Był rok 1931.Późne lato, może wczesna jesień. W każdym razie skwarny, słoneczny pył przywitał niespodziewanego gościa. Gdy wjeżdżał konnym zaprzęgiem do Jabłonki, urzekła go wspaniała panorama Tatr. Spojrzał za siebie i poczuł tchnienie babiogórskiej puszczy. Tak, to orawska kraina, nieznana, zapomniana, otoczona szańcem gór wita utrudzonego wędrowca.
Nim Melchior Wańkowicz napisze swój pierwszy reportaż o Orawie, o małym cypelku Polski, jak schodził przez wierch Babiej Góry, jak w jednym dniu poszerzyła mu się ojczyzna, to najpierw spotka ludzi, prostych, o góralskich obyczajach, wysłucha ich wspomnień, gawęd, opowieści. Odwiedzi sklep i karczmę Piekarczyków, zajrzy do Domu Ludowego, porozmawia z Księdzem Buroniem. Na chwilę wejdzie również do starej apteki Jana Neupaera. Tutaj przywita go stary Węgier, co to wielce Orawę umiłował. Córki pana Neupauera przybiegną rozradowane, bo i gość wyjątkowy i chwila niezwykła. Uśmiechają się, zagadują. Uczęszczają do polskiej szkoły, z zachwytem opowiadają o szkole, przynoszą swoje książki, jest się czym pochwalić, pięknie oprawione i już pokaźna ta domowa biblioteka.
Córki Neupauera nie mogły wtedy wiedzieć, że Wańkowicz napisze o nich w swojej książce, tak jak nie mogły wiedzieć, co przyniosą następne dni, miesiące, lata. Więc gdy starszy pan udał się w dalszą podróż, bo czas nagli i trzeba przed wieczorem ruszyć, to trzy dziewczynki zajęły się swoimi sprawami. Może powróciły do swoich dziewczęcych zabaw, a może musiały wybrać się po źródlana wodę spod Torni, albo pochwalone przez pana Wańkowicza zagłębiły się w lekturę swoich książek. Szczenięce lata córek Neupauera miały trwać jeszcze kilka lat, jednak już gdzieniegdzie dało się słyszeć odgłosy historii. Czas się wypełniał, nie było odwrotu, tylko pozostało pytanie, co jest przeznaczeniem, a co dziwnym zbiegiem okoliczności.
Środek wiosny. Niebo jednak pochmurne, zimno, tylko czekać aż spadnie deszcz. Od wizyty Melchiora Wańkowicza minęło 76. Wtedy to była jeszcze stary, drewniany budynek, nowy zaczęliśmy budować dopiero po 34 roku – pani Magdalena Dziubek, najmłodsza córka Jana Neupauera, wita mnie serdecznie. Tak się krzątam, trochę w aptece, trochę w domu. Co mi już pozostało-uśmiecha się, jak zwykle pogodna, ze zdrowym dystansem do siebie i świata. Siedzimy w kuchni. Tylko korytarz oddziela nas od apteki, dochodzą do nas odgłosy, w powietrzu unosi się lekki zapach medykamentów. Wańkowicza nie pamiętam. Byłam wtedy za mała- mówi-ale tata często wspomina. Wybiegłam z moimi siostrami, aby go przywitać. To na pewno. A książki? Książki pamiętam bardzo dobrze. To była dość pokaźna biblioteka, z roku na rok się powiększała. Gdy Wańkowicz nas odwiedził miałyśmy 23 egzemplarze. Tak pisze.
Trzy córki Neupaura to Klara, Marta i Magdalena. Wszystkie uczęszczały do szkoły powszechnej w Jabłonce, potem naukę kontynuowały w Gimnazjum w Jordanowie. Najstarsza Klara rozpoczęła jeszcze przed wojna liceum w Zakopanem, maturę zdała jedak 1945 w Terstynie.
Najtrudniejszy był okres wojny- wspomina pani Magda. Najpierw aresztowano ojca, dwa razy zamykano aptekę. Czasem nie było za co żyć. Jan Neupauer był człowiekiem niezwykle życzliwym i wrażliwym, często więc po prostu dawał lekarstwa na krechę, więc na początku okupacji córki wędrowały po orawskich wioskach prosząc o zwrot długu. Niektórzy dawali im jajka, chleb, coś do zjedzenia, niestety niektórzy się wypierali. Nieraz sytuacja ich przerastała, popłakiwały, ale nie poddawały się, walczyły. Napisały nawet list do prezydenta Słowacji, w którym przedstawiły swoją trudną sytuację i prosiły o uwolnienie ojca. Udało się. Jan Neupauer odzyskał wolność i mógł ponownie otworzyć aptekę. Trudne chwilę przyszły ponownie, gdy na Orawie zatrzymał się front. Całą rodzinę ewakuowano do Podwilka. Jabłonka była w rękach sowietów. W budynku apteki urządzono wojskowy szpital. Pani Magdalena wraz ze swoimi siostrami chodziła pieszo z Podwilka, aby choć popatrzeć na swoją aptekę. Front stał trzy miesiące. Całe wyposażenie apteki i domu zostało zniszczone i skradzione. Rosjanie niewiele pozostawili, a i to co zostało próbowali rozkraść nasi ludzie Płakałam, tłumaczyłam, że to jest nasze, wspólne, że to służy wszystkim- wspomina pani Magdalena Dziubek. Trudno było zacząć od nowa, przecież tak naprawdę nic nie ocalało. Zniszczone laboratorium, leki, wyposażenie. Zaczęła handlować masłem na Kleparzu w Krakowie, trzeba było od czegoś zacząć. I tak na nogach do Chabówki, potem przepełnionym pociągiem do Krakowa. W dzień w dzień grosz do grosz tylko po to aby kupić lekarstwa, aby apteka ruszyła.
Po wojnie drogi córek pana Neupauera się rozeszły. Nadeszły trudne czasy stalinowskie. Z mocy ustawy sejmowej z 1951 roku upaństwowiono wszystkie apteki, tym samym ich właściciele nie mieli żadnego prawa do swojego majątku. Jan Neupaer bardzo przeżył utratę swojej apteki, zmarł niespełna dwa lata po jej upaństwowieniu. To właśnie pani Magdalena przez cały czas pracowała w aptece na stanowisku farmaceutki. Starsza córka Klara studiowała farmacje w Bratysławie. Wyszła za mąż za Węgra, zamieszkała i pracowała w Koszycach. Marta przez parę lat po wojnie uczyła w Szkole Rolniczej w Jabłonce. Potem założyła rodzinę ze Słowakiem pochodzenia węgierskiego i przeniosła się do Preszowa. Klara zmarła kilka lat temu, zaś Marta nadal mieszka na Słowacji.
Gdy Wańkowicz opuszczał Orawę, myślał o ludziach, których spotkał, przywoływał obrazy, słowa, wrażenie. Z pewnością widział trzy małe, rozradowane, sympatyczne dziewczyny z jabłoczańskiej apteki. Pisze, że było już ciemno, że wjeżdżał konnym zaprzęgiem w kompletną czerń babiogórskiej puszczy. Poczuł się głęboko związany z tym małym, zapomnianym skrawkiem Polski. Spojrzał więc jeszcze raz z pewnym rozrzewnieniem za siebie. Tylko ciemność, noc. Nie dostrzegł nawet kontur podbabiogórskich wiosek. Ale gdzieś w głębi tej ciemności tliło się życie, rodził się nowy dzień.
Woźnica popędził konia. Ostry, zimny wiatr przyniósł zapach gór. Orawa pozostała za plecami, trzy córki aptekarza z Jabłonki zapadły w głęboki, błogi sen. Trzeba jechać przed siebie, nie ma odwrotu. Nie wiadomo, czy Wańkowicz rozmawiał z woźnicą, czy może zmęczony milczał. Z pewnością nie myślał o drodze, o tym co go czeka. Myślał o Orawie, o małym skrawku Polski, choć w dali nieubłagany los czekał już ze światową wojną, armia Andersa, Monte Casino, emigracją, z ukochaną, ale zniewoloną Polską.
(Robert Kowalczyk tekst 2007)