX wieku, a roczna produkcja płótna na Orawie sięgała 250 tysięcy metrów bieżących. Surowe płótno skupowano w każdą niedzielę i święta po mszach świetnych w Orawce i Jabłonce. Ażeby pokryć wzrastające zapotrzebowanie, a wytwarzanego także dla wojska i kolei, nabywano len w sąsiednich terenach- Podhale, Jordanowszczyzna, a nawet z okolic Krakowa. Produkowane w domowych warsztatach płótno było skupywanie przez tzw. platenikow (płócienników) i to stanowiło poważny dopływ gotówki do budżetów domowych. Źródła oznaczają ten czas dla Orawy jako aurea aetas (złoty wiek). Istotnie z obróbki lnu i płótna czerpano znaczące dochody, a przy tych pracach zatrudniani byli niemal wszyscy członkowie rodziny. Nici kręcono nawet przy pasieniu krów, opracowując technikę przędzenia bez motowidła. Powstawały tutaj pierwsze farbiarnie i magle- po dwie w Słanicy i Jabłonce już w roku 1728, dając prace kolejnym mieszkańcom. Płóciennicy – dzięki glejtowi otrzymanemu od sejmu węgierskiego- sprzedawali go na jarmarkach w głębi Austro- Węgier, a nawet docierali do Azji Mniejszej i Egiptu.  Poprzez ten handel stawali się oni ludźmi zamożnymi- odróżniało ich od innych mieszkańców murowane budownictwo oraz ubiór już na miejską modę. Takie domy można jeszcze spotkać w Bobrowie, Zubrohlawie i Stefanowie, a w Lipnicy Wielkiej ślady w sołectwie Murowanica, której nazwa właśnie pochodzi od owych budowli. Oni fundowali przydrożne figury kamienne i kapliczki oraz partycypowali w budowę kościołów. Niestety ten pomyślny dla Orawców okres przerwało wprowadzenie ograniczeń na takie prowadzenie handlu, a także dynamiczny rozwój przemysłu lekkiego na Węgrzech.

Mimo słabo rozwiniętej sieci szkolnej i braku tradycji oświatowych młodzi i ambitni Orawianie wyrywali się do szkół, by poprzez wykształcenie awansować w społecznej hierarchii. Nie było to jednak zjawisko powszechne. Chociaż w pewnym stopniu umożliwiały to władze węgierskie, które wprowadzały ulgi dla młodzieży z ubogich rodzin i rejonów. Już w spisie uczniów z 1651 roku w gimnazjum w Podolińcu spotykamy Orawiaków m.in. z Lipnicy i Rabczyc.Wymagało to nadzwyczajnego wysiłku ze strony młodzieńca i jego rodziny. Najczęściej wakacje spędzał poza domem- zwykle na południu Węgier,(…)gdzie było łatwiej o zarobek, a żywność była tańsza. Tam podejmowali różne prace zarobkowe, z fizycznymi włącznie. Jak przystało na górali, Orawiacy byli na ogół pojętni i mieli duże uzdolnienia manualne.4/   Wymownie taką drogę przedstawił mój rodak mgr Pius Jabłoński w sugestywnym wspomnieniu „Z Orawy w świat”.

Jednak przeludnienie, które towarzyszyło tej ziemi niemal od zarania osadnictwa, dawało się coraz bardziej we znaki i w związku z tym wielu autochtonów musiało emigrować za chlebem. Cóż region ten nigdy w swojej historii nie był samowystarczalny i zawsze stanowił ogromny potencjał eksportowej siły roboczej. Już właściwie w zaraniu osadnictwa mieszkańcy udawali się na niższe tereny, wynajmując się do prac polowych, a jako wynagrodzenie otrzymywali zboże, którego tak brakowało im na Orawie. Potem były to emigracje na tzw. Dolną Ziemię (dzisiejsze Węgry), skąd przepędzono Turków. Część Orawiaków pozostała tam na stałe. Duży rynek pracy stanowiły takie miasta jak Budapeszt, Wiedeń i Bratysława. Całe dzielnice stolicy Węgier w XIX wieku wybudowane zostały rękoma Orawiaków, którzy uchodzili za znakomitych murarzy i cieśli. Natomiast kobiety zatrudniane były tam w sadownictwie i warzywnictwie. Nieco później nastąpiły liczne, ale  sezonowe emigracje zarobkowe do Prus i Czech, a potem już oczywiście stałe  do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Szczyt uchodźctwa za wielką wodę przypadł na początek XX wieku, kiedy to z tych ziem wyjechało aż 20 % ludności. Skutkiem tego w roku 1921 odnotowano na Orawie najniższą liczbę ludności od 1785 roku.

W okresie międzywojennym próbowano tutaj rozwinąć sadownictwo i warzywnictwo- dziedziny wielce zaniedbane na Orawie. Rząd węgierski kiedyś bardzo popierał rozkwit sadownictwa na tych ziemiach, stwarzał nawet dość dogodne warunki do rozwoju tych gałęzi gospodarki. Ułatwić to  miało  sprowadzenie sadzonek z okolic Budapesztu i Słowacji, które jednak nie przyjmowały się w ostrym klimacie. Teraz znów sadzonki dostarczano z cieplejszych okolic, bo spod Krakowa, ale one także nie zawsze owocowały w panujących tutaj surowych warunkach klimatycznych. Toteż przy szkołach i kółkach rolniczych zakładano szkółki drzewek owocowych, które wyhodowane w miejscowych warunkach miały być odporniejsze na niskie temperatury. I rzeczywiście w wielu wypadkach się to udawało. Szukano także innych rozwiązań:(…) Ażeby rozwój sadownictwa mógł postąpić prędzej i nabrać szerszego rozmachu, pomimo małych środków, jakimi dysponuje wieś orawska rozporządza, wzięto się do szczepienia dziczków, które wykopywano po zaroślach i zagajnikach i przenoszono do ogródków domowych. W ciągu ostatniej wiosny zostało zaszczepionych w samej Lipnicy Wielkiej u gazdów własnoręcznie kilkaset dziczków5/ Zaś na działkach zaczęły wyrastać dorodne jarzyny, a swoistym prekursorem tej dziedziny był Emil Mika – nauczyciel z Lipnicy Wielkiej. Działania te były niezwykle ważne nie tylko z punktu ekonomicznego, ale także zdrowotnego, gdyż urozmaicały dosyć jednorodny i ubogi dotychczas sposób żywienia miejscowej ludności. Ślady owych sadów czytelne są jeszcze do dzisiaj. Podobnie propagowano również rozwój uprawy lnu (kiedyś tutaj tak popularnego i przynoszącego spore zyski), a następnie jego obróbkę – już poprzez zastosowanie maszyn – i wytwarzanie płótna lnianego na własny użytek oraz na sprzedaż. W tym zakresie wielką prace wykonał ksiądz Józef Buroń – proboszcz z Lipnicy Malej, a pochodzący z Piekielnika.

Również w tym czasie próbowano rozwijać na Orawie turystykę. Trzeba przyznać, że czyniono to dość umiejętnie i dosyć liczne grono letników pojawiało się w podbabiogórskich wioskach. Najbardziej popularną stawała się Orawka, Jabłonka, Podwilk, a potem Lipnica Wielka i Zubrzyca Górna. Już w roku 1922 przebywało tutaj do 1000 letników. To z tamtego okresu pochodzi budynek na Przywarówce wystawiony przez społeczność Gimnazjum im. Jana Kantego z Poznania, która tak zafascynowała się pięknem Orawy, że postanowiła tutaj spędzać wakacje. Obecnie mieści się tam Ośrodek Księżnej Yorku Sarah Ferguson.

W okresie międzywojennym na dość dużą skalę rozwinął się na tych ziemiach przemyt dostarczający pokaźnych dochodów dla miejscowej ludności. Z naszej strony przemycano głównie konie, krowy, wieprze i drób. Mimo iż było to jednak nadzwyczaj ryzykowne i niebezpieczne zajęcie, które często kończyło się aresztem lub nawet śmiercią, wielu mężczyzn podejmowało je – zmuszonych warunkami życia. W zasadzie nie było tutaj rodziny, by ktoś z niej nie zajmował się tym procederem. Przemytnicy byli dobrze zorganizowani. Znajomość terenu oraz krewni po drugiej stronie granicy -w znacznym stopniu ułatwiały i umożliwiały przemyt. Czasem toczyli oni regularne potyczki ze strażą graniczną. Niestety w wielu wypadkach warunki nadal zmuszały Orawiaków do uprawiania tego procederu, który przetrwał gdzieś do lat 90- tych XX wieku.

W latach powojennych na tych ziemiach pokaźnie rozwinęła się hodowla- kierunek gospodarki jak najbardziej odpowiadający miejscowym warunkom. Zresztą nawiązywał on do dawnych tradycji hodowlanych i był popularyzowany także „za tamtej Polski” w różny sposób. Oto jeden z argumentów mających przekonać chłopów orawskich do pójścia w tym kierunku. Na nizinach (…) z 1 ha ( 2 morgi) otrzymuje się około 20-25 q ziarna, to w górach plony te wynoszą od 6-8 q. A ileż to razy sieje się w górach zboże i zaledwie „brat brata wyda”, a całym wynagrodzeniem rolnika za jego trudy i nakłady, to garstka słomy na paszę dla bydła lub na podściółkę. 6/

Mimo wszystko wiele rodzin utrzymywało się właśnie z uzyskiwanych tym sposobem dochodów. Dzięki stosowaniu nawozów sztucznych plony zbóż wzrosły średnio o 8-10q, a ziemniaków nawet o 25-50q. Przychody uzyskiwano głównie ze sprzedaży bydła i mleka        (mówiono o niektórych wsiach orawskich- to rzeki mleka) Hodowano przede wszystkim bydło rogate i świnie. W latach 60-tych i 70- tych XX wieku stanowiło to zasadniczy trzon budżetu domowego, co przejawiało się w dużym bumie budowlanym na Orawie. Przerażająco szybko znikały drewniane domy na rzecz murowanych- niestety często swoją architekturą nie nawiązujących do orawskich tradycji. Drugim i w większości podstawowym źródłem zarobków były prace poza rolnictwem głównie w Czechosłowacji (nazywaną tutaj wówczas drugą Ameryką). W okręgu karwińsko- ostrawskim pracowało około 500 Orawiaków, w NZO „Podhale” 253, w Przedsiębiorstwie Budownictwa Ogólnego Zakopanem 53, w Zakładzie Odzieżowym w Jabłonce 260. Dzisiaj już nie istnieją te rynki pracy, a powstający sektor prywatny w niewielki stopniu wypełnia tę lukę. Upowszechniał się wówczas znany model chłopo-robotnika, który na Orawie funkcjonował ze sporym pożytkiem materialnym w rodzinach, z których ktoś uzyskiwał dochody z takiego właśnie zajęcia. Zaś rolnictwem trudziły się kobiety, dziadkowie i dzieci, a w okresach wytężonej pracy właśnie owi chłopo- robotnicy, którzy na ten czas brali urlopy wypoczynkowe bądź zdrowotne.

Jednakowoż była to dość archaiczna hodowla- na jedno gospodarstwo przypadało kilka krów, koń, 2-3 buhajki, tyleż świniaków (zawsze jeden dla siebie) a reszta na sprzedaż. Poza tym znaczną część areału przeznaczano pod różnorodne uprawy. Przeciętnie na ogólną powierzchnię przeznaczoną pod uprawę zasiewano- pszenicy 0,92%, żyta 5,78%, jęczmienia 11,01%, owsa 36,5%, lnu 0,80%, koniczyny 19,02%, warzyw 1,59%, ziemniaków 19,36 %, strączkowych jadalnych 0,67%, okopowych pastewnych 1,41%, wyki, 1,63%, łubinu 0,56%, trawy 0,78%, okopowych 1,20%, innych 2,11%. A więc ogromna różnorodność i charakterystyczna drobna szachownica pól. Sporym utrudnieniem w unowocześnianiu takich gazdówek było i jest niesamowite wprost rozdrobnienie. Jedynie w Jabłonce udało się przeprowadzić w latach 70- tych ubiegłego stulecia komasację gruntów i rezultaty tej operacji są widoczne do dziś. Po prostu na Orawie mówi się, że jeszcze tutaj w zasadzie gazdują tylko jabłonczanie … Poza tym stała dążność do charakterystycznej samowystarczalności nie mogła stanowić konkurencji dla gospodarstw wysokotowarowych czy żywności sprowadzanej zza granicy.

W tej chwili zdecydowana większość Orawiaków odeszła już zarówno od rolnictwa jak i hodowli czy też pasterstwa. Efektem tego jest co roku wzrastająca ilość odłogów i nieużytków, które w wielu wypadkach zarastają samosiejkami. A ludność szuka zatrudnienia głównie poza granicą Polski. Szacunkowo można przyjąć, iż co najmniej 1/3 ludności Orawy przebywa poza nią, pracując w przeważających wypadkach za granicą „na czarno”. Bywa tak, iż prowadzeniem gospodarstwa domowego i wychowaniem dzieci zajmują się dziadkowie lub sąsiedzi, bo obydwoje rodziców pracuje – zwykle w  Austrii, Niemczech i Włoszech. Jaki to ma wpływ na wychowanie młodego pokolenia – nie trudno odgadnąć.

Cóż nie ma się co dziwić, iż tendencja ta przetrwała do dzisiaj i wielu Orawiaków nadal szuka chleba poza rodzinną ziemią- przede wszystkim na obczyźnie, gdyż w kraju panuje wysokie bezrobocie. Zatem takie rozwiązanie stanowi zasadnicze źródło dochodów. Jak wykazują ostanie badania tendencja ta będzie się tutaj jeszcze bardzo długo utrzymywać.7/ Trudno- nie mają tubylcy zwyczaju inwestowania w rodzinnych stronach. Większość po powrocie z emigracji buduje wspaniałe domu, czy też kupuje ziemię (zwłaszcza tak czyniono dawniej). Niestety tym sposobem podtrzymują oni złą tradycję, gdyż brak inwestycji, stwarza właśnie chroniczny już nadmiar siły roboczej. No i koło się zamyka, gdyż Orawiacy ciągle muszą poszukiwać pracy poza miejscem urodzenia i stałego zamieszkania. Być może nowe pokolenie przełamie te złe nawyki.

 Nadgraniczne położenie, skomplikowane dzieje i trudne warunki bytowania wytworzyły tutaj typ człowieka o złożonej osobowości. Orawianie uchodzą za ludzi robotnych, zaradnych i gospodarnych, niezwykle życzliwych, gościnnych i serdecznych, ale trochę nieufnych, skrytych i sceptycznych. Stworzyli własną oryginalną kulturę. Owo nadgraniczne położenie sprawia, iż na ziemie te w różnych okresach dziejowych z różnym natężeniem oddziaływały poszczególne centra- Budapeszt, Bratysława, Wiedeń czy też Kraków i Warszawa. Ludność pogranicza zawsze jawi się dla owych ośrodków jako coś nietypowego i niezrozumiałego, by nie rzec podejrzanego i niepewnego. Są oni przez to nieco inaczej traktowani przez oficjalne państwowości- najczęściej przeznacza się na te rejony mniej środków, co wpływa na spore opóźnienie rozwojowo- techniczne. Niemniej Orawa zawsze uchodziła za region, który łączy, a nie dzieli narody. Sprawia to, iż ludzie są tutaj tolerancyjni i otwarci na współpracę oraz współdziałanie, akceptujący inność.

Najwyraźniejszym wyróżnikiem Orawiaków pozostaje jeszcze gwara, którą większość z nich posługuje się na co dzień- nawet częściowo młode pokolenie i cząstkowo inteligencja. Niestety gorzej przedstawia się inny identyfikator – mianowicie strój ludowy. Gdyby nie działalność zespołów folklorystycznych, nie byłby on już widoczny na tych terenach. Wielu mieszkańców ubranych po orawsku można było jeszcze spotkać w niektórych wsiach w latach 60- tych ubiegłego stulecia. Zanik tradycyjnego odzienia orawskiego datuje się już od czasów międzywojennych, kiedy to Orawa została odcięta od południowego zaplecza. Chociaż niedawno dzięki działalności regionalistów powoli odradza się ubiór orawski i wielu ludzi sprawiło sobie własny odziewek, który ubierają z okazji ważnych uroczystości regionalnych, państwowych i kościelnych, a ostatnio także rodzinnych. Odzienie orawskie ulegało także przeróżnym wpływom oraz modom i wyraźnie można odczytać owe inspiracje. Oczywiście najwcześniej były wołoskie później słowackie i węgierskie, a teraz podhalańskie. Ubiór orawski charakteryzuje się dużym zróżnicowaniem, wyśmienitą harmonią i dyskrecją kolorów. Podobnie orawska muzyka, o której się mówi, iż jest jedną z najbardziej nastrojowych wśród góralskich. Zaś śpiewka jest pełna melancholii, zadumy i tęsknoty, a tańce gromadne- żywiołowe i siarczyste. To wszystko trafnie dopełnia i ukazuje uczucia, temperament oraz psychikę ludu gazdującego pod Babią Górą.

Podobnie wyróżnia się budownictwo ze wspaniałymi figurami kamiennymi ze słynnego zakładu w Białym Potoku, nastrojowymi dzwonniczkami loretańskimi i przydrożnymi kapliczkami, które tworzą swoistą galerię w przyrodzie, wymownie zaświadczając o historii  oraz wydarzeniach dziejących się na tych terenach. Niemal w każdej wsi spotkamy- przynajmniej w wersji stylizowanej- typowy kiedyś dla Orawy dom z wyżką. Na szczęście przemija już moda na stawianie „murowańców”, a budowane są domy mniejsze i nawiązujące do orawskiej tradycji architektonicznej. Ów nawrót do korzeni nie można jeszcze nazwać renesansem orawskiej kultury ludowej, ale obiecującym symptomem na przyszłość. Wiele zależeć w tej materii będzie od pracy szkół, podejścia kościoła i wytworzenia odpowiedniego klimatu w orawskich rodzinach, a także samorządach gminnych i aktywności organizacji pozarządowych o regionalnym charakterze.

Na pewno potężna rola tkwi w autentycznym rozwoju gospodarstw agroturystycznych, które winny się stać motorem nie tylko ożywienia hodowli, warzywnictwa i sadownictwa, ale także folkloru, który jest nieodzownym składnikiem wsi i staje się również ważnym czynnikiem przyciągającym turystów. Stwarza to także szansę na rozwój popularnego tutaj kiedyś pszczelarstwa czy też zielarstwa. Muszą to być jednak gospodarstwa z prawdziwego zdarzenia- wytwarzające własne produkty spożywcze. Sama oferta kwater już nie wystarcza. Za tym powinny pójść również usługi rekreacyjno- turystyczne i kulturowe ze szczególnym uwzględnieniem klimatu i specyfiki regionu. Rodzi to także możliwość reaktywowania twórczości ludowej, tworzenia galerii orawskich twórców ludowych itp.

Nadzwyczaj ważna jest także oferta kulinarna, a więc nawiązanie do tradycyjnej kuchni orawskiej z najbardziej uznanymi i zdrowymi produktami- jak chociażby serki i robiące ostatnio furorę „korbaczyki”. To może stać się osobniczym kołem napędowym do odbudowania hodowli krów i owiec. Przecież do wyrobienia kilograma korbaczyków potrzeba aż 10 litrów mleka. Musi także wzrosnąć oferta turystyczno- rekreacyjna i to w ciągu całego roku. Jeden wyciąg narciarski, dwie hale gimnastyczne, jeden stadion piłkarski – to zdecydowanie za mało. Należy w tym zakresie uczynić znacznie więcej, a wówczas sezon wypoczynkowy mógłby się pokaźniej wydłużyć z korzyścią dla przybywających pod Babią Górę turystów jak i właścicieli takich gospodarstw. Trzeba tutaj naprawdę zrozumienia             i działań komplementarnych na linii samorządy gminne, agroturyści i różne organizacje turystyczne oraz biznesowe. Niemniej jednak nie zaspokoi to głodu pracy. Bezwzględnie konieczna jest tutaj interwencja państwa i wybudowanie na tych terenach zakładu pracy na kilka tysięcy zatrudnionych. W dziejach Orawy znajdziemy zaledwie parę przykładów sybsydialności państwa, które jednak dobitnie potwierdzają trafność takich rozwiązań. W przeciwnym przypadku nadal najbardziej uzdolnieni i przedsiębiorczy Orawianie będą opuszczać rodzinne strony, często udając się na uwłaczające człowiekowi saksy. Zresztą polityka państwa polskiego w tym zakresie jest przerażająco niefrasobliwa. Przecież w całej tej koncepcji chodzi o to, by w kraju zatrzymać obywateli, a nie zadawalać się ofertą zatrudnienia za granicą, która ma w jakiś tam sposób zmniejszyć bezrobocie w kraju. Pod tym względem Polska ma naprawdę niechlubne tradycje, które – należy to z ubolewaniem stwierdzić – obecnie są kontynuowane!

Ziemia orawska to trudna ziemia, ale mająca w sobie jakiś tajemniczy magnes, który zatrzymuje tutaj jej synów i córki, a także przyciąga wielu miłośników i sympatyków. To dzięki ich zaangażowani, ofiarności i poświęceniu – okolice te się rozwijają, ładnieją i zachowują swoją oryginalność oraz urok. Działania tych obywateli znacznie wyprzedzają, a nawet zastępują pomocniczą i opiekuńczą rolę państwa. Są to ludzie z charakterem, bo tylko tacy mogą służyć Orawie.

Emil Kowalczyk

Przypisy:

  1. „Gazeta Podhalańska” 1925, nr 2, s.3
  2. Jostowa W.- Pasterstwo na Polskiej Orawie. Wrocław 1972, s. 62
  3. „Gazeta Podhalańska” 1914, nr 4,s.2
  4. Adamczyk M.”Edukacja młodzieży orawskiej w czasach pańszczyźnianych” . Wierchy, tom 89. Warszawa-Kraków 1984, s. 47
  5. Kalendarz- Przyjaciel Spisza i Orawy. 1937, s.70
  6. Kalendarz- Przyjaciel Spisza i Orawy. 1938,s. 11
  7. Strategia Zrównoważonego Rozwoju turystyki na Górnej Orawie. Kraków 2000 s.11