Orawa – Ludwik Zejszner

Ludwik Zejszner, Orawa. [w:] „Biblioteka Warszawska” T. 3(51), 1853, s. 319-341.

w artykule zachowano oryginalną pisownię

Ze wszystkich hrabstw węgierskich, żadne nie jest tak zamkniętém, nie stanowi tak doskonałéj całości, jak orawskie (po słowacku hrabstwo), albo Comitatus Arvensis, Arvaer Gespanuschaft, tak nazwane od rzeki Orawy po słowacku, Arva po łacinie. Od południa oddzielają tę ciekawą krainę wysokie hole liptowskie, stanowiące przedłużenie Tatrów, znacznie od nich niższe i całkiem wapienne; od trenczyńskiéj stolicy na zachód dzieli ją wyniosły grzbiet; a z północy od Galicyi Mała i Wielka Baba, nasza Babia Góra; tylko od wschodu nie odgraniczają Orawę góry, i jakby wielką równiną łączy się Podhale z Węgrami. Bliżèj rozpoznając te miejscowości spostrzegamy, że to kraj pagórkowaty.

Granica polityczna pomiędzy Podhalem a Orawą nie jest zarazem granicą naturalną: grzbietto bowiem zaledwie okiem dostrzeżony. W obszernie rozpostartych torfowiskach na wyniesieniu grzbietu, czerniących się zdala, biorą początek rzeki płynące do przeciwnych mórz: do północnego i do południowego, do Podhala i do Węgier. Wyniosły grzbiet umieszczony na niektórych kartach jest czystym wymysłem teoretyzujących geografów. Małe strumyki zmierzające na wschód wpadają do Dunajca, a nieco większe do rzeki Orawy, nadającéj miano hrabstwu. Ten przedział nie wpłynął jednakże na ludzi: tenże sam szczep Podhalan przenosi się do Orawy i zachodzi aż pod Babią-górę do wsi Sydzina, leżącéj już w Galicyi. Mieszkańcy ci mówią narzeczem Podhalan, z nieznacznym miejscowym odcieniem. Język ich doznał mniéj jeszcze zmian jak Podhalan, i jakby skamieniały, trwa w swych starożytnych formach, nie uległszy wpływom literatury i ogólnej oświaty; zdaje się, że mówią językiem, jakiego przed kilkoma wiekami w Polsce używano. Nierównie większą część hrabstwa orawskiego zamieszkują Słowaki, zajmujący południowe strony, a pomiędzy nimi tu i owdzie znajdują się wioski polskie. Orawa nie jest równiną, lecz w całém znaczeniu tego wyrazu krajem pagórkowatym; miejscami zmieniają się pagórki w góry, a po dolinach ciągną się długie wioski i miasteczka, które w miarę żyzności zbliżają się lub oddalają od siebie. Najcelniejsza część Orawy znajduje się w dolinie rzeki téjże nazwy, prującéj to czworograniaste hrabstwo, jakby przekątna od północnego-wschodu ku południowemu–zachodowi. Dolina ta odznacza się znakomitą żyznością, malowniczemi widokami, bogatemi siołami i miasteczkami; w środku wznosi się na ostro wyskakującéj skale, śmiało zbudowany zamek orawski, wśród cudnego krajobrazu.

Stosunki polityczne i forma rządu odbiły się na całych Węgrach, a zatém i tutaj: wioski i miasteczka orawskie odróżniają się na piérwszy rzut oka od podhalańskich. W ogólności widać tutaj nierównie więcéj dostatku i dobrego bytu; świadczą to zabudowania miejskie i wiejskie, ubiór mieszkańców, okazałe siwe bydło i znaczne stada owiec. Wielkie obszary żyzniejszéj ziemi od podhalańskiéj, i nader małe podatki, wydały ten stan rzeczy. Orawa uchodzi jednakże w pojęciach węgierskich za najbardziéj upośledzone od przyrody hrabstwo, za najbiédniejsze w całéj koronie, lubo w porównaniu z Podhalem jest jeszcze żyzną i dość obfitą krainą. Od niepamiętnych czasów rząd miał wzgląd na tutejsze ubóstwo, i sprzedawał sól po niższéj cenie, aniżeli w innych hrabstwach węgierskich. Orawa stanowi koniec zachodnio–północny Węgier, i odróżnia się pod wieloma względami od innych hrabstw. Prawie połowa Orawy jest własnością wielkich właścicieli, i do nich należy prawie cała część północna; w południowéj własność bardzo jest podzielona: liczni właściciele nawet grunta miejscami podrobili nadzwyczajnie. Aczkolwiek przyrodzone własności kraju i znaczna część ludu należy do tego samego plemienia, co Podhalanie; przecież zupełnie odmienne wyobrażenia i zwyczaje panują u nich, pochodzące od wykształconéj części mieszkańców, od szlachty. Wszystko zapowiada tu inną formę rządu. Dla Podhalan Kraków jest punktem ostatecznych wyobrażeń, a dla Orawców Peszt: do niego zwracają swoje myśli i chęci, tam głównie sprzedają swe produkta, tam wywożą znaczną znaczną ilość lnianego płótna, ztamtąd wychodzą rozporządzenia rządu, dlatego Orawianie nierównie więcéj mają styczności z Pesztem i innemi miastami nad Dunajcem leżącemi, aniżeli z północnemi sąsiadami, zamieszkałemi w nieurodzajnych Bieskidach.

Orawa, podobnie jak i Podhale, nie jest krainą rolniczą: wysokie góry odgraniczające ją z południa i z północy, i potężne grzbiety wznoszące się i przerzynające ją w różnych stronach, zwróciły mieszkańców do chowu bydła i uprawy lnu. Widoczna jednakże zachodzi różnica pomiędzy częścią północną a południową. Piérwsza wielce podobną jest do Bieskidów: panuje tam ta sama ostrość klimatu, i za nią idąca nieżyzność. Jestto kraina wydająca owies, w której udają się nadto jęczmień, ziemniaki i len; żyto zaś i pszenicę sieją w ogrodach jakby dla osobliwości. W kupki zebrane jodły i świerki, rozrzucone tu i owdzie pomiędzy ornemi rolami, nadają właściwą barwę krajowi. W południowéj części Orawy, mianowicie téż w stronie zachodniéj, są rozleglejsze równiny, starannie zasiane żytem i pszenicą. Przemysł w Orawie nie jest wielki, i ogranicza się li tylko na wyrabianiu płótna z lnu, który albo sami sieją, albo zakupują na Podhalu i w północnych Bieskidach.

Północna część Orawy leży na stoku spadającym od Babiéj-góry; wioski tamtejsze mają podobny charakter do bieskidowych: domy nie stykają się ze sobą, lecz są rozrzucone na pochyłościach gór, albo ciągną się wzdłuż potoku, nie stanowiąc jednéj całości. Domy obszerniejsze i porządniejsze świadczą w niewątpliwy sposób o znaczniejszym dostatku mieszkańców. Orawcy zwykli z drzewa stawiać znaczniejsze domy o piętrze, pospolicie z gankiem misternie wyrobionym. Każda wieś posiada ponadto kościół murowany, powszechnie stawiany na znaczniejszém wyniesieniu; białe jego ściany i czerwony dach z wysoką wieżą, są chlubą mieszkańców wsi, którzy nie pojmują jak można żyć nie mając u siebie porządnego kościoła. Tym sposobem wydaje się kraj bardzo cywilizowanym. Na całém pograniczu od Galicyi aż do końca r. 1850 był szereg przykomórków (przyp. red. przykomórek – niewielki urząd celny, filia komory celnej), które tutaj nazywano tryczatkami. Wioski takie odnalazły się widocznie większą zamożnością; stanęły w nich większe domy murowane, wygodniejsze karczmy, i kramy z różnemi drobnostkami, a mianowicie z tytuniem, bo dawniéj w Węgrzech każdy uprawiał i sprzedawał tytuń po bardzo nizkiéj cenie. Do rzędu takich wiosek należy: Sucha Hora przez Słowaków zamieszkana; Piekielnik, 1888 stóp nad poziom morza wyniesiony, wioska polska obszerna, położona już na przeciwnéj pochyłości obszernego torfowiska, końcem wschodnim sięgająca do Ludźmierza. Wieś ta graniczy z Czarnym Dunajcem: wielka nieuprawiona równina, służąca za pastwisko, oddziela ją od niego. Starannie uprawne role i nieco odmienny krój domów drewnianych, odróżniają jedynie Podhale od Orawy. Wyżéj na północ leży Podwilk, wioska zmieniająca się w miasteczko, 2,052 stóp wyniesione; ma ulice starannie brukowane, kilka domów murowanych o piętrze, i niezgorszą karczmę. Krainę pomiędzy Piekielnikiem a Podwilkiem zasłania potężny grzbiet, odwracający północne wiatry; a że ku słońcu wystawiona, stała się żyzniejszą aniżeli okolice bardziéj równe przy Trzcianie. Od tych własności fizycznych pochodzi znaczniejsza żyzność: pola tutaj dzielą się w długie a wązkie zagony, okryte bujnemi owsami, jęczmionami, a niekiedy żytem i koniczyną. Dostatek nadał mieszkańcom niezależny i dziwnie śmiały charakter, zmieniający się prawie w zuchwałość. Chłop téj okolicy nie zwykł nikomu z drogi ustępować, nawet prowadzącemu ciężary. W nierównie dzikszéj okolicy od poprzednich tryczatków leży Połhora na pochyłości Bieskidu, grzbietu łączącego się bezpośrednio z Babią-górą. Połhora była kiedyś bardzo odwiedzaną: łączyła Węgry z Żywcem przez wioskę Krzyzną. Już się zciemniło, kiedym właśnie z spomnienéj wioski przybywał po bardzo złym gościńcu do Połhory, i zastałem tu lepszą karczmę, aniżeli się można było spodziewać. W ogólności w Węgrzech żyją mieszkańcy lepiéj niż w Galicyi; przyczyna tego pochodzi od większéj zamożności i wstrzemięźliwości, tudzież urodzajności południowych Węgier. Pod względem geologicznym bardzo ciekawą jest Połhora. Niedaleko wioski, wśród niebieskawo-szarych margli, dzielących się w łupki, wytryskują źródła mniéj więcéj solą kuchenną nasycone; zastałem je w trzech blizko sobie leżących miejscach. Podobne źródła powstają przez rozpuszczenie się pokładów soli kuchennej, a zatém i tutaj w głębiach musi się ona znajdować; ztąd jeszcze wynika, że formacya trzeciorzędowa, któréj ogniwa są pokładem soli w Wieliczce i Bochni, ciągnie się przez znaczne części Beskidów. Drugi również ważny wniosek da się wyprowadzić, że te góry musiały się wznieść po osadzeniu się téj względnie młodéj formacyi; świadczą o tém wszystkie warstwy piaskowca, nachylające się na południe pod ostrym kątem pomiędzy Krzyżną a Połhorą. Nachylenie ich sprawiły podziemne ognie w łonie ziemi ukryte.

Cała nadgraniczna od Galicyi część Orawy, czyli północna, składa się z nieprzeliczonych równoległych grzbietów, pomiędzy któremi rozciągają się mniéj więcéj szerokie doliny; wpośród nich szumią bystre strumyki, a nad niemi ciągną się długie wioski i miasteczka, jakoto: Żubrahława, Stannica i t.d.

W całych Węgrach nie ma tak dobrych dróg jak na Oráwie; nie ustępują one często najlepiéj wykonanym i utrzymanym w królestwie Polskiém lub w Lombardyi, gdzie najwyborniejsze gościńce zastałem. Nietylko że drogi orawskie należą do najlepszych, ale jest ich wielka liczba i przecinają się we wszystkich prawie kierunkach. Dziwne były dawniéj zwyczaje na Węgrach: szlachta nietylko że drogowego nie opłacała , ale nadto się nie przykładała do robienia dróg i ich utrzymywania; ktokolwiek nawet lepszym pojazdem jechał, nie opłacał drogowego, tylko wieśniak był obowiązanym nietylko opłacać za jazdę, ale sporządzać je i corocznie dwa razy poprawiać. W miejscach gdzie się opłacało drogowe, nie było na Węgrach rogatek jak gdzieindziéj, tylko koło na żerdzi osadzone ostrzegało jadącego, że tu trzeba składać opłatę. Dawało to nieraz powód do sporów, bo często w nocy przemykali się wieśniacy. Od r. 1850 nie opłaca nikt drogowego, a wszyscy bez wyjątku obowiązani są naprawiać drogi.

Dwom przyczynom winna jest Orawa swe dobrè drogi: nieprzeliczonym strumieniom sprowadzającym z gór zaokrąglone kamyki i żwiry, przysposabiającym niejako naturalny materyał do budowy dróg, i stolicznym panom czyli urzędnikom administracyjnym, jak ich dawniéj nazywano, którzy zaprowadzali coraz więcéj nowych gościńców, a dawne utrzymywali w wzorowym porządku. Od północy ciągnie się wyborny gościniec ku południowi, począwszy od komory Podwilk, wysoko nad poziomem morza leżącéj, bo 2,052 stóp, i przechodzi przez wioski Orawkę i długą Jabłonkę. Tutaj łączy się z nim droga, prowadząca z Piekielnika: a połączona, ciągnie się dalej ku Trzcianie po potężnych równoległych grzbietach, podobnych do skamieniałych fal. Odtąd zmienia się kraj tak do co do fizycznych, jako i etnograficznych stosunków: tu graniczy lud polski ze słowackim szczepem. Klimat widocznie łagodnieje, ziemia żyzniejsza, staranniéj jest uprawną. W miarę posuwania się ku południowi, kraj staje się coraz bogatszym; odbija się to w nieprzeliczonych siołach i miasteczkach, ciągnących się wzdłuż rzeki Orawy. Na zmianę fizyognomii téj części hrabstwa orawskiego wpłynęły mianowicie skały wapienne, nadające ziemi większą żyzność; z niemi idą w parze widoki pełne rozmaitości ze szczególniejszemi krojami. Mosty drewniane, sztucznie wiązane, łączą przeciwne brzegi téj wijącéj się rzeki. Od Kubina, stołecznego miasta hrabstwa orawskiego, zmienia się znów położenie kraju: rozległe błonia okryte bujnemi plony, ciągną się ku potężnym holom liptowskim, stojącym wpoprzek jakby potężny mur. Niedaleko za Parnicą wchodzi Orawa pomiędzy góry, i wązką szczeliną z potężnéj ściany granitu, łączy się przy Kralowianach z Wagiem, rzeką biorącą początek w Liptowie, a płynącą ze wschodu ku zachodowi. Inny gościniec, bardziéj zachodni, ciągnie się do Podhory przez Żubrohławę i łączy się z drogą główną przy zamku orawskim. Od Kubina wreszcie wykonane zostały dwie drogi przez hole liptowskie: jedna prowadzi do Rosenbergu, druga przez Leszczyny do cieplicy Łuczka zwanéj, licznie odwiedzanéj w czasie pory letniéj przez obywateli Orawy i Liptowa.

Prawie pół mili na północ od Trzciany, na rozciągłym wale, u stup którego płynie rzeka Czarna Orawa, ciągnie się więcéj jak ćwierć mili długa wioska Chyżne, z okazałym kościołem. Wieś ta ma szczególne wejrzenie: zbliżając się do niéj od południa, uderza niezmiernie długi szereg domów na grzbiecie rozciągnięty. Nie wspomniałbym o téj wiosce, gdyby nie zasługiwała na uwagę dla szczególnéj mieszaniny języka; mieszkańcy jéj mówią bowiem w połowie po polsku, a w połowie po słowacku, i nie można powiedziéć, iżby jedno albo drugie narzecze przeważało. Żywo przypomina to podobną mieszaninę języka angielskiego, w którym nic nie ma: ani francuzkiego, ani niemieckiego, tylko coś pośredniego; język mieszkańców Chyżnego jest polsko-słowackim.

Z miasteczkiem Trzcianą czyli Tersteną rozpoczyna się czysta Słowaczyzna; miasteczko to bardziéj jest podobne do znacznéj wioski, i mieszkańcy prawie bez wyjątku zajmują się rolnictwem; domki mają drewniane, tylko kościół i ratusz murowane, czynią wyjątek. Niemało wdzięku okolicy dodają sterczące skały wapienne, wznoszące się z pośrodka piaskowców, mających łagodnie pogięte zarysy grzbietów. Daléj na południe ciągnie się droga w dolinie Czarnéj Orawy, wśród skał malowniczych, i w miarę posuwania się ku Twardoszynowi, wznoszą się coraz wyżéj jéj boki. Niektóre ściany wyglądają jakby składały się z nieprzeliczonych tablic jedna na drugiéj ułożonych: są to wapienie w cienkie warstwy podzielone, podobne do Rogoźnickich, Czorsztyna i Pienin. Odtąd płynie śród nich Orawa aż poza Kubin, wśród pól urodzajnych i bujnéj roślinności.

Pół mili od Trzciany leży inne miasteczko Twardoszyn, przy spływie Białéj i Czarnéj Orawy, na wysokości 1685 stóp nad morzem. Biała Orawa z zachodnio-północnéj strony, z gór Bukowa i Kiczora wypływająca, łączy się z Czarną Orawą, biorącą początek w torfowiskach Bory zwanych, niedaleko Piekielnika. Obfitość wód i malowniczo poszarpane skały niemało dodają wdzięku Twardoszynowi, znaczniejszemu miasteczkowi drewnianemu. Widać tu nieco więcéj żywiołu miejskiego, chociaż mieszkańcy przeważnie zajmują się rolnictwem, i nieco rzemieślników; odbywają się tu wielkie targi na bydło i zboże. Mieszkańcy gór rozciągających się na północy, sprzedawają tu swe bydło i owce, a natomiast nabywają żyto i pszenicę, przywożone z urodzajnych południowych Węgier, a mianowicie z okolic Prywidzy w stolicy nitrzańskiéj. Dostawy te żyta od kilku lat znacznie się powiększyły w skutek gnicia ziemniaków; ludność górska znakomicie rozrodziwszy się przez wprowadzenie téj rośliny do Europy, niedosyć produkuje zboża do swego wyżywienia. Kiedym jechał ku zamkowi orawskiemu (1851 r. połowa sierpnia), raz wraz trzeba było wymijać wozy żytem obładowane; targ przepełniali za niém ubiegający się. Porządny most na kamiennych filarach, a łączący Twardoszyn z drogą bitą, stał się ulubionym spacerem mieszkańców. Właśnie była niedziela, ciepły wieczór wywołał znaczną część młodéj ludności na przechadzkę, przyglądającéj się szybko płynącéj wodzie; wesołość, śmiechy i śpiewy, brzmiały zewsząd i dowodziły, że mieszkańcy używają spokojnego szczęścia i bawią się również dobrze jak wielkie stolice. Pewna swoboda i spokojne używanie, charakteryzują większą część miasteczek północnych Węgier. Grunta przy Twardoszynie są wybornie uprawione i wydają się jakby same ogrody; osobliwie dobrze rosną kapusty, grochy szablaste i lny. Wzniesione boki doliny okrywają krzaki, lecz na wyżynie położone role wcale są odmienne, bo nie tak żyzne; panujące na nich ostre wiatry osuszają je i oziębiają, i są powodem do ich wyjałowienia. Dolina Orawy podobna do uśmiechającego się ogrodu, a wyżyna do bezroślinnéj i posępnéj puszczy. Od Twardoszyna ku Kubinowi ciągnie się dolina przekątna przez to czworograniaste hrabstwo, i jest najcelniejszą jego ozdobą; liczne wioski leżą jedna za drugą w zakrętach, i prawie zawsze widać tylko jednę, a minąwszy zakręt, nowa się ukazuje.

Od Twardoszyna na południe, co ćwierć mili jest wioska za wioską, połączone głównym gościńcem. I tak za wspomnioném miasteczkiem leży wieś Krasnohorka, a za nią Niżna, pod wysoką górą do stogu siana podobną; daléj Podbiel, zapewne nazwana od wielkich ścian białych wapieni, poprzekładanych czarnym iłem. Odtąd co chwila zmieniają się widoki, jedne od drugich rozkoszniejsze; zaraz po Podbielą są niezwyczajne i rozmaite widoki; kilka wirchów podobnych do piramid, wydały nader malowny krajobraz. Za wioską Krywa (Krzywa) wzmaga się widocznie zamożność mieszkańców; włościańskie domy są bardzo obszerne; zwyczajnie są 10 do 15 sążni długie, i tak stawiane, że część ku drodze wychodząca, stanowi ich szerokość, i miewa dwa lub trzy okienka. Koniec drugi domu dotyka się stodół, które łączą się ze sąsiedniemi i stanowią jeden bardzo dług budynek. Izbę z oknami wychodzącemi na drogę zajmuje gazda, w innych są mieszkania służby, kuchnia, spichrz, różne stajnie dla krów, koni, owiec, schowania na sprzęty gospodarskie i t.d. Sposób ten budowania albo raczéj skupiania się na najmniejszéj przestrzeni, nie zasługuje wcale na pochwałę, albowiem w razie pożaru, a te nie są tak rzadkiemi, staje się ofiarą płomieni pospolicie połowa, jeżeli nie cała wioska. Właśnie zastałem w r. 1851 pogorzałą jednę zaraz za Krywą leżącą wioskę; ogień wybuchł na wiosnę w samo południe, i prawie cała spłonęła, tylko niektóre domy ocalały, gdzie wcześnie pospieszono zerwać gontowy dach. Wszędzie widać było jeszcze tu i owdzie podłużne kostki z potężnych pni spojone, osmalone czarnym węglem; największa część domów zupełnie zgorzała.

Za Krywą dobre ćwierć mili leży znowu obszerna wieś Dubowa. Spoglądając z wyższego miejsca na te równoległe domy, świadczące niewątpliwie o dostatku mieszkańców, nie można pojąć zkąd to pochodzi, gdyż posiadają małe grunta. Przy wiosce pasło się okazałe bydło węgierskiéj rasy z niezmiernie długiemi rogami, w których Orawcy niezmiernie się kochają. W dolinie jest tylko cząstka gruntów, bo największa część rozpościera się na wyżynie.

Zbliżając się do Lekotki, również długiéj wioski, otwiera się jeden z najwspanialszych widoków w całéj Orawie; przedewszystkiém uderzają bystro wyskakujące skały, oblane rzeką, i uwieńczone rozpadającym się w ruinę zamkiem orawskim; inne wzgórza okrywają czarne lasy. Skały dziwnie pięknie uszykowane, przegrodzone bujną roślinnością, wydały ten rzadki krajobraz. Na samym wierzchu jednéj stroméj skały zaledwie dwa sążnie szerokiéj, wznosi się najwyższa część zamku, zupełnie opustoszała; podróżni niekiedy ją zwiedzają, aby z niéj używać nieporównanych widoków, które ze wszech stron mają coś tajemniczo ponętnego. Od téj najwyższéj części zamku, ciągną się zabudowania aż do połowy góry; tam odznacza się starożytny kościół w gotyckim stylu, zachowany dobrze; odbywa się w nim nabożeństwo. Aczkolwiek najwyższa część zamku wznosi się tylko na 72 stóp nad poziom Orawy, płynącéj w tém miejscu na 1513 stóp nad poziomem morza, skała wydaje się niezmierną. Przy niéj znajduje się mała wioska, zwana Podzamcze, z pięknemi zabudowaniami, mianowicie dworskiemi. Tu mieszka prefekt czyli rządca dóbr, prowadzący zarząd większéj części całego hrabstwa.

Góry wzniesione na południe od zamku, okrywają nadzwyczajnie bujne buki, inne są czarne od smagłych jodeł i świérków. Pomiędzy temi drzewami rosną dziko liczne krzaki agrestu i pożyczek, z owocami wcale smacznemi. Sądziłem, że te krzaki zostały tutaj zasadzone ręką człowieka, ale tak nie jest. W téj okolicy są one dość pospolite, jak i w innym na Spiżu; i tak: na niezmiernie stromych skałach wapiennych, wznoszących się nad wsią Wikartowa, znajdowałem krzaki agrestu, a nie można przypuścić, iżby były przez ludzi sadzone, bo w téj wiosce nigdy nie mieszkali ludzie nieco więcéj ucywilizowani, i to nie u stóp góry, ale na trudno dostępnym wierzchu. Wszystko przemawia, że te krzewy właściwe są okolicom karpackim, i nie zostały zdala przyniesione, ale powstały jak inne rośliny pierwiastkowe.

Malowne widoki, nieustannie zmieniające się, trwają do mostu wioski Jelszawa. Dolina Orawy za zamkiem orawskim zwęża się do tego stopnia, że drogę do Kubina poprowadzono na boku bardzo nierównym, i trzeba raz wraz wjeżdżać na grzbiety i z nich zstępować; jednak droga ta nie nudzi, bo ciągnie się wśród bujnych lasów i zachwycających dolin. U stóp widać bogate sioła, a pomiędzy niemi odznacza się zaraz za zamkiem orawskim ozdobne Międzybrodzie, wioska z obszernemi zabudowaniami gospodarskiemi. Pod Jelszawą przejeżdżaliśmy most na Orawie niezwyczajnéj budowy; pospolicie w naszym czasie, w tego rodzaju budowach przeważa żelazo; tutaj wprost przeciwny jest przypadek: składa ón się z samego drzewa, i nie ma prawie nic żelaza. Dwa potężne łuki bardzo sztucznie wiązane z drzewa, unoszą się lekko nad rzeką; aby drzewo nie zgniło, wystawiono nad mostem wielki dach, przez co zdala ma wejrzenie długiego napowietrznego budynku. Takie mosty bardzo są trwałe; niniejszy, już przed czterdziestu laty zbudowany, zachowuje się dotąd dobrze. Od Jelszawy rozszerza się znakomicie dolina ku Kubinowi, stołecznemu miastu Orawy; na téj drodze wśród bujnéj roślinności okazują się liczne wioski, a w każdéj dobry byt i dostatek. Przed Kubinem wznosi się wynosły Chocz, i z nim łączą się niższe wirchy, jakby mur odgraniczający. Okolica ta należy do najżyzniejszych w całéj Orawie, i dziwnie odbija od górzystych części tego hrabstwa pod Babią-górą, najbiedniejszych w całych Węgrzech, a jednak zamożniejszych od niektórych części Bieskidów, jak np. przy Jordanowie lub Obidowéj.

Kubin, właściwie Niżny Kubin, odróżnić trzeba od Wyższego Kubina, pół mili na wschód położonéj wioski, którą przyrodzone stosunki uczyniły celnym punktem w całéj Orawie, i z téj przyczyny obraną została na stolicę: oddawna jest siedzibą władz sądowych i administracyjnych. Średniowieczne zasady rządu węgierskiego, łączyły dwie te władze w jednych osobach: jedni i ciż sami urzędnicy sądzili, wykonywali prawo i rządzili. W roku 1850 nastąpiła stanowcza zmiana w zarządzie Węgier, i władze administracyjne oddzielono od sądowych; piérwsze pozostały w dawnych miastach komitackich, a drugie mają być urządzone według ogólnych zasad państwa austryackiego. Kubin ma wejrzenie zupełnie zastosowane do potrzeb, jakiemi się rządzili Węgry przez ośm wieków: nie ma w nim właściwie żywiołów miejskich, ale wszystko stosuje się do przyjmowania władz rządzących. Celną częścią miasta jest obszerny rynek z wielkim murowanym gmachem o piętrze, zwany domem komitatu czyli hrabstwa. W nim mieściły się władze rządowe, w wielkiéj sali odbywały się sejmiki i obiory, w innych salach mieściły się archiwa, w innych mieszkania dla naczelnika rządu i niektórych urzędników, a w tyłach więzienia. Obok komitackego, wszystkie inne domy w Kubinie są drobnemi; wyjątek czyni wielka oberża o piętrze. Zwyczajnie niewielki ruch panuje w tém napół rolniczém miasteczku, tylko (opisuję dawny stan rzeczy) w czasie narad komitatu, co kwartał odbywających się, napełniało się znakomicie ludźmi, szczególniéj zaś w czasie wyboru urzędników. W Węgrzech obierano co trzy lata w każdém hrabstwie wszystkich urzędników administracyjnych i sadowych. Przy tak nadzwyczajnie ruchomym zarządzie, jeden tylko ober-geszpan był nie tylko dożywotnym, ale nadto w rodzie dziedzicznym; do pewnej familii przywiązany był ten urząd, a na przypadek jéj wygaśnienia, naznaczał król nowego ober-geszpana. Obowiązki jego były w późniejszym czasie zupełnie polityczne: reprezentował w izbie wyższéj swe hrabstwo, zwoływał w komitacie zgromadzenia obiorcze i onym przewodniczył, wreszcie wywierał wpływ moralny na mieszkańców hrabstwa. Wszystkich innych urzędników bezpośrednio rządzących obierała szlachta ze swego grona na trzy lata; t. j. bezpośredniego rządcę komitatu czyli wice-geszpana, z władzą odpowiadającą mniéj więcéj prezesowi gubernialnemu, kilku radców czyli sędziów nazywanych Stuhlrichter, pełniących zarazem obowiązki sędziów i kommissarzy obwodowych w przydzielonym dystrykcie, i różnych innych urzędników. Wyjątek z tego czynili zwykle inżynierowie komitatu i inni mniejsi urzędnicy. Aby być wybranym, trzeba było być szlachcicem: od roli szedł obywatel na urzędnika, ale rzadki opuszczał dziedziczną wioskę, by się wyłącznie oddać rządzeniu. Ile razy zachodziła potrzeba, zjeżdżali się urzędnicy do stołecznego miasta, lecz wnet po naradzie i wydaniu rozporządzeń, wracali do domów. Jeżeli zastanowimy się nad ostatecznym rezultatem tego zarządu, spostrzeżemy, że zarząd odbywał się zwyczajnie odpowiednio potrzebom, a urzędnicy bardzo mało kosztowali. Piastować bowiem urzędy uważali Węgrzyni za największy zaszczyt, i mnóstwo obywateli ubiegało się o takowe, chociaż do nich były przywiązane bardzo szczupłe płace; najwyższe wynosiły dwa lub trzy tysiące złotych polskich, inne ledwie kilkaset złotych; pensya ta pospolicie wychodziła na częstowania obiorców. Wszyscy urzędnicy komitatu orawskiego pobierali rocznie 30 do 50,000 złotych polskich.

Jeżeli podobny sposób rządzenia ma niemałe zalety, nie odznaczał się jednak sprężystością. Na pochwałę urzędników orawskiego hrabstwa to trzeba powiedziéć, że niemało wpłynęli na zaprowadzenie porządku w swym kraiku; a chociaż najuboższy, posiada najlepsze gościńce w całych Węgrzech i doskonale je utrzymuje, tak, że nie ustępują drogom w najlepiéj rządzonych państwach. Gościńce nietylko prowadzili po równéj i pagórkowatéj części kraju, ale przez hole liptowskie i Bieskidy, przez wysokie góry; do tego trzeba było i znacznych nakładów i obszernéj znajomości budowania dróg. Tym gościńcom winna głównie Orawa wejrzenie ucywilizowane, i że we wsiach nie widać walących się chat, lecz po większéj części porządne i piękne dwory; często zastaje podróżny wygodne karczmy i oberże.

Nie mogę przemilczéć wady tego rodzaju rządu; zbyt mała liczba urzędników, albo ich obojętność w wypełnianiu poruczonych obowiązków, nie umiała utrzymywać ogólnego bezpieczeństwa, mianowicie przy skłonności ludu do gwałtów i rozboju, do czego niemało pomagają trudno dostępne, górzyste okolice, okryte gęstemi lasami. Mówiąc o Podhalu, spomniałem, że jego mieszkańcy znajdowali na Węgrach bezpieczne schronienie, a nawet wygodne kryjówki, z których wychodzili i niepokoili swe okolice. Niemało udziału mieli w tém sami Orawianie: nietylko sprzyjali temu, ale nawet pomagali. Wyrodziła się tym sposobem w Węgrzech ogólna obawa o swe mienie, a podróżny uważał się za szczęśliwego, jeżeli nie będąc napastowany wracał do domu.

Opowiem niektóre szczegóły mniéj znane o sposobie dawnego rządzenia komitatów. Pod przewodnictwem wice-geszpana zbierali się urzędnicy komitatu dla narad; zgromadzenie to nazywano magistratem (magistratus). Pospolicie szlachta dobrowolnie przybywała na kwartalne narady, zwane kongregacyami, odbywające się przynajmniéj cztery razy do roku, a w miarę potrzeby 5 do 6 razy, i nawet częściéj. Odczytywano na nich naprzód wydane postanowienia rządowe, listy pisane od innych hrabstw, zdania sprawy urzędników z dokonanych czynności, prośby gmin lub pojedynczych osób. Każdemu z radców i zgromadzonéj szlachty stanowiącéj publiczność, wolno było objawiać swe zdanie nad toczącemi się interesami, które odczytywał sekretarz komitatu, nazywany na Węgrach notaryuszem. Nieraz powstawały żwawe, długo trwające spory. Na pochwałę zgromadzeń tych trzeba powiedziéć, że rzadko przechodziły karby przyzwoitości. Każde bowiem przekroczenie dopuszczone na kongregacyi, ściągało na siebie karę za obrazę zgromadzenia, co nazywano technicznie violata sedes. Natychmiast spisywał zaskarżenie podskarbi komitatu, a po naradzeniu się zgromadzenia i wydaniu wyroku, wykonywano karę; była dwojaka: za obrazę jednego z urzędników magistratu 400 złp.; innych zaś osób, znajdujących się na zgromadzeniu, 100 złp. Jeżeli skazany nie złożył natychmiast oznaczonéj kary, w kilka dni późniéj musiał dodatkowo dopłacić 400 złp. Na zgromadzenia komitatu przybyła szlachta nosiła strój węgierski; składał się z czarnéj czamarki z potrzebami jedwabnemi i z pałasza przy boku. Dawny to jest zabytek, przypominający, że każdy szlachcic był zarazem żołnierzem. Na sądach komitatu, nazywanych sedes judiciariae, niewolno było nosić broni. Do składu jego wchodzili obrani urzędnicy, wraz z przybranemi radcami; liczba ograniczała się pospolicie do sześciu. Cztery razy do roku bardzo uroczyście odbywały się zwyczajne sądy. Za dawnych czasów ich rozpoczęcie oznajmiał jeden z sędziów temi słowy: „indicitur sessio, honeste se gerant et arma deponant” (rozpoczynają się sądy, niechaj każdy przyzwoicie się zachowa, a wstępujący niechaj złoży broń). Ale poszanowanie praw tak było w narodzie zakorzenione, tak przesiąkli niém Węgry że nikomu na myśl nie przyszło wchodzić na sądy z pałaszem, lub z jaką inną bronią. Sądy te rozstrzygały tak w sprawach cywilnych jak i kryminalnych, i dlatego przy każdém stołeczném mieście konieczną była szubienica, jakby na znak władzy; powszechnie była stawiana na miejscu wyniesioném, aby ją zdala każdy mógł widzieć.

Jeżeli najwyższa przyzwoitość miała miejsce na sądach, to inaczéj działo się na restauracyach czyli wyborach urzędników; namiętności stronnictw rozpuszczały tu wodze. Węgrzyni przywiązani do sposobu swojego zarządu, ubiegali się nadzwyczaj gorliwie o posady, i ztąd budziły się namiętności. Urzędników na trzy lata obierano, a to aby mniéj zdatni, niepilni, ustępowali miejsca nowym siłom i lepszym chęciom. Na wybory zwoływał ober-geszpan wszystką szlachtę całego komitatu. Każdy pełnoletni szlachcic miał głos przy obiorach. Jak to wszędzie bywa, wcześnie przed nastąpić mającemi wyborami wielkie robiono zachody o głosy; na rok, a często na dwa lata wprzód zbierano stronników: to częstowaniami, to innemi środkami, a w miarę zbliżania się wyborów tém czynniejszemi byli kandydaci. Najciekawsze były sposoby zjednania sobie głosów ubogiéj szlachty, nieróżniącéj się niczém od drobnéj szlachty polskiéj. Byłto pewien rodzaj chłopów uprawiających mały kawałek roli, z dyplomem szlacheckim i przywilejami do tego stanu przywiązanemi, a co niemało znaczyło dawniéj na Węgrach; byli oni w całém znaczeniu tego wyrazu wolni, tylko za wyrokiem mogli być uwięzieni, nie opłacali podatków i głosowali na wyborach swojego hrabstwa. Od téj drobnéj szlachty po prostu kupowano głosy za 4, 6, 8, a nawet 12 złp.; w czasie zebrania zaś częstowano winem i jadłem. Przybywając do miasta przeznaczonego na wybory, nosili onaki swego kandydata: wstążkę kolorową zwyczajnie czerwoną, albo w braku jéj, gałązkę świerkową lub dębową. Przywódcy stronnictw musieli ich strzedz, aby się nie stykali blizko z przeciwnikami, bo ten ruchomy żywioł zdania swoje zwykł popierać siłą, a nie rozumował, ani dowodził.

Na kongregacye zapraszano jeszcze na świadków szlachtę z sąsiednich komitatów. Z każdego sąsiedniego hrabstwa przybywało przynajmniéj sześciu szlachty, ale niekiedy liczba ta do trzydziestu dochodziła; tych gości trzymano w wysokiém poszanowaniu, a przyjmowali ich właściwego komitatu urzędnicy.

W dniu do wyborów przeznaczonym, szlachta starannie ubrana zgromadzała się w sali domu komitatu, a jeżeli ta była zaciasną, w kościele lub w innym obszernym gmachu. Piérwszą czynnością wice-geszpana i urzędników tymczasowych było wysłać deputacyą do ober-geszpana z zaproszeniem do przewodniczenia wyborom, a gdy tenże wstąpił do zgromadzenia, witany był hucznemi mowy, pełnemi kwiatów retorycznych, do których przysposabianą bywała młodzież w szkołach i niestety! zwykle uważano młodzieńca za dosyć wyuczonego, jeżeli był w stanie powiedziéć mowę przy nadarzonéj okoliczności; zresztą zwyczajnie mało co dbano o wykształcenie w naukach filologicznych albo ścisłych, tak kształcących rozum. Ztąd téżto pochodzi ta uderzająca jednostronność w umysłowym kierunku Węgrów, tenże sam zupełnie sposób zapatrywania się na rzeczy, jak w innych częściach Europy. Po skończonéj powitalnéj mowie, wice-geszpan składał do rąk ober-geszpana pieczęć komitatu wraz z kluczami od archiwum, z oświadczeniem, że ustępuje z swego miejsca wraz z dotychczasowemi urzędnikami czyli magistratem, i udawali się w tłum szlachty. Ober-geszpan wtedy przedstawiał trzech lub więcéj kandydatów na różne posady, a zebrane stany większością głosów obierały nowych urzędników na trzy następnie lata; zwyczajnie wybierano powtórnie cześć dawnych urzędników. Przy obiorach powstawały niekiedy żwawe spory i rozprawy nie mające końca, mianowicie, jeżeli się ubiegali kandydaci wspierani również silném stronnictwem. Nieraz gdy nie przekonywały słowa, brano się do silniejszych dowodów: przeciwników wydalano ze sali głosowania nieraz z dobytą szablą. Po długich sporach, gdy wreszcie dokonano wybory urzędników, ober-geszpan odczytał ich spis, i oddawał im władzę. Po tak nazwanéj restauracyi urzędników, wychodzili wszyscy dla restauracyi żołądków do obszernie zastawionych stołów. Wtedy zapominano wzajemnych uraz: przeciwnicy podawali sobie ręce i biesiadowali jakby nigdy pomiędzy niemi nic nie zaszło; wesołość zastąpiła spory, i zdawało się, że w tém towarzystwie panuje odwieczna harmonia. Węgier bowiem ma bardzo poczciwy i dobry charakter: zapomina ławo urazy, a mając jakby wrodzone poszanowanie dla praw, z powolnością i chęcią ulega obranym urzędnikom, choćby był ich zaciętym przeciwnikiem.

Na ogólny krajowy sejm obierała także szlachta deputowanych w swych komitatach; wybory te odbywały się nierównie spokojniéj, aniżeli przy restauracyach. Ogół zwyczajnie tém się zajmuje, co go bezpośrednio obchodzi: pojęć ogólniejszych nie rozumié i nie ma dlań tyle przychylności.

Z mostu kubińskiego roztwiera się jeden z najpiękniejszych widoków: tu leżą obszerne błonia okryte gęsto wioskami, które pruje szumna Orawa; daléj piętrzą się potężne grzbiety, a tuż nad miastem wznosi się wspaniale skalisty Chocz. Puściliśmy się na południe ku Parnicy: dobrą milę trwała ta droga śród starannie uprawionych pół i pięknych siół. Wielka ta wioska leży nad samą Orawą. 1160 stóp wysoko nad morzem, i dotyka się gór stanowiących granicę południową tego hrabstwa. Ledwie ujechaliśmy z Parnicy pół mili daléj ku południowi, zmienił się zupełnie obraz przyrody: miejsce pól okrytych płodami Cerery, zastąpiły dzikie lasy i sterczące skały, a wśród nich łąki cudnéj zieloności; nagle zwężyła się dolina, i wody Orawy przedzierały się przez głęboką szczelinę wśród wysokich ścian granitu aż do samych Kralowian. W nadzwyczajnie dzikiéj okolicy przy ujściu Orawy do Wagu, na wyniesieniu 1160 stóp nad poziomem morza, założoną została ta szczególna wioska. Ze wszystkich stron otaczają ją góry czarnym lasem okryte, a pomiędzy niemi przedzierają się zielone wody Wagu. Ale opuścimy ją, bobyśmy weszli do sąsiedniego turczańskiego hrabstwa. Spadek rzeki Orawy pomiędzy Twardzoszynem a Kralowianami jest znaczny, i wynosi 525 stóp paryzkich, na długości zaledwie 6 mil geograficznych. Wyniesienie nad morze niektórych wiosek, postępując od Twardoszyna ku Kralowianom, jest wymierzone, jak następuje: Dłuha 1950 stóp, Dubowa 1672, Podzamki przy zamku orawskim 1567, Kubin 1362, Parnica 1316 st. p. Część południowa hrabstwa Orawy ma także krainę halską na granicy Orawy od Liptowa, również malowną jak polskie Podhale, a mianowicie koniec zachodni Tatrów sięgający do orawskiego hrabstwa. Naprzeciw Żuberca ginie ostatni granit, ciągnący się od doliny Jaworyny ze wschodu na zachód, i stanowiący właściwe Tatry; z niemi styka się inne pasmo z północnego wschodu ku południowemu zachodowi aż do Kralowian; nazywać je zwykłem holami liptowskiemi, i stanowią podłużne, wysokie grzbiety. Prawie w połowie tego pasma wyskakuje potężna massa wapienna, skalista góra Chocz; daléj ciągną się znów niższe grzbiety, wznoszące się mniéj więcéj do równéj wysokości i stykają się z małém pasmem granitowém. Kierunek ich tenże sam co Tatrów, t. j. ze wschodu na zachód. Pasmo to odgranicza hrabstwo turczańskie od północnych części trenczyńskiego, i jest nadzwyczajnie poszarpaném: ma zupełnie podobną budowę geologiczną do Tatrów; granity powznosiły czerwone piaskowce, wapienie szare (liasowe), nummulitowe osady i piaskowiec karpatowy, i to warstwowe skały nachylają się ku północy.

W całych Tatrach nie ma nigdzie tak doskonale zachowanych lasów, jak w zachodniej części Orawy; są tam obszerne lesiste doliny, gdzie nie postała siekiera: ogromne jodły i świerki okrywają doliny Uraniową i Jaworową. W tych dolinach nadto są pokłady rudy żelaznéj, lecz o ich rozciągłości i bogactwie, nie można nic pewnego powiedzieć, bo nie są dość odkryte. Aby zużyć niszczące się bezużytecznie drzewo i rudy, założono przed 15 laty w poblizkiéj wiosce, Podbiela zwanéj, wielki piec do wytapiania żelaza; lecz zaszły nieporozumienia pomiędzy zarządcą państwa orawskiego a przedsiębiercą, jakimś żydem z hrabstwa szaryskiego, i piec ten ten zaczyna zmieniać się w ruinę, nie wytopiwszy centnara żelaza. Życzyćby należało, aby się rozwinął ten zakład hutniczy w większych wymiarach; liczna bowiem ludność mało ma zarobku i przez gnicie ziemniaków, od kilku lat w ciągłéj zostaje obawie umierania z głodu, i widocznie coraz bardziéj ubożeje. Użytkowanie z drzewa gnijącego od wieków i z rud bezużytecznie spoczywających w łonie ziemi, byłoby wielkiém dobrodziejstwem dla mieszkańców, i dowodziłoby, że zarząd siedzący w orawskim zamku, pojmuje swoje i mieszkańców korzyści.

Ostatnią wielką doliną w zachodnich Tatrach jest dolina Rohaczów, nazwana od wysokich szczytów, w jéj końcu wznoszących się, jakby jakie rogi. Dolinę Rohaczów dzieli od wschodu od znajoméj doliny Chochołowskiéj potężny grzbiet, coraz wyższy i bardziéj najeżony w miarę zbliżania się do łańcucha tatrowego, w który ostatecznie spływa. Wyskakująca z tego grzbietu poza pasmo tatrowe massa skalna, nosi nazwę Osobity, co zapewne ma znaczyć, że ta góra stoi osobno wzniesiona ponad niższe grzbiety piaskowca. Osobitę już zdala łatwo poznać po jéj trójkątnym szczycie, do piramidy podobnym: przedstawia się bardzo pięknie w coraz zmiennych postaciach. W właściwych sobie zarysach widać ją już z Poronina, mianowicie jadąc z Zakopanego do Kościeliska, i ma postać od zachodu również szczególną, aczkolwiek i tutaj po zarysie piramidalnym ostrym łatwa jest do poznania.

Dolina Rohaczów jedna z najznaczniejszych w Tatrach, przerywa jakby potężna rozpadlina pochyłości północne łańcucha; szerokość jéj jest dosyć znaczną, i gdyby nie wyskakujące skały, pospolicie gęstym lasem okryte, byłaby zupełnie podobną do doliny Białki, prowadzącéj do Morskiego Oka. Nadzwyczajna dzikość głośnie charakteryzuje dolinę Rohaczów; nagle spadający strumień zaczyna się w jeziorach pod stopami wysokich Rohaczów; w krętym biegu przerzuca się z jednego boku na drugi doliny, a gdzie ta woda płynie spokojniej, przyczynia się do zieloności łąk. Ale rzeka ta, jak wszystkie alpejskie, nieraz do tego stopnia przybiera, że okrywa całą dolinę: wtedy niesie z sobą niezmierne głazy, i niemi zawala polany, starannie przez mieszkańców uprawione, wyrywa potężne drzewa, i wlecze je daleko w okolice pagórkowate. Jeszcze teraz na wielu miejscach widać straszne ślady spustoszenia, tego pozornie spokojnego strumienia. Postępując doliną z dołu ku górze, uderza nadzwyczajna rozmaitość w widokach: jeden dzikszy od drugiego, nie widać nigdzie śladu człowieka, nie ma nawet nędznego szałasu. Najcelniejszy widok w téj dolinie jest blizko jéj początku z boku wschodniego, na cztery stawy leżące pod potężnemi szczytami Rohaczów, rozłożone jakby na czterech wielkich progach, a jeden od drugiego wyższy. Kiedym na nie spoglądał, najpiękniejsza była pogoda; właśnie przyświecał łagodny strumień zachodzącego słońca, żadna chmurka nie postała na lazurowém niebios sklepieniu, a siwe skaliste olbrzymy, zdawało się, że pokryła fioletowa barwa, i w miarę skłaniania się tarczy słonecznéj, coraz więcéj ciemniały. W tém właściwém oświetleniu, wśród uroczystéj ciszy tu panującéj, wydawały się czarne wody stawów podrohaczowych, jakby błyszczące oczy tych mass skalnych. Nie ma w tém nic dziwnego, dlaczego te piękne widoki tak głębokie wywierają wrażenia na ludzie, tak zdolnym do przyjmowania silnych wrażeń. Lud w tych niezwyczajnościach widzi cuda, a badacz skutki wielkich sił przyrody.

Nad rozciągłą wioską Żuberec, 2224 stóp wyniesioną nad poziom morza, ciągnie się potężny grzbiet od boku Rohaczów; jedna jego część wyskakuje wyżéj i nosi nazwę Siwéj Turni, od składającego ją siwego wapienia. Z górą tą kończy się właściwe pasmo Tatrów. Dziwną jest rzeczą, że na granicy hol liptowskich nie ma żadnéj doliny lub jakiejkolwiek przerwy; a chociaż mają zupełnie odmienny kierunek, łączą się z sobą najściśléj, i dlatego niektórzy uważali ostatnie za niższe Tatry. Pasma gór w jednym czasie powstałe, mają jednakowy kierunek; hole liptowskie wzniosły się zapewne pierwéj z powierzchni ziemi, aniżeli wyższe Tatry, które dobyły się nawet w części zachodniej hol liptowskich. Wniosek ten wyprowadzam z nachylenia się warstw wapienia spoczywającego na granicie; nachylają się bowiem nie wprost na północ, ale najczęściéj ku północnemu zachodowi, w kierunku odpowiednim holom liptowskim. Długie wapienne grzbiety tych hol wznoszą się tylko 4000 stóp lub nieco więcéj nad zwierciadło morza; w nierównych odstępach przerywają je mniéj więcéj głęboko nacięte doliny. U ich stóp rozciągają się długie wioski, z mniéj więcéj jednakowém górskiém wejrzeniem. Za wioską Żuberec, posiadającą piękne trzody wieprzy i rosłych wołów, dobre pół mili daléj na zachód leży wioska Huta, 2339 stóp nad poziom morza wyniesiona. Najstarsi nie zapamiętają, iżby w niéj była kiedy huta, a przecież wszelkie jest prawdopodobieństwo, że kiedyś tu istniała. Jéj mieszkańcy obok chowu bydła i uprawy niezbyt wdzięcznéj ziemi, zajmują się głównie szklarstwem, i przyjęli na siebie obowiązek wprawiać szyby do okien w sąsiednich górach, mianowicie téż w północnéj stronie. Ci rzemieślnicy podróżujący są bardzo pożądani w okolicach pozbawionych miast, a wiejska ludność tak tu jest uboga, jak w Bieskidach i na Orawie. W Żubercu mieszkają sami Słowacy, gdy tymczasem w Hucie żyją Polacy, nieróżniący się niczém od Podhalan; zachodzi pytanie: czyto przybyła kolonia, czy téż żuberscy mieszkańcy wcisnęli się klinem pomiędzy Polaków, bo nikt nie pamięta, żeby się tutaj sprowadzili. Prawie mila od Huty, daléj na zachód, również pod górami, leży inna wioska, zamieszkała w większéj połowie przez polską ludność, a w mniejszéj przez Słowaków, zwana Borowo. Na drodze z Huty coraz bardziéj zmieniają się malowne krajobrazy, a chociaż gościniec nie był najlepszym, bo nieustannie trzeba się było wspinać na górę i znów zjeżdżać po kamieniach, chętnie zapominało się o tém, tak wynagradzały widoki. Wyniesienie Borowa jest znane: wynosi 2969 stóp nad poziomem morza, a zatém leży na téjże wysokości prawie co Kościelisko. Wejrzenie jego dlatego jest nadzwyczajnie dzikie; drzewa, krzaki, siwa barwa domów i sposób ich budowania, świadczą o ostrości tu panującego klimatu. Wprawne oko po tym charakterze łatwo pozna, że ta wioska wznosi się wyżéj od innych, a tém samém wysoko nad powierzchnię morza.

Aż do Leszczyn, wioski rozciągającéj się pod stopami znakomitéj góry Chocz, cała kraina na północnej pochyłości hol liptowskich ma zupełnie podobną fizyognomią, jak pomiędzy Żubercem a Borowem. Nie dojeżdżając do Leszczyn zastaliśmy wyborny gościniec przerzynający te grzbiety. Inżynier projektujący takowy okazał wiele oględności: droga ta ciągnie się środkiem pasma, dolinami, na wschodnim boku góry Chocz, i tak trafnie jest prowadzoną, że prawie nie trzeba jechać pod górę. Gościniec ten wykonany był li pracą dwóch stykających się hrabstw: Liptowa i Orawy. Przy wykonaniu jego niemałe trzeba było przezwyciężyć przeszkody: łamać wyskakujące skały, rwące strumienie ujmować tamami, i liczne stawiać mosty. Zarządy dwóch hrabstw wykonały tę drogę również trudną jak pożyteczną. Potrzeba było do tego wprawdzie dziesiątka lat, ale ostatecznie stanęła, i prowadzi do serca Liptowa przez licznie odwiedzane, również skuteczne jak miłe cieplice, Łuczki zwane.

Pół mili na zachód od Kubina jest obszerna wioska, Leszczyny, otoczona jednym z najwspanialszych krajobrazów: od południa wznosi się potężna massa skalista Chocza, od północy sterczą dwie oddzielnie wyskakujące góry: Tupa skała i Ostra skała Kubiaska, a na zachód otwiera się obszerny widok ku Kubinowi. Wieś tę otaczają znaczniejsze równiny, a jéj domy wznoszą się ze środka bujnéj roślinności. Wysokie góry nietylko zasłaniają tę dolinę od wiatrów, ale zbierając promienie światła, uczyniły okolicę Leszczyn cieplejszą, aniżeliby można wnosić z jéj znacznego wyniesienia nad poziom morza, bo leży 1727 stóp nad jego zwierciadłem. Chocz wznosi się według dwóch pomiarów, wykonanych przez Wahlenberga i przezemnie, na 4,957 stóp, a Ostra skała 2,454 stóp.

Ktoby się spodziewał, że do tych odległych, zapomnianych dolin zapuściły się zmiany religijne! Jeszcze w XV wieku przyciągali zwolennicy Hussa do swych zasad tutejszych mieszkańców, a nawet posunęli się jeszcze 15 mil daléj na wschód, czego są ślady przy Czerwonym klasztorze na Spiżu, gdzie, według opowiadań ludu, mieli zburzyć Hussyci klasztor św. Kunegundy, wystawiony na szczycie Pienin, którego ślady widać dotąd. Następnie mieszkańcy Leszczyn i okolicznych włości podczas reformacyi w XVI wieku chwycili się zasad Lutra, i tych trzymają się dotąd. Byłem na nabożeństwie: odbywało się nader przyzwoicie w czystym i miłym kościółku; zgromadzeni włościanie chędogo, nawet z pewnym zbytkiem ubrani, modlili się wszyscy na książkach; ksiądz w poprawnym słowackim języku miał kazanie, i mnóstwo zdań wznoszących umysł umiał uczynić swym parafianom przystępnemi. Liczne dwory zdobią tę wioskę, należącą do znacznie rozrodzonéj familii Smreczanich i Zmeszkalów.

Ćwierć mili daléj na zachód leży Wyższy Kubin, wioska mająca jeszcze więcéj dworów szlacheckich, aniżeli Leszczyny. W Węgrzech od niepamiętnych czasów jest zwyczajem, że się familia dzieli gruntami wioski, i każdy spółwłaściciel stawia sobie własny dwór, a nawet posiadając liczne inne włości, nie opuszcza swego rodzinnego gniazda: i ztąd pochodzi ta znaczna liczba dworów niektórych wiosek. Z Kubina wywodzi się liczna familia Kubinich, rozgałęziona po całych Węgrzech. Przez połączenia się małżeńskie wchodzą wprawdzie obce familie do wiosek, ale i takie stanowią zwykle jakby jedną całość. Niemało przyczyniło się to spólne pożycie do wyrobienia obyczajów patryarchalnych, i do słodkich a poważnych zwyczajów, w wysokim stopniu wykształconych na Węgrach.

Pomiędzy Wyższym a Niższym Kubinem rozdziela się gościniec: jedno ramię prowadzi na zachód do Kubina, drugie prosto na południe, przez hole liptowskie przy zachodnim boku Chocza, do małego miasteczka liptowskiego Rozenberga, Banskiéj Bystrycy (Neusohl) i Pesztu. Drogę tę jeszcze przed 25 lat wykonano, również za staraniem mieszkańców dwóch wymienionych hrabstw.

Słowacka ludność zajmuje południową część Orawy, znacznie bogatszą krainę. Ta okoliczność sprawiła, że jest bardziéj wykształconą od polskiéj, żyjącéj na nader biédnéj ziemi. Słowacy mają porządne i wygodne domy, ubierają się dobrze, prawie wszyscy czytają na książkach, a często umieją i pisać; za tém idą łagodniejsze obyczaje, ogłada i większy przemysł. Na wydanie tego stanu wpłynęły głównie stosunki przyrodzone i umysłowe usposobienie mieszkańców, skłonnych do zastanawiania się; tymczasem w północnych stronach Orawy często z największym trudem człowiek tyle zarabia, ile starczy na przewleczenie mizernego żywota. Niemało do podniesienia ludności polskiéj przyczyniliby się księża polscy, ale na nieszczęście ci zwyczajnie są Słowakami, więc niezrozumiałym językiem przemawiają do swych parafian.

W głównych zarysach skreśliłem obraz téj małéj górskiéj krainy, w któréj ludzie zaledwie są w stanie wyżyć, i od kilku lat ciągle walczą a głodem, grożącym im przez psucie się ziemniaków. Niezmierna pracowitość i wygórowana skromność w zaspokajaniu niezbędnych potrzeb, zaledwie ich wybawiają od śmierci z głodu. Zdaje się, że przez wprowadzenie téj, jakby na wyginienie skazanéj rośliny, rozrodziła się zabardzo ludność; uprawa mało wydajnéj roli i chów bydła nie są w stanie ją wyżywić. Aby zatém tak wielka liczba mieszkańców mogła tutaj wyżyć, potrzeba albo zaprowadzenia zatrudnień przemysłowych, albo żeby część porzuciła swą rodzinną ziemię i osiadła w bardziéj urodzajnych krajach; właśnie południowe Węgry są na to jakby przeznaczone. Bardzo urodzajna ziemia, leżąca od wieków odłogiem i pracowita ludność, mogłyby przyprowadzić do stanu kwitnącego te bezludne prawie stepy.

Odznaczający rys charakteru Orawów jest miły spokój duszy, oddychający wewnętrzném szczęściem domowém; nie obudziły się w nich wyższe potrzeby umysłowe, i nie biorą udziału w dociekaniu i rozwijaniu prawd, które rządzą przyrodą i trudnym do zbadania duchem ludzkości. Cieszą się skromném używaniem i pracą bardziéj mechaniczną, która nie prowadzi ich do głębszych dociekań. Prostota i słodacz obyczajów mieszkańców téj prowincyi pochodzi głównie ztąd, że się składają z jednorodnego szczepu słowiańskiego; a chociaż w północnych stronach Orawy mieszkają Polacy, a w południowéj Słowaki: dwie te narodowości bardzo są do siebie podobne, i często trudno ich odróżnić można na pierwszy rzut oka. Piérwsi nierównie są żywsi, drudzy powolniejsi, a tém samém bardziéj rozważający. Mała liczba żydostwa, trudniąca się i tutaj jak wszędzie karczmarstwem i handlem, nie mogła wpłynąć na zepsucie obyczajów ludu.

Spis gór i miejsc zamieszkałych, wymierzonych barometrem w Orawie.

Biały Potok, wieś 1950 (stóp. par.) Zejszner.

Borowo, wieś 2969 (stóp. par.) Zejszner.

Chocz, góra 4913 (stóp. par.) Wahlenberg.

inny pomiar 4937 (stóp. par.) Zejszner.

Dłuha, wieś 1580 (stóp. par.) Wahlenberg.

inny pomiar 1572 (stóp. par.) Zejszner.

poziom Orawy przy Dłuhéj 1550 (stóp. par.) Wahlenberg.

Dubowa, wieś 1567 (stóp. par.) Zejszner.

Huta, wieś 2339 (stóp. par.) Zejszner.

Holica nad Koszarem, górą nad wsią Huta 3268 (stóp. par.) Zejszner.

Jabłunka, wieś 1822 (stóp. par.) Zejszner.

Kralowiany, wieś 1253 (stóp. par.) Wahlenberg.

poziom wód przy spływie Waga i Orawy 1235 (stóp. par.) Wahlenberg.

Kubin Niżny 1326 (stóp. par.) Wahlenberg.

inny pomiar 1352 (stóp. par.) Zejszner.

poziom Orawy 1296 (stóp. par.) Wahlenberg.

Leszczyny, wieś 1727 (stóp. par.) Zejszner.

Orawski zamek, Podzamcze 1596 (stóp. par.) Wahlenberg.

inny pomiar 1513 (stóp. par.) Zejszner.

poziom Orawy 1546 (stóp. par.) Wahlenberg.

inny pomiar 1464 (stóp. par.) Zejszner.

Orawskiego zamku szczyt 1781 (stóp. par.) Zejszner.

Ostra skała kubińska 2019 (stóp. par.) Zejszner.

Parnica, wieś 1334 (stóp. par.) Wahlenberg.

inny pomiar 1316 (stóp. par.) Zejszner.

poziom Orawy 1294 (stóp. par.) Wahlenberg.

Piekielnik, wieś 1888 (stóp. par.) Zejszner.

Podwilk, wieś 2052 (stóp. par.) Zejszner.

Podbiel, wieś 1712 (stóp. par.) Wahlenberg.

poziom Orawy 1682 (stóp. par.) Wahlenberg.

Puców, wieś 1436 (stóp. par.) Zejszner.

Rohacz szczyt 6407 (stóp. par.) Wahlenberg.

inny pomiar 6205 (stóp. par.) Zejszner.

najwyższy staw pod Rochaczem 5224 (stóp. par.) Zejszner.

granica drzew przy Rohaczu 4262 (stóp. par.) Zejszner.

Siwa turnia, góra nad Żubercem 5470 (stóp. par.) Zejszner.

Skałka nad Medwiedźcem 2098 (stóp. par.) Zejszner.

Sucha-hora, wieś nadgraniczna 2421 (stóp. par.) Wahlenberg.

Torsztena lub Trzciana, miasteczko 1810 (stóp. par.) Wahlenberg.

inny pomiar 1810 (stóp. par.) Zejszner.

poziom małéj Orawy 1800 (stóp. par.) Wahlenberg.

Twardoszyn, miasteczko 1685 (stóp. par.) Zejszner.

Żuberec, wieś 2293 (stóp. par.) Wahlenberg.

inny pomiar 2224 (stóp. par.) Zejszner.

grzbiet nad wsią téjże nazwy 4870 (stóp. par.) Zejszner.