Apostoł Orawy – Piotr Borowy

„Sukoj prowdy, piykna i dobroci w samym sobie.

Ta praca przyniesie ci owoc obfity.

(Piotr Borowy- Złote myśli)

Na prośbę Czcigodnego Proboszcza parafii pw. Św. Łukasza w Lipnicy Wielkiej – księdza kanonika Bolesława Kołacza – opracował dr Emil Kowalczyk

Lipnica Wielka na Orawie 2002 rok

Sylwetka Piotra Borowego

Apostoł Orawy – Piotr Borowy urodził się 28 maja 1858 roku w Rabczycach na Górnej Orawie (dziś w Republice Słowacji) jako syn rolnika Jana o przydomku „Banass” i Marii Lach. Dzieciństwo jego było niezwykle ubogie, ciężkie i trudne. Wychowywał się bowiem w małorolnej i wielodzietnej rodzinie – miał aż sześcioro rodzeństwa. Ojca nigdy nie zaznał, gdyż zmarł on jeszcze przed jego narodzeniem. Po śmierci głównego żywiciela rodziny stan materialny Borowych bardzo się pogorszył, zmuszając samotnie wychowującą matkę do posyłania sierot na tzw. służbę u bogatszych gazdów. Wykonywały tam różnorakie prace gospodarskie związane przede wszystkim z wypasaniem i pilnowaniem bydła. Nie uchronił się od tego losu również najmłodszy Piotr.

Gdy miał 18 lat, w życiu Borowego nastąpiło niezwykle znamienne wydarzenie, które zaważyło na jego całym późniejszym życiu, a mianowicie w pewną niedzielę postanowił „zerwać ze światem”. Wtedy to mimo usilnych namawiań kolegów nie poszedł z nimi na zabawę, a kompan z niego był wyśmienity, pozorując zemdlenie. Wytrzymał wszystkie próby ocucenia i po długim samotnym leżeniu i rozmyślaniu o Bogu – wstał, zdecydowanie kierując swoje kroki do kościoła, gdzie bardzo długo się modlił, składając śluby czystości i abstynencji. Była to głęboko przemyślana i rozważona decyzja o podjęciu całkowitemu oddaniu się Panu Bogu. Od tego przełomowego momentu całe życie swoje poświecił oddanej i ofiarnej służbie Chrystusowi oraz szerzeniu jego nauki wśród swoich rodaków.

Oczywiście to zdumiewające zdarzenie nie ukryło się przed czujnymi mieszkańcami Rabczyc. Po wsi rozeszły się niebywałe wieści o tym, że „Piotr Borowy przyumiyroł”, że „miał widzenie…”, „że miał kontakt zza światem”. Na pytania o „przyumiyraniu” wymownie milczał – co jeszcze bardziej stwarzało wokół niego aurę niesamowitości, niezwykłości i tajemniczości, a także trochę lęku. Z dnia na dzień Borowy zmieniał się nie do poznania. Ludzie zaczynali mówić o nim jako o dziwaku, że w „głowie mu się pomiysało”. Jednak Pieter, bo tak był nazywany przez swych przyjaciół, w bardzo krótkim czasie zmienił swoje oblicze i przekonał ludzi do siebie, którzy przestali w nim widzieć „dziwaka”, a raczej nabożnego i życzliwego krajana. Można go było bowiem spotkać li tylko przy trzech zajęciach: mianowicie pracy w polu, przy książkach, a szczególnie przy modlitwie. Mimo że do szkoły chodził „jacy jedną zimę”, a więc zaledwie kilka miesięcy, to posiadał wielki szacunek do książki i ogromne zamiłowanie do czytania. Nie mając funduszy na zakup lektur, korzystał wiele z biblioteki miejscowej plebanii i być może, iż to właśnie wpłynęło później na zwrot jego osobowości ku ascetycznej postawie.

Pierwszą książką jaką sam własnym sposobem nabył były „Żywoty świętych” księdza Piotra Skargi. Kosztowała ona dwa guldeny austriackie, toteż naraził się przy tym na gniew i wyrzuty matki oraz znajomych gazdów, że „telo pieniędzy wydał na książkę”, w mniemaniu ich rzecz zbędną.

Piotr Borowy „kształcił się” w czterech językach literackich: polskim, słowackim, czeskim i węgierskim. W potocznej mowie używał gwary orawskiej. Toteż, znajdując w bibliotece miejscowego proboszcza m.in. książki polskie, mógł się gruntownie zapoznać z ich zawartością, gdyż język ten nie stanowił dla niego żadnej bariery.

Kiedy w listopadzie 1876 roku zawitała zima, Pieter po wymłóceniu owsa i jęczmienia rozpoczął wędrówki misjonarskie po wsi. Uczył ludzi katechizmu, zaś swoją namiętną mową i dowcipną satyrą smagał pijaństwo, zabobon, rozpustę i analfabetyzm. Tą niezwykłą iście królewską wymową zniewalał słuchaczy i wnet przeszedł z Rabczyc do sąsiednich miejscowości. Były to Połhora i Rabcza, a także Lipnica Wielka, gdzie za zgodą miejscowego księdza proboszcza „rozbijał namiot” w zabudowaniach większego gospodarza i nauczał przez tydzień lub dwa.

Na początku tych dziwnych i nietypowych misji, bo prowadzonych przez świeckiego, ludzie przychodzili z ciekawości, ażeby ujrzeć tego „co przeumiyroł” i miał widzenie. Usłyszawszy go raz, zaciekawieni przychodzili i na kolejne „nauki”, przyprowadzając z sobą innych. Owoce tych swoistych rekolekcji były zadziwiające. Ludzie zaczęli masowo wstępować do bractw wstrzemięźliwości, wzrastała ich religijność, a księża mieli oblężone konfesjonały.

Wieści o Borowym jako utalentowanym wędrownym gaździe – katechecie rozeszły się szybko po całej Orawie. Pieter został zaproszony do Głodówki, Vitanowej i Brezovicy, aby i tam wygłosić swoje płomienne katechezy. Powodzenie oraz żniwo apostolskie było i w tych miejscowościach duże. Jednak największą sławą okryły Borowego nauki u Gombarzy w Lipnicy Wielkiej, gdzie pod wpływem jego pouczeń żywa dusza już do karczmy żydowskiej nie weszła, a wcześniej często i licznie przesiadywali w niej lipniccy górale. Rozgoryczony karczmarz wynosił swój szynkwas na pole przed karczmę, aby zachęcić ludzi do spożywania trunku – nawet za darmo, ale bez skutku. Uduchowieni naukami Apostoła omijali to miejsce.

Za te swoiste misje Borowy nie brał żadnej zapłaty. Tylko raz przyjął w Suchej Górze płótno na koszule. Tą swoją niezwykle porywającą mową, wymownymi przykładami i logiczną argumentacją, a nade wszystko interesującymi, pełnymi porównań i obrazowości przypowieściami katechetycznymi nauczał lud orawski przeszło dwadzieścia lat. Umiał posługiwać się prostą, archaiczną gwarą orawską nadzwyczaj sprawnie i sugestywnie, toteż przyciągał do siebie tłumy ludzi, którzy z uwagą słuchali jego przekonywujących nauk.

Borowy traktował swoje życie jako nieustanną służbę dla Chrystusa. Dlatego związał się z Nim ślubami czystości i ubóstwa. Przekonał się szybko, że w dotrzymaniu owych ślubów ogromną rolę odgrywa głęboka modlitwa i pobożna kontemplacja. Toteż uczył się dobrej modlitwy, która karmi ducha, zatapia w Bogu i przeistacza człowieka na podobieństwo Boga. Jego najbardziej ulubionymi lekturami stały się „Naśladowanie Chrystusa” i „Żywoty Świętych”. Z nich czerpał wiedzę do głoszenia swych nauk. Rabczycki ksiądz proboszcz bardzo polubił tego niezwykłego człowieka o iście kapłańskiej duszy. Pozwalał mu na samodzielne korzystanie z jego biblioteczki. Borowy wypożyczał olbrzymie tomiska i w domu zaczytywał się bez reszty w tych książkach.

W czasie zimy w latach 1877 i 1878 Borowy przestudiował „Świątynie Pańską zawierającą w sobie kazania na uroczystości świąt całego roku, ułożoną przez księdza Szymona Starowolskiego, kantora tarnowskiego, ku pożytkowi i zbudowaniu duchowemu nabożnym katolikom wystawioną”, kazania o. Bazylego Rychlewicza – franciszkanina, „Żywoty Ojców albo dzieje i duchowe powieści starców, zakonników, pustelników, wschodnich przez świętego Hieronima i inszych pisane”. „Dokument do Kościoła Chrystusowego pociągający” Ludwika z Bończe Sienickiego, „Dzieło homilijno-kaznodziejskie niedzielne”, cztery tomy ks. Józefa Męcińskiego, Kazania niedzielne ks. Adama Ablewicza i inne ascetyczne dzieła, które szczególnie go pociągały i pozwalały na świątobliwe życie w zgodzie i harmonii z ludźmi oraz przyrodą, a nade wszystko z Panem Bogiem.

Z powyższego wykazu literatury religijnej wynika, że Pieter miał dość solidne i „fachowe” przygotowanie do głoszenia nauk religijnych. Katechizm zaś umiał na pamięć, a „Objawienia św. Gertrudy i Katarzyny Emmerich” znał podobno w najdrobniejszych szczegółach i całe partie przytaczał z pamięci. Ponadto prenumerował czasopisma religijne m.in. „Królewna Świętego Różańca”( w języku słowackim), „Dzwon niedzielny”, „Posłańca Serca Jezusowego”, „Rycerz Niepokalanej”, „Przewodnik katolicki” (te już po polsku).

W 1882 roku przyłączył się do Borowego Albert Szymek z Lipnicy Małej, przyprowadzając z sobą cały swój majątek – jedną krowinę. Szymek pomagał mu w gospodarstwie. Wtedy zaczęli budowę nowego domu, co zmusiło ich do pieniężnych pożyczek. Sytuacja zmieniła się kiedy przyłączył się do nich nowy kandydat do „życia Bogu poświęconego”. Był to Józef Kocur z Rabczyc, 19-letni sierota z siedemnastoma siągami gruntu. Powstał więc u Borowego pewnego rodzaju męski „klasztor” ze ślubami czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Wszyscy wstąpili do III Zakonu św. Franciszka przy klasztorze oo. Franciszkanów w Trstenej (Trzcianie) i nazywali się braćmi. W tym bractwie tercjarzy złamanie ślubów było traktowane przez Borowego niezwykle surowo. Pewnego razu Szymek wyłamał się z karności życia Bożego. Zagrał on sobie na harmonii i trochę się zabawił. Gdy to doszło do wiadomości Pietra, natychmiast go odesłał do Lipnicy, oddając mu to co było jego.

Po odejściu brata Alberta (Szymka) zgłosił się nowy kandydat Józef Hrubos z Mutného (Mętnego) – sierota bez jakiegokolwiek posagu. Życie bracia mieli bardzo ciężkie. Zadłużeni, całymi dniami pracowali u innych, a swoje prace gazdowskie, jak koszenie, kopanie, zwożenie – wykonywali nocą. Padali z wycieńczenia i z niedojedzenia, ale długi cały czas trwały, a nawet rosły, bo nie mogli spłacić odsetek. Wyjście z tej sytuacji widział Borowy jedynie w zdobyciu nowego zawodu.

Wielki szacunek do książki kieruje go do przyuczenia się zawodu introligatora. Jeździ więc po nauki do Krakowa. O tym okresie jego życia wspomina Łukasz Kruczkowski (ojciec Leona) książnik krakowski w swym pamiętniku: Z okresu mego uczniowskiego, jedną jeszcze postać wspomnieć muszę, postać zgoła wyjątkowej indywidualności…. Postacią tą to Piotr Borowy, Orawianin, podówczas w wieku dwudziestu paru lat do trzydziestu: naukę zawodową pobierał w zakładzie cechmistrza p. Emila Schrotta przy ulicy św. Tomasza 28, w latach 1886-1889. Cechmistrz Schrott cieszył się sławą prawie, że jedynego w Krakowie odtwórcy pracy książniczej na zasadach dawnej przepięknej ręcznej roboty. Był też niezrównanym w restaurowaniu starych ksiąg.

Piotr Borowy traktował zawód po amatorsku, nie pragnął żadnych dowodów kwalifikacyjnych… Dziwny to był człowiek… fenomenalnie sposobny do każdej pracy… bywało: staje obok współpracownika wykonującego pracę dla niego zupełną obcą jak passe-parotur czy inny jakiś drobiazg subtelnej galanterii…. Spojrzy i równocześnie z nim rozpoczyna tę pracę z zadziwiającą precyzją: posądziliśmy go, że znał ją i tylko udawał, że ją po raz pierwszy widzi… ale nie…. Każdej chwili mógł w oczach naszych: naprawić zegarek, podzelować buciki, zaprojektować i wykonać jakieś cacko robotą snycerską. Słowem trudności jakiekolwiek dla niego nie istniały … Podziwiano w nim nie tylko fenomenalne zdolności fizyczne, ale i umysł niesamowicie giętki, ogarniający jasnym poglądem wszystkie dziedziny życia społecznego, a zwłaszcza w rzeczach wiary i obyczaju… to apostoł prawdziwy.

Wszystko cokolwiek go otaczało, interesował się gorąco… „Książka” jednak w zainteresowaniach tych zajmowała miejsce dominujące… Nic też dziwnego, że mając wpływ ogromny na otoczenie, potrafił i w nas kilku rozpalić miłość ku tejże książce… Pozostało po nim w pamięci naszej parę sentencji dotyczących poszanowania książki…. Sentencje te przechowały się w luźnych notatkach dzięki mistrzowi panu Szczerbińskiemu Antoniemu.

Trzeba mocno podkreślić fakt, że mimo wielu kłopotów, szukania zarobków i zdobywania nowego fachu – Borowy ani przez chwilę nie zaniedbywał się w budowaniu swojego życia duchowego, religijnego i ascetycznego, które systematycznie zgłębiał, ubogacał i uwznioślał. Naukę Chrystusową szerzył i popularyzował bowiem z ogromnym poświęceniem, zapałem i oddaniem przy każdej nadarzającej się okazji. Głównie jednak dawał bliźnim niezapomniany przykład naśladownictwa Chrystusa swoim bogobojnym, sprawiedliwym i uczynnym życiem.

W 1889 Borowy roku wyjechał do Ameryki. Trudno mu było opuścić rodzinne Rabczyce i zaniechać pracę misyjną na Orawie, ale niespłacone długi zmusiły go do tego. Za Oceanem przebywał półtora roku. Niewiele tam zarobił, bo trafił na kryzys gospodarczy. Jednak pobyt w Nowym Świecie otwarł jego oczy na wiele spraw i poszerzył duchowy widnokrąg.

Podczas nieobecności Pietra „brat” Kocur sprzedał stary dom i wybudował nowy. W 1896 roku już po powrocie Borowego, bracia postawili duży sześcioizbowy dom w pobliżu kościoła, w którym sprzedawali książki. Wiedzieli oni jaką rolę spełnia we współczesnym świecie słowo drukowane. Dlatego Borowy wystarał się o kartę przemysłową na prowadzenie kramu z książkami i dewocjonaliami. Obok kramu prowadził on introligatorstwo, którego wyuczył się w Krakowie. Przy tych wszystkich pracach nie zaniedbywał jednak życia duchowego, prowadząc nadal surowe, ascetyczne życie przepełnione modlitwą. Pieter był głównym gospodarzem, on wydawał dyspozycje i bez jego zgody nic nie mogło się wydarzyć. Józef Kocur zajmował się koniem i krową, Paweł zaś spełniał obowiązki gospodarstwa kuchennego: gotował, prał bieliznę. Początkowo modlili się razem, ale szybko z tego zrezygnowali, ponieważ Józef i Paweł nie mogli się wgłębić w modlitwę i medytację, w swoistą rozmowę z Bogiem, w której Piotr poczynił wielkie postępy. Zwykle rano jeszcze sam pozostawał jakieś dwie godziny na medytacji. Msza święta, którą wysłuchiwali codziennie, była podstawą ich życia i od niej zaczynał się cały porządek dzienny, organizowany wokół nieustającej pracy i modlitwy – w domu, w polu, u sąsiadów…

W roku 1895 w nowo wybudowanym domu w centrum wsi założył Borowy jakby małą księgarnię, kram z książkami. Był to przełomowy okres w jego życiu. Osiągnął bowiem on wiek Chrystusowy, z czego zdawał sobie sprawę. Ten fakt jeszcze bardziej spotęgował jego głęboko religijny i bogobojny, przepojony mistyką i ascetyzmem styl życia.

Pieter swoją działalnością obejmuje całą Orawę. Zalewa ją dosłownie doborowymi kalendarzami katolickimi, książkami i broszurami. „W jego bogatej bibliotece, która zawierała tomy z wszystkich dziedzin nauki poza matematyką, chemią i fizyką, najliczniej są reprezentowane wydawnictwa polskie”. Utrzymywał ścisłe kontakty księgarskie z wieloma ówczesnymi ośrodkami dystrybucyjnymi – głównie ze słowackim „Stowarzyszeniem świętego Wojciecha” w Trnawie i z Karolem Miarką w Mikłowowie na Śląsku oraz z Wełną w Bochni. Pracownia introligatorska dała im tyle roboty, że nie mogli nadążyć, by na ustalone terminy oddać klientom oprawioną książkę. Zrezygnowali także z wypraw misyjnych – zauważając, że dobra książka może równie dużo zdziałać, co ustnie wygłaszane nauki. Borowy chyba instynktownie skorzystał z nowoczesnych form przekazu – mianowicie słowa drukowanego.

Apostoł Orawy szybko zorientował się, że nie wszyscy mają czas na czytanie grubych dzieł. Dlatego poszedł na pewnego rodzaju miniaturyzację. W Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem znajdują się tzw. klocki, czyli ulotne druki o dwóch, trzech stronach, które rozprowadzał Borowy w latach 1886-1900 na całej Orawie. Oto tytuły niektórych z nich:

”Pieśń o całej Męce Pana naszego Jezusa Chrystusa”,

„Nowa pieśń do Pana Jezusa”,

„Pieśń o męce Jezusa Chrystusa”,

„Pieśń nowa o Najświętszej Twarzy Pana Naszego Jezusa Chrystusa”,

„Pieśń o Najświętszej Maryi Pannie”,

„Modlitwa do Najświętszego Języka Jezusowego cierniem przebitego”,

„Godzinki o Męce Pana Jezusa Chrystusa”,

„Nabożna modlitwa do Pana Jezusa po trzeci raz upadającego, wielkimi łaskami i cudami na Kalwaryi wsławionego”,

„Pieśń o Najświętszej Pannie Maryi Kalwaryjskiej”,

„Pieśń o Najświętszej Maryi Pannie Różańcowej”,

„Pieśń o Męce Pańskiej”,

„Modlitwa o Matce Boskiej Bolesnej”,

„Pieśń o Świętym Łazarzu”,

„Pieśń szkaplerzna”,

„Pieśń nowa o sierotach w nędzy narzekających”,

„Pieśń do Najświętszej Maryi Panny”,

„Nowa pieśń o Pannie Maryi”,

„Pieśń o Świętym Aniele Stróżu”,

„Dekret sądowy na śmierć niewinną Pana Naszego Jezusa Chrystusa od starosty Pontskiego Piłata wydany”,

„Modlitwa w ciężkim umartwieniu wielce skuteczna osobliwie podczas pokus dręczących” i wiele innych.

Oprócz tego w książkowym kramie Borowego znajdowały się, jak na ówczesne czasy, pozycje znakomite o apostolsko – oświatowym charakterze. Pieter wyrobił się na znakomitego fachowca w zakresie książek religijnych. Czytał niezwykle dużo, a w swoim kramie nie wystawiał tego czego sam uprzednio nie przestudiował i nie przemyślał. Posiadał również utwory przeznaczone dla ludzi wykształconych, a więc dla nauczycieli, urzędników, a także księży. Umiał podsunąć im np. apologię ojca Weissa, wielki katechizm Spiargi lub „Wieczory nad Lemanem” o. Morawskiego. Sam miał wielką słabość do literatury mistycznej. Zwłaszcza „Objawienia św. Gertrudy” Katarzyny Emirich były ulubioną lekturą, którą znał drobiazgowo i chętnie przytaczał w czasie nauk i różnorodnych rozmów z gazdami. Zaciekawiały go także dzieła historyczne dotyczące pierwszych wieków chrześcijaństwa i starych dziejów Słowian oraz Orawy. Czytał również książki astronomiczne i przyrodnicze. Jeżeli brakowało w nich aspektu chrześcijańskiego lub zawierały rzeczy niezgodne z jego religijnością i etyką moralną, to krył je albo wyrzucał, aby nie dostały się w niepowołane ręce. Z czasem książki zajmowały Borowemu większość czasu, a gospodarstwem opiekowali się Józef i Paweł, ale nadal pod jego nadzorem.

Borowy zasłynął także jako kompetentny przewodnik kalwaryjski. Często organizował grupy pielgrzymów z różnych wiosek orawskich do Kalwarii Zebrzydowskiej, Częstochowy, Ludźmierza, a wcześniej na Słowacji do Bobrowa i Mutnego, a także do Starej Huty. Prowadził taką kompanię znaną przez siebie trasą, zatrzymując się na modlitwach przy kapliczkach polnych i kościołach parafialnych. Rzecz oczywista w czasie tych kilkudniowych wypraw prowadził z charakterystycznym dla siebie temperamentem i filozofią, nabożnością i wizjonerstwem swoiste rekolekcje w drodze. Wszyscy po takim pielgrzymowaniu wracali jacyś inni, odmienieni, po prostu lepsi. Wielu ludzi ten aspekt bardzo mocno podkreślało. Rodacy, gdy dowiedzieli się, że Pieter wybiera się na pielgrzymkę, przychodzili do niego z prośbą, by zabrał ofiarę na Mszę Świętą odprawianą w ich intencji przed cudownym obrazem Najświętszej Panny Maryi. On oczywiście chętnie wykonywał te prośby, skrupulatnie przy tym notując wysokość składanej ofiary i po przybyciu do sanktuarium natychmiast przekazywał ojcom te pieniążki.

W niedziele w jego domu spotykali się sąsiedzi, by odmawiać różaniec, gdyż wraz z braćmi prowadził Koło Różańcowe cieszące się sporym powodzeniem. Oczywiście te spotkania wykorzystywał na głoszenie nauk katechetycznych i dyskusje wokół poruszanego tematu. Owe spotkania u Borowych przeciągały się w długie chwile poświęcone Bogu i budowanie swoich charakterów, na co Apostoł Orawy bardzo zwracał uwagę.

Bracia wiedli tryb życia ogromnie pobożny, głęboko pokutniczy i wielce ascetyczny, a nade wszystko uczciwy. Często widać ich było na modlitwie. Na Anioł Pański klękali w polu i żarliwie odmawiali wszyscy tę modlitwę. Codziennie wieczorem robili rachunek sumienia, w którym olbrzymie miejsce zajmowały dokonane w ciągu dnia uczynki miłosierne drugiemu człowiekowi. Ludzie, widząc tę autentyczną pobożność, wielce ich szanowali i poważali. Były to naprawdę budujące obrazki i nieskazitelny wzór do naśladowania. W ich „klasztorze” nikt nie widział poduszki lub pierzyny. Pieter sypiał na nieudolnie sklepionym łóżku, przez środek którego był przeciągnięty gruby żelazny pręt. W pokoju, w którym mieszkał zawsze miał ołtarz Męki Pańskiej wykonany własnym sumptem. Przed nim często się aż do krwi biczował, by wspólnie z Chrystusem cierpieć za grzeszników. Z ludźmi żył w spokoju, zgodzie i chrześcijańskiej życzliwości. W obawie, by tej przyjaźni coś nie zmąciło, nie pozwolił swoim „braciom” na hodowanie kur, aby przypadkiem któraś nie zabłądziła do zagrody sąsiada i grzebaniem nie spowodowała sprzeczek sąsiedzkich. Jeśli zaś mieli kury, to zakładał im rodzaj obuwia wykonanego ze szmat, by te nie pogrzebały na cudzych grządkach. Krowom, które wiódł na pastwisko, zakładał specjalnie zrobione przez siebie koszyki, żeby nie podjadały plonów z zagonów sąsiadów.

Zawsze i wszędzie starał się popularyzować Królestwo Chrystusowe. W sobie utrwalał i umacniał owo Królestwo nieustanną modlitwą, codziennym przyjmowaniem Komunii Świętej, mrówczą pracą, prostym pożywieniem i pokutniczym umartwianiem, a także niewyczerpalną życzliwością w stosunku do bliźniego, zwłaszcza potrzebującego. Sam posiadał niewiele, ale umiał się szczerze dzielić z drugim.

Po powrocie Borowego ze Stanów Zjednoczonych ksiądz proboszcz w Rabczycach mianował go swoim kościelnym, co w oczach społeczności wiejskiej dodawało mu jeszcze większej powagi i znaczenia. Czynności kościelnego były dla Borowego źródłem codziennych wielkich przeżyć religijnych, szczególnie od zaprowadzenia w Kościele, za papieża Piusa X, codziennej Komunii świętej, którą bracia zawsze starli się przyjąć, ile razy tylko byli w kościele na mszy świętej. Pietra jako kościelnego zapamiętał również inny rabczyczanin. Był nim słynny pisarz słowacki, rodowity Orawianin Milo Urban. Wspomina go w swojej książce „Zelená Krv – Spomienki hajnikowego syna” tak: Ruch przed zakrystią. Migają ministranckie komże. Kościelny Borowy długą palicą zapala świeczki, a przy tym strzela oczami jak ryś po pełnym kościele. Upewnia się czy gdzieś o czymś nie zapomniał. Nie. Nie zapomniał. Zniknął. Po nim po chwili przychodzi ksiądz proboszcz Marchewka.

Przed I wojną światową na Węgrzech tak zwana „sprawa chłopska” nie odgrywała dużej roli. Po roku 1895, czyli po zaprowadzeniu ślubów cywilnych, ruch polityczny rozwijał się pod sztandarami światopoglądowymi: katolicyzmu i obojętnego albo wrogiego religii liberalizmu. Po roku 1905, tj. po rozpoczęciu madziaryzacji w szkole i administracji zaczęły się walki narodowościowe, w których Borowy brał czynny udział. Polski ruch narodowościowy na Orawie rozpoczął się praktycznie po 1910 roku, inspirowany przez aktywne „Koło imienia Klaudii Potockiej” w Krakowie. W 1905 roku węgierski minister oświaty hrabia Apponyi rozpoczął w Budapeszcie słowiańskożerczą, wynaradawiającą politykę. Borowy stanął w obronie Słowaków, bo sam przyznawał się do narodowości słowackiej. W tym okresie czynnie angażował się w politykę. Podczas wyborów do parlamentu przemawiał on do swych rodaków, broniąc narodowego programu słowackiego. Ferko Skyčak wybrany został dwukrotnie posłem słowackim w okręgu bobrowskim dzięki agitacji Piotra Borowego.

Nie tylko umiał on przekonująco przemawiać do ludzi, ale dzięki swej bystrości umysłu potrafił pewne rzeczy przewidzieć, czy może nawet przepowiedzieć. Posłużę się tutaj znowu wspomnieniami Milo Urbana z dzieciństwa w podbabiogórskiej leśniczówce. Opisuje on jak jego starszy brat Józek, tuż przed samym wybuchem I wojny światowej, po skończonych studiach teologicznych w Wiedniu, powraca do rodzinnych Rabczyc, aby tutaj odprawić mszę świętą prymicyjną. Obaj bracia spotykają Borowego. Oto ten fragment: Najbardziej wzruszająca część uroczystości u nas w Równiach miała nastąpić wnet po przyjściu z kościoła. Piotr Borowy nasz kościelny, pomocnik organisty, ludowy filozof, poeta, pisarz, introligator i były Amerykanin w jednej osobie, już trzy dni przedtem przyniósł do nas tak trochę roztrząsaną fisharmonie, a tylko coś my przyszli z Rabczyc to ruszyliśmy do sieni głodni jak wilki, śpiewając i grając zarówno, mówił pątniczym głosem patrząc na kościół, a na brata. Żal! Roztargniony przez ten głód została mi w pamięci tylko jedna strofa: I pana Urbana w zbroję ubrali…Nie rozumiałem wtedy o jakiej zbroi nasz kościelny myśli. Przecież brat nie miał nic takiego co by było podobne do zbroi – o flincie i takich rupieciach lepiej nie mówić. Odwrotnie. Taka rewerenda np. w boju mogła mu przeszkadzać. Okazało się wszak, że Piotr Borowy miał prorockiego ducha. Pomylił się tylko o dwa lata (…). Bomba padła już na drugi dzień – w poniedziałek. Jeszcze przed południem przyleciał ktoś z Rabczyc i zdyszany oznajmił – Mobilizacja.

W dalszej części czytamy: Któregoś jesiennego podwieczora z niczego nic zjawił się ojciec na bryczce. Przywiózł brata Józefa już w wojskowym mundurze. Okazało się, że był w domu pożegnać się, ponieważ idzie do wojska.(…) Spełniło się proroctwo naszego kościelnego Piotra Borowego; brat był ostatecznie w zbroi.

Z tego fragmentu dowiadujemy się, że już za życia Pieter był postrzegany jako człowiek nie tylko o wielkiej mądrości, wiedzy i szlachetności, ale również mistycyzmu, przewidywań i duchowości, czy nawet pewnej świętości, mający w sobie coś ze starotestamentowych proroków. Jego postawa, przypominająca biblijnych mędrców, stale związana była modlitwą i nieustającą prośbą do Boga o nawrócenie świata, który zapomina o życiu według dekalogu Boskiego. Szczególnie nasilone było to podczas pobytu w Paryżu, gdzie przed spotkaniami z różnymi politykami mówił: Duchu święty udziel nam daru wymowy. O niezwykłości, wielkiej pobożności, ale także ogromnym poczuciu godności człowieka przez Borowego świadczy również wydarzenie, które miało miejsce podczas zwiedzania Paryża. Wówczas spotkali gazdowie trzech amerykańskich żołnierzy, którzy naśmiewając się z nich …powiedzieli im coś niegrzecznie. To trochę zdenerwowało to Borowego, który zwracając Amerykanom uwagę powiedział po angielsku: Niech wam Bóg daruje waszą głupotę.

Bardzo trafnie ów mistycyzm Apostoła Orawy oddaje portret namalowany przez Kazimierza Puchałę – nawet ludzie, którzy nic nie wiedzą o tej postaci od razu dostrzegają tę znamienną cechę. Z obrazu spoziera bowiem niezwykle skupiony, mądry i uduchowiony człowiek o mądrych, bystrych i przenikliwych oczach. Ksiądz infułat dr Ferdynand Machay często o nim pisał: głęboko zamyślony człowiek o poważnym usposobieniu, posiada niewinną ale stanowczą duszę , myślący Piotr, dowcipny i pracowity, ogromnie oczytany.

Po rozpadzie monarchii austro – węgierskej zaczął się w Europie żywiołowy ruch narodowościowy. Polska odzyskała niepodległość, a o Orawę powstał spór co do przynależności tych terenów między Słowacją i Polską. Borowy opowiedział się zdecydowanie po stronie kraju nad Wisłą. Wpłynął na to wymowny fakt, iż do objęcia Słowacczyzny wysłano żołnierzy czeskich. Dotarli oni również na Orawę. Tutaj urządzili sobie strzelanie z karabinów do przydrożnych krzyży i świętych figur, wyśmiewając przy tym przekonania i uczucia religijne okolicznej ludności. Pieter, który był przecież człowiekiem niezwykle bogobojnym oraz wielkiej i żarliwej wiary, oburzył się na te bluźnierstwa i świętokradzką postawę. Aby uchronić Orawę przed tą bezbożnością i herezją, opowiedział się po stronie Polski jako kraju głęboko katolickiego.

Jednak Rada Ambasadorów w roku 1920 postanowiła, iż Rabczyce – rodzinna wieś Borowego – pozostaną przy Czechosłowacji, co bardzo go ugodziło. Sprzedał swoją ojcowiznę i przeniósł się na część Orawy włączonej do Polski. Najpierw kupił dom i kilka hektarów ziemi w Jabłonce, a następnie zamieszkał w Lipnicy Wielkiej tuż przy drodze do rodzinnej wsi. Pieter w nowym miejscu zamieszkania dalej zajmował się rozprowadzaniem książek i introligatorstwem. Życie swoje uważał za nieustanną i ofiarną służbę Bogu. Wszystkie przeciwności losu przyjmował z ogromnym spokojem, pokorą i godnością. Nie zaniechał działalności oświatowej i religijnej. Prowadził wielce pobożny i ascetyczny tryb życia. Często umartwiał się i biczował przed sporządzonym własnoręcznie ołtarzem Męki Pańskiej. Jednak mimo surowego życia pokutniczego, nikt na nim nie zauważył jakiegoś przygnębienia czy też smutku – służył Chrystusowi w pogodnym nastroju, radości i pełnym zaufania oddaniu. Jego pobożność i działalność ewangeliczna była tak widoczna i tak autentyczna, że jeszcze przed I wojną światową księża nosili się z zamiarem pójścia do biskupa, by ten umożliwił mu wyświęcenie na księdza, co pozwoliłoby mu odprawiać Mszę Świętą, o czym przecież w skrytości marzył. Piotr żywił dla księży głęboki szacunek, cześć i poważnie, gdyż w nich widział rzeczywistych następców Pana Jezusa, którzy prowadzą wiernych do zbawienia.

Wszędzie starał się dostrzegać obecność Boga i ukazywać go ludziom. Przywiązywał dużą wagę do miejsc świętych i symboli religijnych. W jego ogródku przed lipnickim domem postawiony był Krzyż z Panem Jezusem. Mówił, gdy rano wstaję, to widzę tył krzyża, a nie Ukrzyżowanego Zbawiciela. Przeniósł ów krzyż na drugą stronę drogi i teraz Chrystus był zwrócony do okien Borowego. Krzyż ten stoi po dziś dzień, ale na poprzednim miejscu.

W swej nieskończonej chęci pomagania i służenia bliźnim widoczny był na każdym kroku. Często udzielał rad gospodarskich, a nawet leczył. Głównie do tych celów używał wody ze źródełka. Robił też tzw. „sulkową” maść w oparciu o żywicę, zioła i właśnie źródlaną wodę, która była skuteczna na różne zranienia i dolegliwości. Zresztą to źródełko zwane dzisiaj „Źródłem Borowego” ma opinię cudownego i wielu ludzi z niego korzysta. Wodę tę biorą nie tylko lipniczanie, ale i mieszkańcy innych wiosek orawskich, a nawet ze Słowacji. Jadący w odwiedziny do rodzin w Ameryce także zabierają ją ze sobą dla krewnych w USA.

Głęboka skromność nie pozwoliła mu przyjąć po przewrocie majowym godności senatora. Był już słabego zdrowia. Zmarł 18 stycznia 1932 roku. Ksiądz Machay wspomina: Bóg, któremu wiernie służył od 18 roku życia i w którym pobożnie zmarł 18 stycznia 1932 roku, jest z całą pewnością jego błogą własnością. Komunię świętą przyjął pół godziny przed zgonem. Gdy się ostatnie chwile zbliżały rzekł do „braci” – Teroz mie nie opuscojcie i modlijcie się do św. Józofa, patrona dobrej śmierci. I tak oddał ducha Bogu wśród nieustannych modłów szczerych w otoczeniu swoich.

Został odznaczony Medalem Niepodległości i Krzyżem „Polonia Restituta”. Jego pogrzeb z udziałem przedstawicieli rządu w Lipnicy Wielkiej był wielką manifestacją narodowo-religijną. W rok po śmierci Piotra Borowego, w kwietniu 1933 roku z inicjatywy ks. dr Ferdynanda Machaya powstał w Krakowie Komitet uczczenia pamięci Apostoła Orawy. Kilka miesięcy później doszło do odsłonięcia tablicy, którą zaprojektował krakowski artysta – rzeźbiarz Karol Hukan. W 1939 roku zginęła ona w niewyjaśnionych okolicznościach. Prawdopodobnie wyrwali i wywieźli ją nacjonaliści słowaccy. Ponowne wmurowanie i odsłonięcie nowej – ufundowanej przez Czcigodnego księdza proboszcza parafii Lipnica Wielka ks. kanonika Bolesława Kołacza – nastąpiło dopiero w sześćdziesiątą rocznicę śmierci Borowego 24 maja 1992 roku.

Wątek polityczny w życiu Borowego

Piotr Borowy jako człowiek niezwykle religijny, bogobojny, ale usposobienia żywego i wnikliwego, kierował się zawsze w życiu Chrystusowymi naukami. Wierność chrześcijańskim doktrynom dochował również w działalności politycznej, którą w pewnym okresie życia uprawiał dosyć namiętnie, angażując się w nią bez reszty. Zawsze jednak pojmował ją jako służbę bliźnim, a nie jako środek do osobistych korzyści i bałamucenia społeczności. Zaczęło się to w czasie madziaryzacji po roku 1905. Stanął on wówczas po stronie narodowego ruchu słowackiego, popierając jego przedstawicieli podczas wyborów parlamentarnych swoimi gorącymi przemówieniami.

Upadek monarchii austro-węgierskiej stworzył dogodne warunki do uaktywnienia się ruchów narodowościowych w środkowej Europie. Pod wpływem energicznych akcji ks. Ferdynanda Machaya ruch narodowy polski przybrał na Orawie na sile. Ostoją polskości stała się miejscowość Jabłonka, a w Nowym Targu powstała pierwsza polska administracja, której przewodził komisarz rządowy dr Jan Bednarski. W dniu 5 listopada 1918 roku w Jabłonce powstała Rada Narodowa pod przewodnictwem Jana Piekarczyka wspomaganego przez ks. Eugeniusza Sikorę. Administracja polska wzmocniona została 6 listopada niewielkimi oddziałami polskiego wojska, które oprócz Orawy obsadziły Zamagórze Spiskie i Jaworzynę. Tymczasem linię demarkacyjną ustalały mieszane komisje wojskowo – cywilne. Jednak spory graniczne rozstrzygać miały instancje międzynarodowe, słabo zorientowane w sytuacji.

W styczniu 1919 roku zaszedł ważny fakt dla sprawy polskiej na Orawie i Spiszu. Delegowany do Budapesztu po zakup amunicji kapitan Zwisłocki na wezwanie szefa komisji koalicyjnej ppłk. Vyxa wysłał depeszę do premiera Moraczewskiego z żądaniem ściągnięcia oddziałów polskich ze Spisza i Orawy, za cenę pozwolenia przejazdu przez tereny Czechosłowacji pociągów z amunicją. Rząd Moraczewskiego bez oporu dyplomatycznego i wojskowego wykonał rozkaz. W lutym 1919 roku powstał komitet Obrony Spisza, Orawy, Czadeckiego i Podhala. Na jego czele stanął wybitny poeta Kazimierz Przerwa-Tetmajer, a honorowym prezesem słynny geolog Władysław Szajnocha.

W okresie tym w świadomości narodowej Piotra Borowego nastąpił radykalny przełom. Stał się zapalonym zwolennikiem i orędownikiem przyłączenia Orawy do Polski. Bluźniercze zachowanie żołnierzy czeskich było dla Pietra grzechem nie do odpuszczenia. W głęboko wierzącym Piotrze zrodziło to bolesną, ciągle krwawiąca ranę. Dlatego pragnął on, aby nie tyko Orawa weszła w skład katolickiego państwa Polskiego, ale również cała Słowacczyzna. Ks. Ferdynand Machay tak o tym pisze w artykule pt. „Po zgonie Piotra Borowego i Wojciecha Halczyna”:

Gdy strzały karabinowe żołnierzy czeskich druzgotały krzyże i figury przydrożne, w Polsce zmartwychwstającej ujrzał przystań państwa Bożego, pod którego skrzydła opiekuńcze chciał oddać nie tylko polskie części Orawy i Spisza, ale i całą Słowacczyznę. Ten jego program nie ujrzał oczywiście szerokiego światła dziennego, bo kierownictwo akcji spisko-orawskiej (mające na celu tylko polskie obszary Orawy, Spisza i okręgu czadeckiego) nie dopuściło do rozszerzenia programu działań na teren niepolski. Borowy do śmierci miał do nas (a szczególnie do niżej podpisanego) szczery żal, że nie staraliśmy się o połączenie Słowacczyzny z Polską.

Jednak największym jego marzeniem było zbudowanie społeczeństwa, w którym panuje wzajemny szacunek, braterstwo i miłość, a prawo Boże i religia katolicka były rdzeniem funkcjonowania państwa.

Spór o Orawę i Spisz powoli nabierał międzynarodowego znaczenia. Z początkiem marca 1919 roku w Zakopanem przebywał angielski pułkownik Wade zapoznający się na miejscu z sytuacją. Z jego też polecenia miała pojechać delegacja do prezydenta misji koalicyjnej w Polsce, ambasadora Noulensa. W skład delegacji wchodzili: ks. Ferdynand Machay, prof. Kazimierz Rouppert, gazda Wojciech Halczyn z Lendaku i Piotr Borowy.

W tym czasie na plebanii w Lipnicy Wielkiej powstało swoiste centrum poczynań narodowościowych. Czterej patrioci Polscy ks. Ferdynad Machay, jego siostra Józefa, wikariusz ks. Józef Buroń i Pieter prowadzili pracę agitacyjną na rzecz Polski. Stąd rozchodziły się polskie gazety, broszury i odezwy, otrzymane potajemnie z Nowego Targu.

Wspomniana delegacja najdłużej czekała na Piotra Borowego, który był poważnie chory, tak, że nie był w stanie iść o własnych siłach. Miał zresztą już 62 lata, ale konieczność wyruszenia w drogę nakazywała pilną decyzję. Podjął ją ks. Buroń, wynajmując furmankę, na którą położono chorego Borowego, pozorując wyjazd do lekarza w Jabłonce. Na samej granicy w Piekielniku zatrzymali się u ojca ks. Buronia na odpoczynek. Później po czatowaniu i obserwowaniu granicy, Pieter pieszo wyruszył w stronę Polski.

W dniu 11 marca 1919 roku w Poznaniu delegacja została przyjęta przez członków misji ambasadora Nulensa. Piotr Borowy wystąpił tam z prośbą o usunięcie wojsk czeskich z Orawy i Spisza. Jednak misja nie była upoważniona do podejmowania takich decyzji dlatego postanowiono udać się do Paryża. Delegacja ta wyrusza 16 marca z Warszawy przez Wiedeń, Szwajcarię do Paryża. W stolicy Francji przebywali od 19 marca do 15 kwietnia 1919 roku. Tam odwiedzali różnych dyplomatów przedstawiając im sprawę z którą delegacja przybyła. 24 marca delegaci zostali przyjęci przez Romana Dmowskiego, który stwierdził, że z odzyskaniem Spisza i Orawy nie będzie wiele problemów. Jednak w rozmowach z różnymi Polakami zauważyli gazdowie, że wielu z nich nie wie, gdzie Orawa i Spisz się znajduje. Odwiedzali oni również dyplomatów francuskich, włoskich, angielskich i amerykańskich wszędzie zabiegając o jak najlepsze przedstawienie sprawy, z którą przybyli do Paryża.

Gazdowie bardzo zręcznie poruszali się w świecie wielkiej polityki, robiąc swoim regionalnym góralskim strojem i gorącym temperamentem oraz szczerą religijnością i chłopską mądrością życiową wokół siebie klimat zainteresowania, uznania i podziwu: Ksiądz infułat wspomina: zrobili sensację swoimi białymi sukiennymi portkami i cuzeckami. W pierwszym tygodniu nas tylko oglądali. Nie wiedzieli, co to za ludzie mogą być? Dużo razy się wypytywali , czy my nie z Turkiestanu, Syberii albo Rumunii. Ale gdy pisma paryskie i kina przyniosły fotografię naszych gazdów z potrzebnym wyjaśnieniem, że to górale ze Spisza i Orawy, Polacy przez Czechów prześladowani, popularność gazdów stała się wielka.

Pomagało im również wcześniejsze doświadczenie z językiem angielskim, które zdobyli w Stanach Zjednoczonych. Toteż porozumiewali się oni tam bez większych trudów.

Punktem kulminacyjnym działalności delegacji było uzyskanie, dzięki pomocy hrabiego Ksawerego Orłowskiego audiencji u prezydenta Stanów Zjednoczonych Woodrowa Wilsona. Zostali oni przyjęci 11 kwietnia w prywatnym mieszkaniu prezydenta. Gazdowie przygotowali sobie wcześniej cały plan, co i jak będą mówili u Wilsona. Halczyn, który był w USA przez siedem lat, lepiej rozumiał język angielski. Borowy przebywał tam krócej i mniej rozumiał, ale mówił jednak w tym języku łatwiej i swobodniej. Umówili się więc w ten sposób, że Piotr będzie przemawiał do Wilsona, a Wojciech będzie się dokładnie przysłuchiwać aby wszystko zrozumieć. Kiedy zjawili się przed prezydentem, Piotr Borowy przemówił następująco: My tu przybyli z dwóch małych krajów tatrzańskich ze Spisza i Orawy. Ludność tych ziem jest czysto polska. Ziemie nasze są teraz przez Czechów nieprawnie okupowane. Przyszliśmy prosić Konferencje Pokojową, aby nas wyswobodziła spod jarzma czeskiego, a przyłączyła nas do Polski, do tego państwa, które do nas ma jedyne prawo.

Następnie gazdowie pokazali Wilsonowi na mapie ziemie, z których pochodzą. Wizyta górali u Wilsona wzbudziła sensację w Paryżu. Omawiana szeroko w prasie francuskiej, angielskiej, polskiej i czeskiej nadała sprawie orawsko-spiskiej rozgłosu i zaważyła na późniejszych decyzjach politycznych.

Po miesięcznym pobycie delegacji w Paryżu i chodzeniu od dyplomaty do dyplomaty postanowiono wracać do kraju. Opuszczano Francję w rozgoryczeniu i zawiedzeniu, ponieważ wszędzie obiecywano sprawę należycie rozpatrzyć, ale w końcu odprawiano ich z niczym.

Po przyjeździe z Paryża obaj gazdowie nie mogli powrócić do swoich wiosek, ponieważ czekała na nich kara za zdradę czeskiej ojczyzny.

Rada Najwyższa wydała 25 września 1919 roku orzeczenie, mocą którego plebiscyt miał się odbyć tylko w połowie proponowanych przez Polskę powiatów. Daleko idące okrojenia polskich żądań było bolesnym ciosem dla delegacji.

W Nowym Targu utworzono Główny Komitet Plebiscytowy, który zaczął działać na terenie Orawy i Spisza. Ogromne zainteresowanie, a zarazem uznanie zyskał Borowy swymi pierwszymi utworami, które między innymi poruszały sprawy polityczne. Wygłaszał je od 1919 roku najczęściej na terenach plebiscytowych, a więc na terenie Spisza i Orawy oraz także w różnych miastach polskich takich jak Warszawa, Łódź, Poznań, Kraków, Nowy Sącz itp. Takich mów wygłosił Pieter w latach 1919-1922 trzydzieści. Wszystkie mają teocentryczną, głęboko religijną i filozoficzną osnowę. Każdy utwór zbudowany jest na gruncie przypowieści zasłyszanej lub improwizowanej.

Akcja plebiscytowa rozwijała się mocno. Obie strony przystępując do niej, kierowały swoimi ideałami, przyświecały im szlachetne cele, ale w toku kampanii wyzwoliły się emocje i szowinizm w rezultacie nie przebierano w środkach agitacyjnych.

W 1920 roku sytuacja Polski była niezbyt dobra w skutek początkowych niepowodzeń w wojnie polsko-radzieckiej. W dniu 10 lipca 1920 roku Rada Najwyższa podyktowała Polsce warunki i rząd polski podpisał układ z Czechosłowacją. Podzielono więc Orawę i Spisz bez żadnej myśli przewodniej. Podział spornych terenów nie uwzględniał uzasadnionych racjonalnych kryteriów. Polska otrzymała 27 wsi, a Czechosłowacja 44 wsi.

Rozstrzygnięcia Rady Ambasadorów boleśnie ugodziły w Piotra Borowego. Rodzinna wieś Rabczyce została przyznana Czechosłowacji. Piotr Borowy sprzedał swój majątek i przeniósł się na drugą stronę granicy. Najpierw zamieszkał w Jabłonce, a następnie w Lipnicy Wielkiej przy tzw. Rabcyckiej drodze, która prowadziła do jego rodzinnej wsi.

System etyczny w twórczości Borowego

Życiowa filozofia apostoła Orawy w dużej mierze oparta było na eudajmonistycznej etyce św. Augustyna. Według niej: celem człowieka jest szczęście, które osiągnie przez zjednoczenie z Bogiem, ale zjednoczenie to, w przeciwieństwie do neoplatonizmu, pojęte jest nie jako nieświadomość, lecz jako niebywałe podniesienie osobowości. Zjednoczenie osiągnie się przez pełnienie dobra.

Otóż to „niebywałe podniesienie osobowości” człowieka, przez czynienie dobra, było dla autora „Złotych myśli” rzeczą najważniejszą. Dla niego człowiek i związany z nim świat jest jakby „drogą”, „pomostem” do Chrystusowej miłości. Nie załuj tego, coś komu dobrze ucynił. Trzeba kochać i złych ludzi. Dobro i specyfikę człowieka pojmuje on w sposób niezwykle podobny do Ingardenowskiego tłumaczenia, czy odkrywania ludzkiej natury. W lekturze Romana Ingardena ”Książeczka o człowieku” czytamy: Jest jednak czymś specyficznie ludzkim działać wyłącznie dla cudzego dobra czy szczęścia i w wypadkach wyjątkowych oddać swe życie dla ratowania cudzego życia, czasem nawet zupełnie obcego…Człowiek… odczuwa konieczność posiadania i poznania wartości tudzież ich realizowania…Nie chodzi tu przy tym – przynajmniej w pierwszym rzędzie – o wartości relatywne w odniesieniu do jego potrzeb czysto życiowych…, lecz o wartości w swej immanentnej jakości absolutne, jakkolwiek ich realizacja zależy od twórczej siły człowieka, słowem wartości moralne i wartości estetyczne.

Wartości moralne, którymi Borowy się kierował i którym pozostał wierny do ostatnich swoich dni, są związane z ciągłym dążeniem do „doskonałości”, do zjednoczenia się z Chrystusem poprzez stałe przezwyciężanie samego siebie. Świadczy o tym to zdanie z jego „Złotych myśli”: Nojwyzso cnota – to zwycięzyć samego siebie. Znowuż można przytoczyć tutaj Romana Ingardena: Natura ludzka polega na nieustannym wysiłku przekraczania granic zwierzęcości tkwiącej w człowieku i wyrastania ponad nią człowieczeństwem i rolą człowieka jako twórcy wartości. Dlatego Pieter „łączność” z Bogiem widział nie tylko poprzez nieustanne „naprawianie” świata, ale przede wszystkim, przez „naprawianie” samych siebie. Oto jego wymowna maksyma: Sukoj prowdy, piykna i dobroci w samym sobie. Ta praca przyniesie ci owoc obfity. Owo szukanie prawdy, dobroci i piękna w samym sobie jest miarą człowieczeństwa, jest czymś wyjątkowym i tylko naszemu gatunkowi przypisany, bo człowiek według ks. prof. Józefa Tischnera:

…to jest coś bardzo cennego. Ale dlaczego człowiek jest taki cenny? Czemu on jest tyle wart w oczach Boga? Czemu on jest taki, że za niego Pan Jezus sam na krzyżu umarł?…Bo… Człowiek to jest stworzenie, które ma oprócz ciała – ducha. A ten duch w środku człowieka, to jakoby był taki cudowny młyn. Młyn ze zboża mąkę robi, a człowiek z tego co widzi, co czuje, może zrobić cud. Może zrobić dobro. I człowiek to jest tak jakby boski młyn. Zbiera ze świata to, co na tym świecie rośnie i w duszy swojej przerabia to na dobro, na piękno, na prawdę. Ino człowiek jest takim stworzeniem, że ma tę władzę, żeby w duszy swojej przerobić tę całą materię świata na coś co jest dobre.

Właśnie u orawskiego myśliciela odnajdujemy niezwykłą harmonię między ciałem, a duszą, to właśnie w nim owy „Boski młyn” pracował w ten cudowny sposób „przerabiając” świat „na dobro, na piękno, na prawdę”. On jako bystry obserwator świata i życia, które poznawał bezpośrednio podczas licznych spotkań z ludźmi, a także poprzez słowo drukowane i dyskusje, starał się „odkrywać” ów świat przez pryzmat Boskiej miłości oraz sprawiedliwości. Widząc szalejące zło, nędzę i nienawiść w ówczesnym świecie, pragnął mimo tego dostrzegać w ludziach cechy najcenniejsze i najpiękniejsze. Oto znów przykład. Wracając do Polski z Francji, widział świetnie zagospodarowane ziemie oraz sprawną i zręczną samoorganizację robotników niemieckich, co skwitował tak: Gałgan ten Niemiec, ale się można od niego dużo nauczyć.

W tym pojmowaniu przez Pietra świata duży wpływ miał także tzw. „ruch sidziniarski”, który gromadził licznych zwolenników i wielbicieli proboszcza z Sidziny ks. Wojciecha Blaszyńskiego. Jego proste, ale głębokie nauczanie przyciągało do Sidziny pod Babią Górą ogromną ilość wiernych z Orawy, Podhala, a nawet spod Krakowa. Karcił on pijaństwo, rozpustę wiejską, a także nieznajomość głównych zasad wiary. Założył szkółkę parafialną, w której uczono nie tylko czytać i pisać, ale kształcono przede wszystkim w niej „nauczycieli” katechizmu. Z tej „szkoły” wyszły liczne katechetki świeckie, nazywane „sidziniarkami”.

Piotr Borowy miał zaledwie osiem lat, gdy tragicznie zginął Ks. Wojciech Blaszyński przy budowie kościoła w rodzinnym Chochołowie. Mały Pieter usłyszał, więc sidziniarskiego proboszcza jedynie raz, gdy był na odpuście w Sidzinie. Miał wtedy osiem lat, a miesiąc później ks. Blaszyński już nie żył. Mimo tego tragicznego wydarzenia, nauki kaznodziei z Sidziny, kontynuowane były przez wyuczone przez niego katechetki. Właśnie od nich Borowy starannie pozbierał owe nauki i stał się gorącym ich zwolennikiem, a także sam zaczął je wygłaszać nie tylko w swojej rodzinnej miejscowości w Rabczycach, ale po całej Orawie i jej okolicach. Pod koniec życia Pieter spisał te nauki w dziele zatytułowanym „Nauki ks. Blaszyńskiego z Sidziny”. Ponieważ utwór ten jest napisany językiem niezwykle ciężkim, będącym mieszaniną literacko – gwarową, z domieszką słownictwa słowackiego, dlatego posłużę się tutaj omówieniem, czy skrótowym „przetłumaczeniem” tej lektury dokonanym przez ks. infułata Ferdynanda Machaya, który w utworze pt. „Duchowość gazdy Piotra Borowego ucznia ks. Wojciecha Blaszyńskiego” tak pisze: Borowy… Chciał niewątpliwie podkreślić, że piękno życia w łasce i cnotach dodaje ochoty, by wspiąć się jeszcze wyżej. Mamy tu do czynienia z właściwym Piotrem Borowym, ascetą i pokutnikiem, który z „braćmi” tak się pilnuje i strzeże, że kur nie chowają, by sąsiadom grządek nie rozgrzebały i by kłótnia nie powstała… Myślą nie tylko o zbawieniu własnym, lecz mają również program zaprowadzenia życia według Ewangelii i naokoło siebie. Ich codzienna Komunia święta, proste pożywienie, spoczynek na twardym łożu, uprzejmość, zgoda i przyjaźń ze wszystkim – jednego Ojca dziećmi – oto duchowość Borowego. Każdy, kto „chce więcej, musi sam siebie zaprzeć i krzyż na siebie włożyć”.

Spotkanie przez Piotra Borowego w swoim życiu ks. Blaszyńskiego, miało dosyć istotny wpływ na późniejszą jego postawę. Osoba sidziniarskiego proboszcza, emanująca niezwykłą wiarą, pobożnością i niestrudzoną pracą na rzecz kościoła katolickiego oraz ewangelizacji wiejskiej ludności, musiała wywrzeć, nawet być może wtedy jeszcze nieświadomy, ale znaczący, wpływ na ośmioletniego chłopca. Przecież Pieter, tak samo jak ks. Blaszyński szerzył zasady wiary katolickiej, prowadził ascetyczny i pokutniczy tryb życia, w pełni oddając się Bogu. Wszelkie przeciwności losu przyjmował ze spokojem, ufnością i godnością.

Jego ascetyzm wynikał nie tylko z pracy nad własnym charakterem, „ulepszaniem” samego siebie, ale również z troski o swoich bliźnich, „braci”, z całkowitego oddania sprawom swojego ludu, czy nawet całej ludzkości. Dlatego też zyskał on bardzo piękny i trafny przydomek orawskiego Gandhiego. Porównanie ze sobą tych dwóch wielkich ludzi, identyfikujących się z ludem, mających posłuch nie tylko w szerokich masach, ale także w kręgach intelektualnych – pokazuje, że istniejąca na świecie wszelka niesprawiedliwość i zło wywołuje postawy sprzeciwiające się temu, kierujące się najwyższymi zasadami moralnymi, czyli idąc za Gustawem Herlingiem Grudzińskim będącymi „Książętami niezłomnymi”. Mimo iż Borowego i Gandhiego różniły religie – Gandhi był wyznawcą hinduizmu – to wiele wspólnego mieli w patrzeniu i rozumieniu świata oraz Boga. W ich stylu życia, na wskroś religijnym i jakby trochę metafizycznym i mistycznym, „przejawiał się” oraz „przepowiadał” Bóg. Życie zdaniem ich nie ma sensu bez Najwyższego. Gandhi mówił tak: Gdybym nie czuł w sobie obecność Boga nie mógłbym żyć”, „łatwiej by mi było istnieć bez powietrza i wody niż bez Niego, zaś Borowy wypowiedział to w lapidarny i po góralsku dosadny sposób: Jeśli wiys, ześ z Boga – chwyć się Go silnie.

W książce Iji Lazari Pawłowskiej pt. „Gandhi” czytamy: Odwołując się do ahmisy, Gandhi zalecał zaniechanie wszelkich uczuć nienawistnych. „Jeżeli jestem wyznawcą ahmisy, muszę kochać swojego przeciwnika”. Uważał nienawiść za uczucie niedopuszczalne. Nie ma wedle niego okoliczności, w którym nienawiść byłaby uczuciem godnym aprobaty.

Podobne myśli głosił również Borowy: Trzeba kochać i złych ludzi. Ta rezygnacja z przemocy nie jest też ani jakąś biernością, czy przejawem lęku i strachu. Jest ona natomiast walką i przeciwstawieniem się złu oraz niesprawiedliwości, a także wielką odwagą w boju o sprawy ludzi najsłabszych: Idea życia bez przemocy nie jest ani głupia, ani utopijna: wymaga tylko odwagi, której najbardziej pozbawieni są czciciele gwałtu jako środka uniwersalnego, jako że są gotowi walczyć tylko wtedy, gdy mają w rozporządzeniu przemoc wobec słabszych i nigdy inaczej – pisał Leszek Kołakowski.

Również na tej samej płaszczyźnie co Borowy, traktował Gandhi ascetyczne i pokutnicze podejście do życia. Obaj walczyli z własnymi słabościami poprzez m.in. umartwianie się, ciężką pracę, służeniem innym, przestrzeganiem celibatu, poddawaniem się ciągłym próbom. Bardzo podobne mieli zdanie na temat jedzenia. Gandhi wyznawał zasadę kontroli podniebienia według której: Jedzenie potrzebne jest tylko po to, aby utrzymać sprawność organizmu i aby zachować ciało jako narzędzie do wykonywania służby. Nigdy natomiast ciało nie powinno być obiektem folgowania samemu sobie. Dlatego też jedzenie należy przyjmować jak lekarstwo, stosując odpowiednie ograniczenia.

Natomiast Pieter mówił wprost i dobitnie: Tak Bóg nienawidzi obzarstwa, ze dopusco na ludzi nieurodzaj, brak chleba, pozywienio i głód. Tutaj obarczany winą za głód na świecie jest człowiek, który swym łakomstwem i lekkomyślnością krzywdzi innych. Ta wstrzemięźliwość w jedzeniu obejmowała również, czy przede wszystkim spożywanie alkoholu. Pieter ślubował, iż nigdy nie będzie sięgał po tego rodzaju napoje, czego dawał niezliczone dowody. Jeden z nich opisuje ks. Ferdynand Machay: Piwa, wina było też dosyć, ale to już osobno trzeba było płacić. Tuśmy mieli największe pokusy, zwłaszcza Wojtek i ja, bo Piotr tylko patrzył, jak nam smakowało. Ślubował kiedyś i dotrzymał.

Język, jakim posługiwał się Apostoł Orawy, był zwięzły, prosty, ujmujący celnością i trafnością pouczeń życiowych, a zarazem posiadający głębię i moc dorównującą najwyższym filozoficznym przemyśleniom. Potrafił wzbudzić on w ludziach zachwyt, a przede wszystkim nawrócenie do życia w głębszej wierze i bojaźni Bożej. Dzięki umiejętnemu operowaniu gwarą orawską, a zarazem zdolnościom dostosowywania pewnych terminów do poziomu słuchaczy, zyskał sobie sławę niezwykłego i utalentowanego oratora. Pieter był, mówiąc słowami ks. prof. Tischnera – kwasem, który od wewnątrz przemieniał nasz kraj, nasz naród. Widząc rzeczy niedobre, złe – bezpardonowo piętnował je, karcił i smagał, ale zawsze w swych naukach pozostawał sobą, człowiekiem, który przez trudy góralskiego życia starał się przejść zgodnie z Chrystusową nauką, dochować Mu wierności i wiary we własne istnienie. Należał, używając dzisiejszego języka, do ludzi radykalnie asertywnych. Znany był z tego, że publicznie potrafił wytknąć czyjeś wady, czy też niestosowne zachowanie. Przy czym robił to w sposób taktowny, ale stanowczy, a że znany był z ciętego języka, to niejeden unikał jak mógł narażenia się Pietrowi złym zachowaniem czy też niestosownym odezwaniem się do bliźniego. Szczególnie mocno piętnował panny, którym nawet w kościele potrafił głośno zwrócić uwagę, gdy te przyszły zalotnie ubrane…

Piotr Borowy nieustannie pracował nad samym sobą, doskonalił charakter, walczył z przeciwnościami losu, wiedząc o słabościach człowieka. W ”Sądzie grzesznika nad samym sobą” pisze tak:

Jestem ubogi we wszystkim, ale żądze moje i myśli są jak pysznego bogacza.

Jestem cichy, ale wtedy, gdy mnie ktoś chwali, a zaś gdy mi ktoś te rzeczy bierze, co ja za swoje uważam, to wtenczas ja się kłócę, choć nic swojego nie mam…

Miłosierdzie gdy mi kto czyni, to bardzo lubię, ale odwdzięczyć się za to, to ja się o tym jeszcze nigdy nie uczył…

Życzę sobie, żeby być błogosławionym, lecz gdy błogosławieni pracują, to ja im się przypatruję spokojnie, ręce moje na dół spuszczone, siedzę albo wyleguję się wtenczas.

Pieter związany był nierozerwalnie z ziemią orawską, z jej życiem trudnym i ciężkim, wreszcie z jej mieszkańcami pomiędzy których chodził i nauczał. Warto też podkreślić za ks. prof. Józefem Tischnerem, iż był on również człowiekiem pogranicza, bo Orawa znajduje się przecież na skrzyżowaniu wielu kultur. Tutaj można, więc „poszerzyć” swój światopogląd, albo go jeszcze bardziej zawęzić. „Żyjąc na granicy można się stać człowiekiem ciasnym, zapatrzonym tylko w siebie samego. Żyć – jak św. Paweł powiada – „kwasem złości i przewrotności.” Borowy przez swą nieskazitelną wiarę – wspólną przecież Polakom, Słowakom, Węgrom – potrafił jednoczyć wszystkich przede wszystkim dla Boga i Chrześcijaństwa. Służył Bogu i ludziom, a nie tylko dla siebie. Był człowiekiem o szerokich horyzontach i jak to określił ks. prof. J. Tischner Mądry z domu, ale dzięki temu, że żył tu i widział rozmaite światy, jeszcze bardziej mądrzejszy. Góralski kaznodzieja mówi: Przepiękna jest nasza ziemia. Ale prawdziwym bogactwem tej ziemi są ludzie. Zaś największym bogactwem ludzi, którzy po tej ziemi chodzą, jest wiara. Piotr Borowy, gazda z Orawy, jest jednym z nich. Te słowa ks. Tischnera ukazują w pewnym sensie głębię, a zarazem jakąś tajemnicę ludzkiego istnienia i dramatu, bo według niego: …Być istotą dramatyczną, znaczy: przeżywać dany czas, mając wokół siebie innych ludzi i ziemię jako scenę pod stopami. Człowiek nie byłby egzystencją dramatyczną, gdyby nie te trzy czynniki: otwarcie na innego, otwarcie na scenę dramatu i przepływający czas.

Właśnie to otwarcie na innego uwidoczniało się u Borowego szczególnie. On jako sługa Boży zawsze był gotów do spotkania się z innym, a przede wszystkim nauczania i głoszenia Ewangelii. Ks. F. Machay w książce pt. „Nasi gazdowie w Paryżu” opisuje znamienne zdarzenie: Największym naszym przyjacielem w hotelu to był Japończyk. On przynosił gościom do pokoi śniadania i obiady. Między nim a gazdami zawiązało się prawdziwe przyjacielstwo. Z tym miał dopiero Piotr kłopot. Japończyk był bowiem niechrześcijańskiej wiary, był buddystą, a Piotr w sprawach religijnych nie mało biegły. Ale wszystkie usiłowania i przekonywania gazdów spełzły na niczym.

Takie spotkania zawsze traktował z wielką odpowiedzialnością i troską, w których jego charakterystyczna, pełna powagi i filozoficznej zadumy twarz odgrywała ogromną rolę. Oddające istotę tego zagadnienia będą słowa Stephana Mosesa: To właśnie w twarzy ludzkiej objawia się prawda Boża. Najwyższe doświadczenie mistyczne miesza się z wizją twarzy bliźniego. Gdy Rosenzweig stara się pokazać, iż struktura twarzy ludzkiej powtarza symbolicznie figurę gwiazdy, czyni to po to, by wykazać, iż w niej streszcza się ostateczny sens bytu.

Patrząc na stare fotografie Borowego, widzimy twarz człowieka uduchowionego, skupionego i zamyślonego, w której widać surowość oraz twardość orawskiego, „skalistego” życia, ale także jest ona jakby odzwierciedleniem optymizmu oraz pogody ducha, a przede wszystkim wielkiej, niebywałej wiary w Boga i człowieka. Przesłania ewangeliczne praktycznie wprowadzał w czyn, dając tym samym wspaniały wzór do naśladowania i bogobojnego życia.

Otóż owa wielka, szczera wiara, która tak oddziałuje na otoczenie, jest wskazówką i treścią ludzi pokroju właśnie orawskiego myśliciela. Wiara według Ferdinanda Krenzera „nie pozostaje jednak wewnętrzną sprawą człowieka, ale przeciwnie, odbija się na naszym zachowaniu wobec innych. Wymaga konsekwencji. Przenika całe jestestwo człowieka i staje się widoczna w jego oczach. Borowy bowiem naśladował Chrystusa nie językiem, ale czynem i miłością.

Taką postacią była również Simone Weil, która podobnie jak Pieter, miała przeżyć mistyczne spotkanie z Chrystusem. Mimo że nigdy nie przyjęła chrztu, odtąd była zagorzałą wielbicielką życia zgodnego z zasadami chrześcijaństwa. Dlatego też można w jej twórczości, odznaczającej się tak jak u Borowego, formą tak zwięzłą, że aż aforyczną, odnaleźć wiele wspólnego ze spuścizną pisarską właśnie orawskiego Apostoła. Oto kilka jej myśli: Ktokolwiek bierze miecz, zginie od miecza. A ktokolwiek nie bierze miecza (albo go z rąk wypuszcza), zginie na krzyżu. Miłość do Boga jest czysta, kiedy radość i cierpienie budzą w nas równą wdzięczność. Kochaj bliźniego jak siebie samego – znaczy kochaj go bezwarunkowo. Bo miłość siebie samego jest bezwarunkowa. Nawet jeżeli mamy do siebie wstręt, nie przestajemy siebie kochać.

Wiek XX przez swą okrutną i śmiercionośną historię wojen oraz związanych z nimi totalitaryzmów, ofiarował nam życie ludzi niezwykle szlachetnych, wielkich, sprzeciwiających się temu nieludzkiemu okrucieństwu. Wśród nich był także orawski góral spod Babiej Góry Piotr Borowy. On od swojego mistycznego „przewidzenia” z Chrystusem, zaczął całkowicie inaczej „patrzeć” na świat. Dzięki jego „przeumieraniu”, czyli swoistym „natrafieniu” na Boga, otwarły się przed nim nowe perspektywy, a wiele rzeczy zyskało dla niego inny wymiar i cenniejszą wartość. Ferdinand Krenzer w swojej książce pt. „Taka jest nasza wiara” pisze tak: To, co poprzednio wydawało się może bezładne i pełne sprzeczności, układa się wokół pewnego żywotnego rdzenia, wszystko zyskuje swe miejsce w całości. Wyjaśniają się życie i świat. Człowiek zaczyna nagle rozumieć o wiele lepiej samego siebie, ponieważ dostrzega te powiązania.

Można powiedzieć więc, iż Pieter od tego momentu zaczął dostrzegać odciśnięte na nas Boże piętno i że powołani jesteśmy do nieśmiertelności. Borowy od tych doznań mistycznych rozpoczął, więc jakby „nowe”, „lepsze” życie. Od tego momentu zawsze kierował się Chrystusową miłością, która przejawiała się w sposobie i „stylu” życia, w kontaktach z bliźnimi, w głoszeniu Ewangelii i Katechizmu, a wreszcie w jego twórczości. O tych ważnych dla niego sprawach nigdy nie zapominał. Nawet wtedy, gdy przebywał nad Sekwaną, ażeby nie marnować wolnego czasu prowadził dysputy religijne z właścicielką hotelu, w którym mieszkał (Belfast przy ul. Carnota). Codziennie rano uczęszczał na mszę św. Był zaskoczony dużą ilością Francuzów w kościołach. Niemal każde spotkanie z człowiekiem wykorzystywał na rozmowy o Bogu i dysputy na tematy społeczno – moralne, a także dydaktyczne.

Twórczość Borowego

Piotr Borowy będąc człowiekiem o wielkiej skromności i pobożności, którego głównym celem było życie zgodnie z nauką Kościoła, a także nauczanie poprzez wygłaszanie mów, nie dbał o sławę i przyziemskie, materialne sprawy świata. Tak samo podchodził do swojej twórczości, którą traktował jako „narzędzie” ewangelizacji Chrystusowej, a nie jako autorską własną twórczość. Toteż nie zależało mu na jej przetrwaniu o czym świadczą jego słowa Bóg o moim życiu wie, a ludzie nie muso wiedzieć.

Jednak dzięki naleganiom i za namowom ks. Machaya, Pieter zaczął, mimo już podeszłego wieku, spisywać swoje utwory. Nie wprawiony w ręcznym pisaniu szybko się zniechęcił i poprosił o maszynę. Na niej już nieco szybciej mógł pisać. Mieszkanie Borowego zamieniło się prawie w pracownię naukową, gdzie otoczony książkami nieustannie pisał do jesieni 1931 roku. W przeciągu trzech lat napisał on kilkadziesiąt utworów – głównie o treści religijnej, moralnej, mistyczno – ascetycznej. Należą do nich „Nauka ks. Blaszyńskiego z Sidziny”, „Rozmyślania człowieka na sprawy boskie”, „Sąd grzesznika nad samym sobą” i „Mowy”, z których każda zaczyna się przypowieścią. Wszystkie mają myśl dośrodkową skierowaną do Boga. Polska jest tutaj przedstawiana jako idealne państwo Boże. Trzy utwory „O zabobonie”, „Siedem grzechów głównych” i „Złote myśli” zawierają przewodnie myśli sztuk teatralnych, których Borowy w latach 1918-1926 ułożył kilka i sam odgrywał ze swoim zespołem amatorskim. Zatem zostawił on, jak na samouka dosyć bogatą spuściznę wysoko ocenianą przez badaczy literatury ludowej takich jak Stanisław Pigoń i Karol Ludwik Koniński. Ukazał się w tych utworach jako oryginalny myśliciel, niezwykle oczytany, którego celne maksymy życiowe zadziwiły bystrością obserwacji, a zarazem swą lapidarnością dorównującą nawet profesjonalnym autorom.

Już pierwsze jego utwory wzbudziły ogromne zainteresowanie i uznanie. Były to „mowy” w formie przypowieści, o charakterze politycznym, ale zawierające również podstawowe wartości etyczne, które orawski gazda uważał za fundamentalne. Zostały one wygłoszone najczęściej na terenie plebiscytowym Spisza i Orawy, ale także w różnych miastach polskich, jak np. w Warszawie, Łodzi, Poznaniu, Krakowie, Nowym Sączu, Nowym Targu i Zakopanem, a nawet w Paryżu w czasie konferencji pokojowej. „Mowy” te zebrał i wydał ks. Ferdynand Machay w książce pt. „Gazda Piotr Borowy”. Dzieła te mają teocentryczną osnowę duchową. Każda mowa składa się z przypowieści zasłyszanej lub improwizowanej oraz apostrofy. Warto też wspomnieć, iż „Mowy” te były wygłaszane spontanicznie, piękną gwarą orawską. Dla przedstawienia i ukazania charakteru tych utworów przytoczę kilka z nich. Bajka „O Matce Św. Piotra” została wygłoszona w Warszawie.

Matkę świętego Piotra Pon Bóg zasądził do piekła. Święty radowoł się w niebie, a matka jego męcyła się w piekle. Świętego Pietra bardzo to mortwiło i zacon Pana Boga prosić i błagać, bo mu strasny wstyd między świętymi. No i Pon Bóg zgodził się, by świynty po swojo matkę poseł i z piekła je wyrwoł. Świynty Pieter poleciął do piekła i z wielkim trudem wysukoł swojo matkę. Podoł ji rękę i zacon je ciągnąć. Kie to inne dusycki uwidziały, przyskocyły do niej i ka ktoro mogła, łapiły się jej. Jedna za nogę, druga za suknię, trzecio za rękę. Biydny święty Pieter ledwie ciągną, telo się dusycek do jego matki przygarnyło. Ale od Boga przyseł, więc było w nim doś siły. Cięsko bo cięsko mu sło, ale se jacy dawoł jakosik rady. Ciesół się biydocek, ze z matką i inne dusycki wyrwie z piekła szatańskiego. Ale cós, kie stała się wielka hyba! Matka dostała się do piekła za pychę i chciwość. A piekło jak piekło: polis się w nim, cierpis za grzechy, ale od grzechów się w nim nie odcyścis! Przeciwnie! Im się matka świętego dłuzy prazyła, tym więkso pycha i chciwość w jej sercu była. To tys i teros zacyna się straśnie pysić ze swego syna, i z tego, ze je z piekła wyrywo. A zamiast się radowć, ze i inne dusycki się stamtąd wysłobodzo, opanowała je zazdrość, ze i unym będzie dobrze. I jak zacyna krzyceć ze strasnym honorem: nie łapojcie się mnie, idzcie zaros prec, mój syn jacy po mnie przyseł, a nie po wos. Prec ode mnie! I jak się sarpała, jak się zacyna trzepać, tak się zerwała ze dusycki od niej poodpadały, ale i una się wyrwała z rąk syna i razem z dusyckami z powrotem do piekła spadła.

Polska dziś powstaje niby z piekła, gdzie była tropiono przez długi cas, skąd wyciągniono ją za przycyną świętych polskich, a przede wsyćkim za przemoznym wstawiennictwem Matki Nojświetrzej.

Kiedy Polskę jej święci z piekła wyciągali uwidziały to małe dusycki : Orawa i Śpis, które już bardzo długo w piekle madziarskim cierpiały. Uchwyciły się wychodzącej z piekła Polski, trzymajo się jej i wołajo : Polsko, nie wzdrygoj się przyjąć do swego domu Orawę i Śpis. Na bok honor i zazdroś! Z piekła madziarskiego, Orawa i Śpis nie chce się dostać do piekła husyckiego ! Polsko, jeżeliś katolicką, to Orawę i Śpis musis uznać za swoje włosne dzieci i razem z nimi zyć.

Ten powyższy krótki utwór ukazuje nam, iż Borowy za punkt wyjścia zawsze brał jakąś zapamiętaną lub zasłyszaną myśl czy nawet przez siebie wydumaną, którą następnie przedstawiał w formie przypowieści, tworząc pewnego rodzaju obraz literacki, nawiązujący do aktualnych moralno – politycznych potrzeb. Polskę kreuje tutaj jako idealne państwo Boże, widząc w nim ostoję i ratunek Spisza i Orawy. Dlatego też niemal każdą „mowę” kończy apelem do ojczyzny, by ta nie zapominała o swoich „siyrotach”.

Bardzo interesującym i ciekawym utworem – ciągle aktualnym – jest także bajka pt. ”O siedmioramiennym świycniku generała Tytusa”, w którym autor przez surowy, prosty styl wykłada mądrości życiowe i moralne tezy. Oto jego fragmenty :

Kiedy generał rzymski Tytus zwycięzół Zydów w Palestynie, do Rzymu wprowadzili go przy dźwiękach trąb i śpiewów. Przed nimi nieśli złoty śwycnik siedmioramienny, na którym Zydzi polili siedem grubych świec podcas urocystości religijnych. Gdy tyn świecnik Rzymianie wzini, to i koniec państwa zydowskiego ogłosili.

Taki świcnik musi być i w Polsce i musi się na nim świcić siedem świc: miłość, praca, umiłowanie cierpienio, sprawiedliwość i religia katolicko. Tych siedem świec musi się nieustannie polić, aby Polska mocno była. To Wom powiedział ks. Piotr Skarga przed rozbiorami, to Wom powiado i chłop, Piotr Borowy, po zmartwychwstaniu Polski.(…)

Do syćkich wymienionych 6 świyc koniecnie jest potrzebno świyca śiódmo: religia katolicko, bez której miłość się myli, praca głupio, wola roztargnięto, prowda niejasno, cierpienie niewytrzymałe, sprawiedliwość odrzucono – kraj cały wyglądo jak dom bez okien, do którego w worku noso światło. Bez religije katolickiej państwo podobne do dziecka, co się niezywe urodziło i jesce umarło.

Trafną charakterystykę pisarstwa Borowego sformułował Stanisław Pigoń, uważając ją za klasyczny przykład chłopskich ewangelicznych przypowieści: Surowy ten i głęboko bogobojny mędrzec – patriarcha wioskowy, skoro go bieg wydarzeń dziejowych powołał na arenę publiczną jako przedstawiciela polskiej sprawy, pojął swe zadanie jako misję apostolską i wykonywał je wpatrzony we wzór ewangeliczny: uczył przypowieściami.(…) W nagromadzeniu tych przypowieści, w ulubionym wiązaniu ich ramowym, w drobiazgowej alegoryzacji, w wyliczaniach numerycznych – przemowy te przypominają po prostu „Kazania Świętokrzyskie”. Iście średniowieczna tutaj żywość wiary i jej żarliwe uniesienie.

Przytoczę tutaj jeszcze jedną mowę pt. „O obrazie nad zokrastią w Lewocy”, w której autor w sposób niezwykle trafny, a zarazem lapidarny piętnuje złe przyzwyczajenia Polaków. Oto ona :

Nad zokrystią w kościele w Lewocy wisą bardzo stare obrazy, zdaje się polską ręką malowane: siedmioro ludzi siedzi na brzydkich zwierzętach. Piersy na wysokim i brzydkim koniu, drugi na rogatym byku, trzeci na zębatym tygrze, scworty i piąty na brzuchatych i zbabranych wieprzkach, sósty na krzywej hienie, a siódmy na zbłoconym żółwiu.

ziś nase państwo do nowego życio powstaje, ale do rządów w państwie garno się rozmaici ludzie. Niby są syścy Polocy, ale ponieważ byli po świecie ossuci, różnym zwycajom się przyglądali i może się oducyli być polskimi katolikami. W dodatku wojna światowa wyzuła ludzi z dobrych obycajów, nie mówię, ze syćkich…

O Polsce mówiło się, ze gdy powstaje, mają się ulęknąć nierządni poganie, i mo być ozdobą całej Europy. Żeby zaś tak było, to jo wom opowiem, jakie obycaje trzeba z polski usunąć:

Nie trzeba nom urzędników, co na wysokich koniach siedzą, ale takich, co równo przy ludzie stojo, jego biedę i niedolę widzą.

Nie trzeba nom tych, co na rogatych bykach siedzą, drugich pobodujo, aby dla siebie więcej zagarnąć.

Nie trzeba nom tych, co na brzuchatych i zbabranych wieprzach siedzą, bo z tych jest nowięcej bezrobotnych i chorych po śpitalach, i są ciężarem dla państwa.

Nie trzeba nom ani tych, co na zębatych tygrach siedzą, selijakich bezbożników i masonów, bo zjodajo owiecki a wilki sznujo i wychowujo.

Nie trzeba nom ani tych, co na krzywych hienach siedzą, bo wygrzebują, co jest ukryte w ludzkiej i krajowej kumorze, martwym spokoju nie dają, i nic nie jest pewne przed nimi.

Nie trzeba nom ani tych, co siedzą na żółwiach, gdzieś tam, w kanałach bo pracy potrzeba, bo pracowici ledwie siebie wyżywić mogą, a tu jesce za leniwca zdrowego, mocnego potrzeba rąk dokładać, a on może hulać i tańcować

Pod rządami takich ludzi państwo nie będzie państwem, ale jaskinią zbujów, co ich Pon Jezus tak pomianowoł.

Wydaje się, iż ten niezwykle mądry utwór winno się w całości odczytać w obecnym sejmie polskim!

Ogromne uznanie zyskał sobie Piotr Borowy utworem pt. „Sąd grzesznika nad samym sobą” napisanym zaledwie cztery miesiące przed śmiercią. Dzieło to refleksyjno – filozoficzne składa się z dziesięciu części, w których przeważa myśl o charakterze mistyczno – ascetycznym. Przez Karola Ludwika Konińskiego zaliczany jest on do utworów typu confessiones. Jednak nie mamy w nim do czynienia tylko z samą spowiedzią. Znajdujemy w nim również głęboką refleksie nad życiem, miejscem i rolą człowieka w świecie pełnym trudów, czy nie zrozumiałych cierpień. Orawski myśliciel tak oto się wypowiada:

Kto z tym światem związany: ten nie wie, co ma robić, ani jakim człowiekiem ma być –

Takie rzeczy widział ja!…

Kto zaślepiony tym światem: ten nie zna ducha swojego –

Takie rzeczy widział ja!…

Kto nie zna ducha swojego: tego napadają takie żądze, żeby rzucił na bok wstyd i bojaźń –

Takie rzeczy widział ja!…

Kto rzuca od siebie wstyd i bojaźń: tego miłość Boska nie pędzi, lecz taki duch, co robi z ludzi potwory –

Takie rzeczy widział ja!…

Komu się poczucie do Boga nie rwie: ten jest wiedziony złym duchem na powrozie marnych rzeczy –

Takie rzeczy widział ja!…

Kto jest związany marnymi rzeczami: ten jest prowadzony na placówkę śmierci, która jest bez nadziei –

Takie rzeczy widział ja!…

Umierać bez nadziei: to jest rzecz straszna i okropna –

Takie rzeczy widział ja!…”

W innym rozdziale tego cyklu zatytułowanym „Co będzie ze mną?” czytamy:

Mam wielki pociąg do tych rzeczy, które lubię. Choćby były dla mnie złe, to mnie nic nie obchodzi – i dlatego

co będzie ze mną?…

Nie mam siły… dziwniem słaby, aby zdziałać coś cnotliwego. A ponieważ człowiek bez cnoty jest nieczłowiekiem – to

co będzie ze mną?… Raduję się, gdy swoją wolę wykonam… i w końcu ta moja wola mnie dręczy i trapi – tedy co będzie ze mną?…”

„Sąd grzesznika nad samym sobą” zasługuje na uwagę nie tylko ze względu na swą głęboko oryginalną w literaturze chłopskiej treść, ale również zaciekawia swą przejrzystą i logiczną kompozycją. Struktura tego utworu zbudowana jest tak, iż autor w każdym jakby akapicie podaje jakieś dostrzeżone przez siebie w życiu zjawisko, a następnie próbuje się do niego ustosunkować przez swą refleksję, zadumę w refrenie. Jest to świadomy schemat hymniczny spotykany u wysokiej klasy twórców, ale tak bardzo charakterystyczny i indywidualny, że nie można „nałożyć” go na żaden „wzór” z dawnej literatury. Jest to według Stanisława Pigonia: Dziełko jedyne i bezprzykładne w całej naszej literaturze ludowej. Jest w nim surowa prostota sag skandynawskich, a uniesienie religijne i przezroczystość moralna pierwszych wyznawców Chrystusa. Autor stosuje tam jakąś odrębną, samoswoją rytmikę tej prozy, hymniczne wersety odcina od siebie jakoby osobne strofy.

Piotr Borowy uczył przypowieściami i w sposób doskonały potrafił ową, najczęściej alegoryczną, przypowieść dostosować do aktualnych polityczno – moralnych i religijnych potrzeb – tworząc jak pisze cytowany już prof. Pigoń, „cykl nauk prymitywnie, ale ujmująco ilustrowanych gadkami, literacko także piękne świadectwo gotowości narodowej ludu polskiego w momencie wskrzeszenia państwa. Na prostej osnowie tradycyjno – anegdotycznej rozsnuwał tam drogocenny wątek mądrości chłopskiej, tej, której początkiem bojaźń Boża”.

Następnym cyklem utworów Borowego są „Złote myśli”. Autor porusza w nich wiele kwestii z zagadnień filozoficznych, politycznych, społecznych i religijnych. Są to prawdopodobnie przewodnie myśli sztuk teatralnych, które myśliciel orawski stworzył kilkanaście i sam je odgrywał ze swoim zespołem. Niestety, nie zachowała żadna z tych sztuk, bo Borowy ich nie pisał. Jedynie poboczne i drugorzędne role dyktował członkom zespołu, a główną rolę wykonywał sam z pamięci: Gdy się znajdziesz w krzyzu, w biedzie syścy ci bedo radzić, abyś cierpioł cicho, ale kiedy ich nawiedzi bieda i krzyz, słowem i gniewem zaroz zdradzajo swoje cierpienie.

Słowik jacy w pewnym casie śicnie śpiewo, a cłowiek zły zawse mówi.

Nigdy cłowiek z tego skody nie mioł, ze mało jadoł albo pijoł.

Nie raduj się cudzej biedzie, ona i na ciebie przydzie.

Mówił Jasiek do Stasia: dziś ludzie syścy bardzo źli. Staś mu odpowiedzioł: naprowmy się oba, to bedo lepsi.

W swym życiu Pieter prowadził również dosyć bogatą korespondencję. Niestety nie zachowało się jej wiele, a część z niej znajduje się w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie. Prof. Marian Gotkiewicz w tekście pt. „Z listów gazdy Piotra Borowego” przytacza fragmenty dwóch listów autora „Złotych myśli”, które dowodzą, iż nie tylko interesował się on historią Orawy, ale również próbował powiązać w jedną całość wyczytane wcześniej wiadomości. Niezwykle charakterystyczny, a zarazem opisowy język, oparty przede wszystkim na gwarze orawskiej, świadczy ponownie o wielkim talencie oratorskim Borowego, o jego nieprzeciętnej umiejętności lapidarnego i jednocześnie trafnego ujmowania myśli.

Przedstawiony w dużym skrócie powyżej dorobek pisarski Borowego pokazuje jakim był oryginalnym myślicielem i pisarzem. Ten chłopski filozof, samouk potrafił stworzyć dzieła, które mimo niedociągnięć językowych, stylistycznych, zadziwiają swą dojrzałością, celnością refleksji, życiową mądrością oraz rzeczowym, a zarazem oszczędnym językiem, w którym słychać „echa klasycznej literatury religijne”.

Inne świadectwa współczesne:

* * *

Już w okresie międzywojennym nastąpiło w niektórych naszych kręgach społecznych spore zainteresowanie, by nie rzec fascynacja, nabożnym i przykładnym życiem oraz ewangeliczną działalnością i moralnymi naukami Piotra Borowego. W różnych regionach Polski powstawały Koła bądź Stowarzyszenia mające na celu szerzenie wśród społeczeństwa idei Apostoła Orawy, popularyzując życie według jego wzoru. Takie ośrodki funkcjonowały na Polesiu, na Pomorzu, na Śląsku i w Krakowie. Również po II Wojnie Światowej nie zaginęła ta sprawa i także owe idee są propagowane m.in. w Gliwicach, Mysłowicach i podwawelskim Grodzie.

W Warszawie w roku 1977 powstała Korespondencyjna Szkoła Charakteru im. Piotra Borowego. Wydała nawet specjalny „Poradnik metodyczny ucznia – korespondenta czyli wskazówki podające co, jak i kiedy powinien wykonać uczeń – korespondent, który pragnie pracować nad ulepszeniem swojego charakteru.” Czytamy w nim: (…) Teraz powiem ci, że Piotr Borowy został patronem Szkoły z powodu zalet charakteru. Posiadał on bowiem silny, stały, nieugięty, wyrobiony, mocny i prawy charakter. Był on ponadto przykładowym naśladowcą Chrystusa i pokornym czcicielem Matki Bożej. Obecnie w Muzeum Orawskiego Parku Etnograficznego w Zubrzycy Górnej jest stała wystawa poświęcona Piotrowi Borowemu. Wystawa ta mieści się w osobnej chałupie zwanej „Dom Borowego.”

***

Gdy miałem w 1989 roku pewne kłopoty z pracami związanymi z zewnętrznym otynkowaniem kościoła zwróciłem się pełen zatroskania z serdeczną prośbą o wstawiennictwo do Pana Boga poprzez Piotra Borowego. Modliłem się niezwykle gorąco do tego Apostoła Orawy. Jakież było moje zdziwienie kiedy następnego dnia roboty płynnie ruszyły i nabrały niebywałego tempa i sprawności. Kościół bardzo szybko został pięknie otynkowany, a wszystkie prace przebiegły nadzwyczaj pomyślnie i fachowo. Z całego serca dziękowałem Piotrowi za wstawiennictwo w moich prośbach. Od tej chwili we wszystkich trudnych dla mnie sprawach polecam się Piotrowi o Jego wstawiennictwo do Boga. Nie było jeszcze wypadku, by mi nie pomógł. Toteż codziennie w swoich modlitwach z wielką ufnością polecam kwestię jego wyniesienia na ołtarze Panu Bogu.

Ks. kanonik Bolesław Kołacz – proboszcz parafii Lipnica Wielka

***

Nie ulega wątpliwości, że Piotr Borowy był człowiekiem niezwykłym, łatwo byłoby udowodnić, że – świętym! Cudem pokuty i pokory wobec Boga Ukrzyżowanego i jedynego było całe życie. Cudem widzialnym była też dla niego Polska. Czyż trzeba więcej, by przedłużać czekanie, by umieścić go na ołtarzach?

Na ołtarzach naszych serc już jest od dawna, na ołtarzach serc polskich, słowackich, węgierskich. Orawski gazda, rabczycki misjonarz, lipnicki patriota uczy nas nieustannie przyznawania się do win, przypomina, że więcej powinniśmy czynić dla Boga i Ojczyzny, Znacznie więcej niż aktualnie robimy!

Piotr Borowy to przede wszystkim autentyczny człowiek Boży! Nie polityk. Takim chciejmy go widzieć dziś i w przyszłości, która powinna zachować go trwale w pamięci.

Emil Biela – Myślenice. Jest on autorem obszernej pracy pt. „Apostoł Orawy”. Napisanej w roku 1994.

***

Zapamiętałam wspomnienia moich sąsiadek Justyny Rąbały i Ireny Karlak – kobiet nadzwyczaj pobożnych i żyjących w głębokim oddaniu wierze katolickiej, doroczyńczyń naszego Kościoła i ofiarnych katoliczek, które nigdy nie odmawiały pomocy bliźnim (zamarły w latach 80-tych). Często podkreślały one wielką pobożność Piotra Borowego, oddanie bez reszty Bogu i wprowadzanie nauk Chrystusowych w czyn, dając innym niebywały przykład chrześcijańskiego życia. On nie językiem ale swoim postępowaniem miłował Pana Boga. W każdym człowieku widział Chrystusa – zwłaszcza w ubogim i chorym. Żył jak prawdziwy Święty – skromnie, w umartwieniu i wielkiej uczynności oraz życzliwości dla ludzi. Każdemu bliźniemu dałby przysłowiowej krwi z palca i jak święty Marcin oddałby ostatnie ubranie potrzebującemu. Zwykle kończyły rozmowę ze mną stwierdzeniem – Uwidzis Emilku on bedzie piyrsym świyntym orawskim.

Emil Kowalczyk – Lipnica Wielka

***

Pieter Borowy był człowiekiem bardzo religijnym i pobożnym. W kościele często zostawał dłużej i w głębokim zamyśleniu modlił się, klęcząc w specjalnie zrobionym przez siebie klęczniku. Żył tak jak przykazał Bóg. Był człowiekiem skromnym, pokornym i uczynnym. Żył ubogo, ale godnie nikomu nigdy w niczym nie zazdrościł. Wprowadzał nauki Chrystusa, szerzył Ewangelię i walczył z rozpowszechnionym wtedy pijaństwem i bluźnierstwem. Te jego wskazówki przynosiły widoczne efekty. Żydowscy karczmarze nawet wynosili wódkę i częstowali za darmo pierwszy kieliszek przed knajpami, bo ludzie przestali pić i zaczęli żyć nabożnie. Z sąsiadami utrzymywał bardzo przyjazne stosunki. Krowom zakładał koszyki na pyski, by te nie szarpnęły zboża czy też rzepy z cudzego, gdy je prowadził na pastwisko. Podobnie było z kurami. W każdym widział Chrystusa i tego uczył nas Lipniczan, zwłaszcza młodych. Jako dziewczynkom zwracał nam uwagę jak mamy się zachowywać i ubierać, by nie obrazić Pana Boga. Chętnie pomagał potrzebującym i leczył wodą ze źródełka. Prowadził życie godne naśladowania. Już za życia miał opinię Świętego!

Hermina Janiczak 83 lata – Lipnica Wielka

***

Jako dziesięcioletnia dziewczynka dość dobrze zapamiętałam Piotra Borowego. Widywałam go w kościele zatopionego na niezwykle skupionej i żarliwej modlitwie. Mama wskazywała mi go jako wzór pobożności i postępowania w życiu. Sąsiedzi u niego w niedzielę zbierali się na żywym różańcu, modlili się i wymieniali stacje różańcowe. Wszyscy go szanowali i cenili, podkreślając jego mądrość, pobożność i życzliwość dla drugich. Pouczał nas dzieci przy każdej okazji jak mamy się zachowywać, by nie martwić rodziców, księdza i przez to Pana Boga. Ale nigdy na nas nie krzyczał. Zwracał uwagę dyskretnie, lecz stanowczo przy tym posługiwał się krótkimi obrazowymi przykładami. Żył skromnie jak pustelnik. Nigdy nie szukał wygód. W stosunku do ludzi był dobry, uprzejmy i zgodliwy. Nie ujrzałeś u niego najmniejszego wynoszenia się nad innych i pychy. Nikomu nie odmawiał pomocy, chociaż sam jej także potrzebował, bo się u nich „nie przelewało”. Jego bydło nosiło specjalne „ochrony”, by nie zrobić szkody na poletkach sąsiadów. Ludzie już wtedy mówili – Żyje jak święty i będzie świętym!

Małgorzata Kubacka – Karlak lat 80 – Lipnica Wielka