Kiedy przybyłem do Lipnicy Wielkiej, a dokładnie do Kiczor to popołudniami, a szczególnie wieczorami słychać było tu i ówdzie pieśni śpiewane przez pasterzy. Bydło paśli wszyscy, dorośli, młodzi starsi, słowem komu przypadło wygnać krowę czy kozy na pastwisko z bicza, bez palikowania. Jeszcze słychać było śpiewanie, granie, pieśni z pól i lasów, w czasie pasienia, obróbki lnu, młocki, skubarek. Jeszcze spotkać można było muzykantów z dziada pradziada, co na skrzypcach własnej roboty grali. Wieś żyła, cieszyła się, kultura orawska trwała przekazywana z pokolenia na pokolenie. Od Murowanicy przez Lipnicę po Przywarówkę i Kiczory śpiewano i grano, gdy kończyły się pracę, gdy się spotykano, gdy po prostu serce pragnęło muzyki.
To było. Przemiany społeczne, gospodarcze sprawiły, iż zanikły dawne prace, a więc zanikły także dawne obyczaje. Trudno dzisiaj spotkać spontanicznie śpiewającego czy grającego orawskiego górala.
Zaznałem gospodarzy, lipniczan, którzy sami zrobili instrumenty, złóbcoki, skrzypce, fujarki i grali wieczorami dla siebie, rodziny i dzieci. Kiedyś nauczyli się tej trudnej sztuki od starszych i następnie chcieli ja przekazać młodszym. Niestety często swoje melodie, swój styl gry zabrali ze sobą, na drugi świat. Bo trzeba pamiętać i mieć tego świadomość, ze muzyka orawska przekazywana była drogą zapamiętywania, a nie zapisu nutowego. Charakteryzowało ja znaczna wielość wersji, naturalna skłonność do tworzenia wariantów, indywidualność stylu i ludowa technika gry.
Obecnie młodzież na Orawie garnie się do grania. Chce grać i śpiewać po orawsku. Chce kontynuować tę jakże bogatą i piękną tradycje. My, starsi, mamy obowiązek im to umożliwić, a wręcz to jest nasza powinność. Biada temu, kto tego nie rozumie.
Robienie instrumentów ludowych przez naszych przodków i garnie na nich dla przyjemności oraz przy różnych okazjach to tradycja, to przeszłość. Dzisiaj trzeba uczyć dzieci, zakładać zespoły, uczyć w szkole. Są chętni i ma to kto robić. Ma kto szyć stroje. Są tacy ludzie w Podszklu, w Podwilku, w Lipnicy, w Kiczorach. Ma kto uczyć orawskiej kultury. Stać na straży tego, co nasze, co orawskie.
Marzeniem Emila Kowalczyka był rozwój zespołów regionalnych i dziecięcych i młodzieżowych i dorosłych we wszystkich dziedzinach i wioskach Orawy i zorganizowanie wielkiej folklorystycznej imprezy łączącej polską i słowacką Orawę. Nas stać, aby temu zadaniu sprostać.
Był Emil Mika, zbieracz pieśni z pól i lasów, była muzyka Węgrzynów, Gawełdów i Lachów i inni muzykanci z Przywarówki i Kiczor, byli wielcy tancerze jak Siarka z Polany, jak Wincenty Kocur – Wolorz z Przywarówki. Obecnie są ludzie, którym chce się kontynuować orawskość, dziedzictwo narodowe w Lipnicy Wielkiej i innych wsiach. Chwała tym, co w szkołach zdobyli odzienie orawskie przy wspólnym wysiłku rodziców.
Uczeni w piśmie, którzy powrócili na Orawę, a czują i kochają tutejszą kulturę mogą sprawić, ze Orawa będzie żyła, nie zaginie. Rozumiem, że są inne czasy, wiele trudności innego rodzaju niż dawniej, ale wspólnymi siłami można wszystko przezwyciężyć.
Ludwik Młynarczyk (2007)