W Gazecie Podhalańskiej z 1928 roku o naszej Lipnicy Wielkiej i działalności Domu Ludowego

LIPNICA WIELKA na Orawie, w kwietniu.

Wszystko tu cicho żyje, ani znaku życia, tak się zdaje, że u stóp Babiej Góry i ludzie i przyroda są pogrążeni w głębokim śnie. Tak nam się to wydaje, jeżeli z dalsza spojrzymy na Lipnicę?.

Przychodząc do wsi, tu wszystko Inaczej. Droga starannie utrzymana, mosty na nowo zbudowane, – chaty przybierają na siebie świeżą odzież. Buduje się mieszkania, młyny, domy ludowe.

Oświatę czerpie dziatwa w pięciu szkołach, pod kierownictwem niestrudzonych nauczycieli i nauczycielek – młodzież zaś pozaszkolna i ludność pilnie odwiedza dom ludowy. O tem domie ludowym bylibyśmy zapomnieli, którego pierwsze podwaliny zbudował ks. Ferdynand Machay, za jego to staraniem otrzymano fundusze potrzebne na budowę tego domu. Dzieło zakończa obecnie jego siostra Józefina, jako prezeska Towarzystwa Szkół Ludowych.

Kto pierwszy raz przychodzi do Lipnicy myśli sobie na pierwszy rzut oka, że to Bank Narodowy. albo duży teatr, takiej budowy śmiało może pozazdrościć nawet większe miasto. Na budowę tego domu ludowego potrzebne fundusze dał rząd, TSL i dochody z przedstawień na ten cel się obracały. Tu się nic nie wychwala, tu się pracuje. – Nie były zaproszenia rozsyłane, jednak na przedstawienie zgarnęło się mnóstwo ludzi. Sala była po brzegi wypełniona, kiedy to grano „Zrękowiny u Druzgały” teraz w kwietniu.

Osoby znakomicie się wywiązały ze swoich zadań, jakżeby nie, kiedy kierują nimi te osoby, które kiedyś wszystko poświęciły dla odzyskania Orawy dla Polski. Była to ciężka wtedy sprawa, trzeba było oświecać, uświadamiać, namawiać, no i do tego zawsze być gotowym na kule, albo granat ze strony przeciwnika podczas akcji plebiscytowej.

Podczas przedstawienia doskonale zrękowały u Druzgały Jazowska Hanusia z bratem Jasiem, głębokiem humorem napełniała całą salę Fitakowa Ruzusia i organista z czerwonem nosem, no a pijaka przepysznie udawał Pastwa Emil. Dobrze się wywiązali ze swoich ról Ślezak Karol, Janik Wincenty, Krzyś Wiktor.

Co mnie jeszcze uderzyło na przedstawieniu to staroświeckie spodnie u graczy, – osoby przybyłe z poza granicy, z Czechosłowacji – Ich nazwisk tu nie wymieniam.

Podczas przedstawienia rżnęła orkiestra dęta na pauzach. Tej orkiestry przed wojny, tu nie było, kto ją założył i wiele trudu włożył w jej wyszkolenie. O tem się nie pisze, nie chwali, ja tu mogę zdradzić, że tem niestrudzonem pracownikiem jest pan Mika Emil, kierownik szkoły. Szczęść mu w dalszej pracy.

Lipnicki lud szanuje bardzo swojego proboszcza, stara się o kościół.

Szkoda że zabrali stąd policję, bo przy granicy byłaby potrzebna. Do szerzenia oświaty między ludem żwawo bierze się miejscowa straż celna.

Szczęść wam Boże wszystkim w waszej cichej i trudnej pracy narodowej.

Babiogórski

 Gazeta Podhalańska 1928, nr. 18, s.2.