Co nowego?

Prezentujemy artykuł ks. Ferdynanda Machaya, napisany po powrocie z Konferencji Pokojowej w Paryżu, a odnaleziony podczas kwerendy redakcji orawa2024 w Muzeum Tatrzańskim.

Co nowego? ks. Ferdynand Machay – z archiwum Muzeum Tatrzańskiego

Wróciłem z Paryża, lepiej mówiąc wróciliśmy, bo nas było 4-ech. Ludzie się nas teraz na każdym kroku pytają, co nowego? Co będzie ze Spiszem i Orawą? Kiedy to nastąpi? Pytania te są dla każdego obywatela spod czeskiego „bratniego” jarzma ważniejsze od wszystkich innych. Gazeta Podhalańska będzie przynosić w następnych numerach obszerne sprawozdanie z naszej podróży do Paryża. Dowie się każdy z was o naszych pracach tam poczynionych, o rozmowach z wielkimi dyplomatami. Na zapokojenie waszej ciekawości powiem wam na razie tylko tyle: s p r a w a n a s z a – przyłączenie polskich ziem Spisza – Orawy – i Czadeckiego do Polski – j e s t w d r o d z e. Na której? Do Pragi, czy do Krakowa? Już nam ta nic z Pragi. O tem ja dobrze wiem, że między naszym ludem bardzo mało jest Judaszów wiary i narodowości, mało między nami czeskich kumotrów, wszystek lud zna i kroczy po jednej – jedynej drodze – po tej do Kalwaryi – Krakowa – Częstochowy – Warszawy. O tej niezłomnej woli ludu polskiego, czeskim bagnetem strzeżonego, zawiadomiliśmy cały świat, wszystkich wielkich ludzi, aż do Wilsona, który nas może najserdeczniej przyjął i jego obietnica jest naszą największą nadzieją, że ziemie polskie przez Czechów bezprawiem okupowane bez wielkich trudności i w krótkiem czasie powrócą do łona Matki Polski.

Wiem, że się niejeden z was gniewa a martwi, dlaczego ta rozstrzygająca uchwała tak się spaźnia? Kiedy ja wam mówię, że sprawa nasza jest w drodze, wszyscy się dowiadujecie: w drodze, ale na jakiej? Czy koleją, czy samochodem? Czy furą albo na nogach? Wszyscy sobie życzymy, aby to złączenie ziem polskich migiem się odbyło, aby ustały czeskie prześladowania, aby się skończyły nasze troski i strapienia. Niecierpliwić się jednak nie mamy żadnego powodu. Bo czy możemy żądać, aby konferencya pokojowa wszystkie inne sprawy odłożyła a naszą najsamprzód załatwiła? Granice Francyi jeszcze nie wyznaczone, pobity Niemiec jeszcze nie otrzymał należącej się mu kary, tysiące innych od naszej ważniejszych spraw nie ukończono. Kiedy nieraz nasi gazdowie nalegali o szybkie spełnienie ich prośby, słyszeliśmy w odpowiedzi: m i e j c i e t r o c h ę c i e r p l i w o ś c i ! Wybawienie już w drodze. Mamy zapewnienie z Paryża. Ale dla nas więcej wartości ma stanowisko całej Polski. Byliśmy w Krakowie, we Warszawie, w Łodzi, w Poznaniu, wszędzie nas temi słowami i witano i żegnano: n i e d a m y w a s. Byliśmy u naczelnika państwa Piłsudzkiego, u prezesa ministrów p. Paderewskiego, u przedstawicieli ludu, robotników, panów i arystokracyi, a ci wszyscy nam chórem mówili: Spisz, Orawa i Czaca muszą być nasze. Kupcie polskie nowiny a czytajcie: dużo razy tam stoi: Spiszu i Orawy, nigdy, ale nigdy nikomu nie damy. Wróciliśmy z Paryża nie mało zadowoleni, prawie spokojni, ale widząc to, co się w Polsce dzieje, jesteśmy zupełnie spokojni co do naszej przyszłości. Ze wszystkich obietnic, ze wszystkich pięknych słów dla nas są jednak najdroższe, słowa p. generała Hallera. Dzieli was od Polski , od tej drogiej naszej Matki brutalny bagnet czeskiego najezdźczy, ale o tym generale na na pewnoście słyszeli. Jedzie on teraz z Francyi z 100,000 czną armią. Nasi gazdowie się z nim w Paryżu dobrze poznali, z nim nieraz przy nakrytym stole siedzieli, jemu nasze biedy dużo razy opowiedzieli. Ten właśnie wielki generał nasze ziemie niezmierni pokochał i kiedy do Warszawy wrócił na Wielkanoc, przed tysiącznymi tłumami wypowiedział te nam może najdroższe słowa: Spisz – Orawa muszą być nasze. – Najdrożsi rodacy! Po powrocie z Paryża was wszystkich gorąco pozdrawiam i proszę: ufajcie w Boga, ufajcie we Wilsona, ufajcie naszej ukochanej matce Polsce! Czy ten narodek czeski, który wam już tak długo dokucza zdoła sponiewierać naszą polskość? Mamy od nich większych i potężniejszych przyjaciół. Ci nas w krótkiem czasie pocieszą. – Daj Boże.

Wasz Ks. F. Machay